KS. PRYMASA NA SATURNII. - DZIĘKUJEMY DOSTOJNEMU WODZOWI. - w MIEŚCIE NOWEJ GWIAZDY. - WŚRÓD RODAKÓW. - MISTYCZNY ZAPACH RÓŻ - MODLITWA SERC.
Kiedyśmy się wydostali z milionowego mrowiska ludzi, był iuż wieczór godzina ósma. Przeciskamy się brzegiem rzeki do naszego statku. A z nami idzie rzesza żegnająca nas. Proszą o podpisy na obrazkach, w książeczkach. Wielu korzysta z okazji, aby uwiecznić swoje nazwisko w książeczce jakiegoś Ejrysza czy Ejryszki.
Ale tender już czeka, trzeba się spieszyć. Odjeżdżamy. Na brzegu zostaje żegnając nas, tłum poczciwych Irlandczyków, żal dziwny skrada się, chwytając krtań. Opuszczamy Dublin po raz ostatni. Już tu nie powrócimy, jak wracaliśmy przez parę minionych dni, dwa razy dziennie.
Ci dobrzy, pobożni ludzie powiewają chustkami i czapkami, wykrzykując słowa pożegnania, Trudno nam się było porozumieć z sobą, niewiele nawet mieliśmy czasu na obserwacje, a jednak takeśmy ich pokochali, że czujemy się prawie, jak bliska rodzina. Bo tyle serca nam okazywali na każdym kroku, takiim zbudowaniem byli, tak promieniowała od nich mocna, żywa wiara, iż niesposób ich za to wszystko nie pokochać. Przez to więc są nam tak bliscy, prawdziwie bracia i siostry!...
Oddalamy się od brzegów coraz bardziej, wypływając na pełne morze. Ludzie idą za nami brzegiem rzeki. Ale kończy się wybrzeże portowe. Ostatnie spojrzenie, ostatnie ruchy pożegnalne i powoli zacierają się nam ich sylwetki w oddali. Wreszcie sina dal ich zagarnęła.
Po powrocie każdy spieszy na spoczynek. Wtem rozchodzi się wieść, że o 11 ma wrócić J.Em. Ks[iądz] Prymas z Ks[ięża] biskupami. Więc czekamy na naszych dostojnych przewodników, aby im okazać wdzięczność za dowództwo duchowe i za tak godną reprezentację naszej Ojczyzny.
Skoro więc tender dojeżdżał do Saturnii, wylegliśmy wszyscy na pokład i wśród radosnych śpiewów i okrzyków wprowadzili ich "na okręt.
Po północy podniesiono kotwice i ruszamy spowrotem ku Europie. Nikt jednak nie czeka na uroczą chwilę odjazdu, bo wszyscy zmęczeni i utrudzeni do ostatka.
Nazajutrz po nabożeństwie odbyło się uroczyste i serdeczne podziękowanie ks. Prymasowi. W imieniu wszystkich przemówił znany publicysta p. J. Rembieliński, wyrażając szczerą wdzięczność Eminencji, gdyż kardynalska purpura dużo dodała blasku naszej pielgrzymce i uświetniła ją. Za troskliwą opiekę duchowną jesteśmy naprawdę wdzięczni tak Eminencji jak i obu Ekscelencjom. Także i ks. dyr. Janickiemu, za mnóstwo trudów i starań, dla nas podjętych. Jak dawniej szukano w noc świętojańską kwiatu paproci - tak on w tę niezapomnianą noc z niemałą troską szukał tendra na morzu. -
Przewodnikom wszystkim składamy wszyscy szczere Bóg zapłać! Potem w imieniu emigracji podziękował za opiekę ks. Rogaczewski z Metzu.
Ks. Prymas odpowiedział serdecznie, dziękując nam za to, żeśmy Polskę reprezentowali godnie, swym skupieniem i pobożnością głosili jej gorącą wiarę, i za trudy, których nie przewidywaliśmy. A wrażenia, wyniesione z tego wspaniałego hołdu, składanego przez ludzkość Jezusowi Eucharystycznemu na Kongresie, niech nam żywo stoją w pamięci, podniecają miłość w sercach ku naszemu Panu i Stwórcy...
I mieliśmy pełne dusze uroczych i rzewnych wspomnień, aby nimi podzielić się z najbliższymi, którzy nie mogli uczestniczyć w tej międzynarodowej manifestacji wiary i miłości.
Do Cherbourga (wym. Szerburga) przybyliśmy ze znacznym opóźnieniem we wtorek.
Tu żegnamy gościnna Saturnję i wsiadamy do pociągu, który unosi nas do małego i do niedawna nieznanego szerzej miasteczka Lisieux. Ale teraz to miasteczko jest sławne. Zna. je cały świat katolicki.
O, błogosławione miasto, które Pan zaszczycił Swą łaską niewymowną, przysyłając w ciche ustronie twego Karmelu ten cudny kwiat, który imię twoje rozsławił po wszystkich krańcach ziemi!
Wysiadamy na miłym, schludnym dworcu. Tu już czeka gromada rodaków, z ks. dr. Cegiełką na czele, którzy przyjechali z Hawru i bliższych okolic, aby jeszcze raz spojrzeć w dobre oczy opiekuna swych dusz polskich i otrzymać jego błogosławieństwo. Dziewczynki w barwnych strojach krakowskich, z rozśmianymi buziakami idą na przedzie, za nimi młodzież i starsi.
Radośni, drżąc od jakiegoś dziwnego wzruszenia, idziemy w stronę Karmelu. Po drodze uderza nas fakt, iż całe miasto żyje pod urokiem swej świętej. Prawda, przecież to tydzień św. Teresy. Więc rodaków Świętej, zwłaszcza młodzieży, którą zwołano tu na kongres, sporo się zjechało. Dlatego wszędzie pełno jej obrazów i figur, z których uśmiecha się anielsko uśmiechem nadziemskim, bożym.
Z drugiej jednak strony robi to trochę wrażenie naszego odpustu wiejskiego. Praktyczni Francuzi korzystają z napływu gości i robią interes. I to trochę razi, choć niejeden znów zadowolony, że może łatwo zakupić różne pamiątki.
Przed kościołem wita nas pasterz diecezji z rzeszą wiernych, którzy wyszli naprzeciw procesjonalnie z chorągwiami i sztandarami. Wstępujemy w progi świątyni. Owionął nas zapach róż, bijący z bocznej kaplicy, gdzie po swym krótkim życiu, wypełnionym miłością, której symbolem są róże, miłością najwyższą, najświętszą, najdoskonalszą, spoczęła "mała królewna".
Upadamy na kolana, adorując ukrytego Mistrza, Źródło świętości.
Bądź pozdrowion, Jezu utajony, któryś w tym przybytku skromnym był pokarmem, podporą, dźwignią, przyjacielem - słowem, wszystkim dla swej wybranej Oblubienicy!
Ks. biskup Okoniewski odprawia krótkie nabożeństwo i udziela, błogosławieństwa Najśw. Sakramentem. I w tym cichym kościółku klasztornym modlimy się żarliwie, tak pokornie, z taką skruchą i przejęciem, jak rzadko kiedy. Bo tu modliła się Ona, a modliła gorąco, z pokorą, wylaniem miłosnym - wiadomo - Święta! Chcemy więc ją naśladować, bo chcemy zwrócić na siebie jej uwagę, chcemy wchłonąć w siebie tyle łaski, ile Ona wchłaniała w czasie rozmowy z ukrytym w tabernakulum Panem. Czy potrafimy?...
Potem ciśniemy się jeszcze do jej grobowca w kaplicy na prawo. Ale tylko na chwilę, bo wnet wołają nas na obiad, że to już dość późna godzina.