Z inną byłbym szczęśliwszy
Rycerz Niepokalanej 3/1949, grafika tytułowa do artykułu: Z inną byłbym szczęśliwszy, s. 77

Hankę znam nie od dziś. Ładna bo ładna, ślicznie tańczy, zgrabna, wygadana, ale jak na żonę. to za mało. Różnie o niej mówią. Teraz znów ma konkurenta. Miły chłopak, zdolny mechanik, u nas się stołuje. Na imię mu Jurek. Co wieczór przesiedzi u Hanki, wraca późno w noc, całe niedziele go nie ma. Mój ojciec próbuje mu tłumaczyć:

- Panie Jurku, nie daj się pan złapać Hance! - powiada kiedyś.

- Ona mnie nie łapie! - oburzył się nasz stołownik

- Proszę pamiętać: nie wszystko złoto, co się świeci. Ona każdemu mężczyźnie asystuje.

Nic nie pomagało. Więc ojciec zaczął od jakiegoś czasu przy każdej okazji wymieniać mechanikowi wszystkie błędy jego ukochanej. Aż pewnego razu zawołał ojciec zniecierpliwiony:

- Panie, czy pan oślepł? - Proszę pana - śmiał się mechanik - czy pan myśli, że mnie u panny Hani wszystko się podoba. Nic podobnego. Ale ona, jak każdy człowiek, ma w sobie wiele wrodzonej dobroci i gdy tylko zostanie moją żoną, będzie pięknie postępowała. Ja wierzę w swoją Hanię.

- Czy to czasem nie fantazje? - zauważył cierpko ojciec.

- Nie fantazje, bo ja wierzę, że Hania może się poprawić. I nie wyobrażam sobie życia bez niej.

Wkrótce odbył się ślub. Zgorszone matki uczciwych córek ze zgrozą wołały, że taka "latawica" złapała sobie chłopaka i to porządnego.

KOBIETA WOLI W OCZACH MĘŻA BYĆ LEPSZĄ NIŻ GORSZĄ

Mój ojciec miał rację. W niedługi czas odwiedza nas nowożeniec Jurek. Nos ma jakoś na kwintę.

- Co pan taki jakoś markotny? - zagaduje go ojciec.

- Przyszedłem prosić państwa, bym mógł się tu z powrotem stołować...

- O, co to, to nie! - zaprzeczyła moja matka. - Pan się musi u swojej żony stołować.

- Jak to - zawołał mechanik - przecie; pani mąż sam mi przepowiedział, że nie wytrzymam z nią!

- Mój złoty, panie Jurku! - roześmiał się ojciec - gdy widzimy przed ślubem, że ktoś chce głupio się ożenić, należy zrobić wszystko, by nie doszło do małżeństwa. Lecz całkiem co innego, gdy tacy ludzie już się pobrali. Wtedy na odwrót: trzeba uczynić wszystko, by mąż i żona trzymali się razem.

- Takie zdania można było wypowiadać za naszych dziadków odgryzał się ponuro mechanik - ale dzisiejsze młode żony są nic nie warte. Byle chłopaka sprowadziła do ołtarza, a potem nie dba o nic i jeszcze grozi... taka owaka... że pójdzie sobie do innego.

- Myli się pan - rzecze ojciec. - Dzisiejsi ludzie nie są gorsi od dawnych, tylko mają więcej pokus, I za mało się wymaga dobrych czynów od młodych osób. Pan, na przykład, nie powinien narzekać na Hanię jak dziad, ale w sposób miły, nieraz nawet na wesoło, żądać od niej szlachetnego postępowania, gdy ona błądzi, i ufać z młodzieńczym zapałem, że ona się poprawi, a nie uciekać tchórzliwie od żony. Czy nie mówił mi pan dawniej, ile dobroci leży w naturze pani Hanki? Ale pan powinien tę szlachetność obudzić w żonie, bo do tego czasu mężczyźni tylko jej nadskakiwali i ją psuli, ogłupiali.

- Ona się nie poprawi. To, co pan mówi to fantazje - machnął ręką mechanik.

- Nie fantazje - odparł ojciec. - Czy pan, panie Jurku, nie przypomina sobie, co mi pan mówił przed ślubem; że pan wierzy w szlachetność Hani? że ona z błędów się poprawi, gdy zostanie żoną?

- Omyliłem się... - stęknął mechanik.

- Przeciwnie. Teraz pan się myli. Bo właśnie teraz powinien pan mieć tę samą wiarę w Hanię, jak przed ślubem. I ustosunkować się wobec niej tak, jakby się pan spodziewał po niej najlepszego postępowania. Tak akurat dawał jej pan do zrozumienia jako narzeczony i ona to czuła, dlatego starała się wtedy postępować wobec pana najserdeczniej. Otóż tak po narzeczeńsku musi pan znów wobec Hani się zachować. Bo gdy komu okazujemy wielkie zaufanie, to na ogół taki ktoś stara się nie zawieść naszego zaufania, a jeśli nie zawodzi obcy człowiek, to tym bardziej żona.

- Ale czy ona zechce być lepszą, gdy zacznę być dla niej taki jak byłem jako narzeczony?

- Panie, ja panu powiem - odezwała się moja mama - każda kobieta woli w oczach męża być lepszą niż gorszą.

POKUSA, JAKĄ PRZECHODZI KAŻDY MĄŻ I ŻONA

Jakiś czas nie było u nas pana Jurka. Już myślałem, że wszystko się u nich uładziło, ale gdzie tam! Znów nas odwiedził. Tym razem zaczął z innej beczki. Tłumaczył, że nim poznał Hanię, "chodził" z inną dziewczyną i dziś żałuje, bo dopiero teraz zrozumiał, że z tamtą byłby szczęśliwszy. Mój ojciec roześmiał się na to od ucha do ucha:

- A od kiedy panu się zdaje, że z tamtą byłby pan szczęśliwy? - zapytał.

- Hania mi robi różne przykrości, i od tego czasu

- Panie, to stare jak świat! - śmiał się ojciec. - Zawsze gdy w jakiś czas po ślubie przyjdą nieporozumienia, to mężowi się zdaje, że z inną byłby szczęśliwszy, a żonie - że z innym. Jest to znana pokusa wyobraźni. Ale czy pan sądzi, że pani Hania nie odczuwa takich pańskich myśli? I czy ją to dobrze do pana usposabia? A z drugiej strony, gdy pan tak ciągle myśli o innej, to czy to nie pcha pana do tego, by coraz gorzej postępować wobec żony? Ona się więc boczy na pana, a pan na nią. A wszystko z jakiego powodu? że sobie ubzdurzyliście w wyobraźni, że każde byłoby szczęśliwsze, lecz z innym człowiekiem. A przecież to tylko... gra wyobraźni, gdyż jakby tam naprawdę ułożyło się panu życie z tą inną, nie wiadomo, każda bowiem panna jest przymilna przed ślubem. Ach, panie Jurku, jaki z pana jeszcze dzieciak i niedołęga!

Widziałem, że mechanik czuje się zdruzgotany. Milczał. Ale przecież przemówił, radząc się, co ma robić.

- Najpierw - tłumaczył mu ojciec - choćby pan naprawdę był z tą inną szczęśliwszy, to po co marzyć o niej, kiedy pan już ma żonę? A po wtóre, po co za pomocą wyobraźni utrudniać sobie życie z tą osobą, która jest pańską żoną do śmierci? Przecież gdyby pan nie myślał o tamtej, to byłby pan lepszy dla Hani i szczęśliwszy. I ona byłaby lepsza dla pana. Czyż nie tak? I po co tamtą niedoszłą żonę niepokoić spóźnionymi zalotami?

- Ja jeszcze tamtej nic nie mówię.

- To po co pan obdarza tamtą swoimi myślami, kiedy od czasu ślubu jest pan wyłączną własnością swej żony? Na razie pan zdradza żonę myślami i wyobraźnią, a później?... Nie, panie Jurku, mądry mąż używa wyobraźni po to, by sobie ułatwiać życie z żoną. Dlatego nie pozwala pierwszej lepszej myśli zagnieżdżać się w wyobraźni, bo wie, że wkrótce zabójcza myśl schwyciłaby go w swe szpony, a co mu po tym! Toteż gdy napastuje go pokusa, że z inną byłby szczęśliwszy, wypędza tę myśl, natomiast zaprzęga świadomie swą wyobraźnię do czego innego: oto umyślnie przypomina sobie, co pięknego przeżył z żoną; stawia sobie przed oczy jak żywe te zdarzenia, gdzie zalety żony występowały jak najpiękniej. Wyobraźnia bowiem pomaga postępować tak, jak sobie przedtem wyobrażaliśmy to postępowanie. Taka już jest natura ludzka. Gdy więc na przyszłość - i to aż do śmierci - nie będzie pan wyobrażał sobie życia inaczej, jak tylko z panią Hanią, wówczas gdy przyjdą w małżeństwie jakieś przykre okoliczności, postąpi pan wobec Hani tak, że to postępowanie podtrzymywać będzie jedność małżeńską aż do śmierci. I to mimo woli, odruchowo, bez szczególnego wysiłku będzie pan tak wobec żony postępował. Mogą przychodzić wtedy różne, nawet wielkie przykrości, ale będą one małe w oczach pana. Ale bywa też na odwrót: mianowicie, jeżeli mąż powiada sobie zawczasu, że gdy będzie miał od żony za wiele przykrości, to się z żoną rozejdzie, wówczas dla takiego niewytrzymałego męża lada przykrość, wyrządzana mu przez żonę, urasta w jego oczach do wielkości nieszczęścia, do jednego więcej powodu, by się rozejść. Czy pan pamięta, panie Jurku, co pan do mnie mówił jeszcze jako narzeczony Hani: że nie wyobraża pan sobie życia bez niej? Otóż musi pan dalej myśleć, że nie wyobraża pan sobie życia bez Hani-żony. Wyobraźnią trzeba kierować, bo to ślepa siła. Inaczej sama wyobraźnia może rozbić szczęście małżeńskie. Mądry mąż kieruje wyobraźnią, jak jeździec koniem. Bo cóż wart jeździec, którym... koń rządzi?