Z hołdem Jezusowi Eucharystycznemu na Zieloną Wyspę

Garść wrażeń z pielgrzymki do Dublina (9)

W LONDYNIE

Na Zamek królewski - Opactwo westminsterskie - Czy tylko przepych - Kościół św. Pawła - w katedrze katolickiej - z nami Bóg! - Serce i słońce katolicyzmu - Jego potęga i powab

Autokary zaczynają warczeć. Ruszamy. Dzielnica warstwy średniej. Widać duże kamienice kilkupiętrowe. Wszystkie szare, ciemne - sprawiają ponury widok. Pokazują nam też najwyższy dom mieszkalny 11-piętrowy.

Dzielnica najbogatszych. W ogrodach, parkach lub wprost przy ulicy znajdują się ładne wille, pałace lub też zwykłe, szare kamienice. Dojeżdżamy do zamku królewskiego. Wchodzimy na olbrzymi Plac, niby podwórze zamkowe. Pod gmachem wznosi się kolosalnych rozmiarów pomnik królowej Wiktorii z białego kamienia. U dołu grupy rożnych osób, wyżej wznosi się posąg królowej.

Przed zamkiem chodzi sprężystym krokiem żołnierz w barwnym stroju z ogromną czapką na głowie i karabinem na ramieniu To grenadjer szkocki. Zabawnie wygląda, gdy, zawracając w swoim spacerze, podnosi wysoko nogi i mocno tupie.

O zamku nie mogę wiele powiedzieć, oprócz tego, że jest gmachem olbrzymim, szarym, z niezliczoną liczbą okien. Szczegółów nie było już czasu oglądać, bo trzeba jechać dalej. Niektórzy, wprawniejsi fotografowie, uwieńczają gromadki naszych pielgrzymów na tle potężnego pomnika Wiktorii. Ja nawet nie próbuję, bo zanim bym przygotował się do zdjęcia, toby wszyscy gotowi odjechać, jako żem nowicjusz sztuki fotograficznej.

Teraz jedziemy do opactwa Westminster (patrz fotogr. w numerze majowym "Rycerza", str. 139). Jest to wspaniały kościół i opactwo benedyktyńskie, zabrane katolikom przez sektę anglikańską.

Ks. dyrektor Janicki objaśnia krótko. Kościół, zbudowany w kształcie krzyża, jest on jednym z największych na świecie. Długość wynosi 156 m. Już z zewnątrz widać, że świątynia jest w stylu gotyckim, w odcieniu tzw. tudor angielski. Szlachetność uduchowionego stylu porywa. Co za smukłość linii! Niezliczone, z niezwykłą delikatnością i finezją wykute w ciosie wieżyczki, wprost cudownie zdobią roje szkarp i łuków przypornych, wyrywając się ku górze. Misterność i koronkowa wprost przejrzystość rzeźb uwydatnia się szczególnie na odnowionej świeżo kaplicy Henryka VII, zbudowanej w XIII w., gdzie spoczywają relikwje św. Edwarda.

Wchodzimy do wnętrza. Wrażenie potężne. Po strzelających wgórę liniach wspina się oko ku gwiaździstym żebrowaniom sklepień. Kościół długi, wąski. Zbudowany z kamienia i, oczywiście, niemalowany, przytłacza niejako swym ogromem. Lecz nie, bo smukłość wysokich sklepień ostrołukowych porywa ducha wzwyż ponad ten niski świat.

Oba ramiona krzyża wypełniają nowsze pomniki i nagrobki, wśród których i nagrobek Darwina się znajduje. Są one różnej wartości pod względem artystycznym, ale jako nowotwory, nie sharmonizowane wcale z przepięknym stylem kościoła, psują wdzięk architektury gotyckiej. Ot, zapchano piękną świątynię różnymi gratami, które swoją nowoczesnością kłócą się z jej czcigodnym, średniowiecznym wyglądem.

Chcieliśmy jeszcze zwiedzić kaplicę Henryka VII, tę najpiękniejszą i już odnowioną. Lecz mają ją otworzyć dopiero za pół godziny, tj. o 9:15. Teraz nie ma i co mówić o tym. Odnoszą się bowiem do nas szorstko i sztywnie, dowiedziawszy się, żeśmy katolicy polscy. Więc, śpiesząc dalej, rezygnujemy z tej przyjemności, zwłaszcza, że miała kosztować szylinga (2 zł) od osoby.

Opuszczamy opactwo z bolesnem uczuciem, iż to, co wieki dawne zbudowały, jako hołd, złożony Chrystusowi, obecnemu w Najśw. Sakramencie Ołtarza i będącemu Głową świętego, jednego, apostolskiego, katolickiego Kościoła - dzika herezja, złączona z niską zmysłowością i wyrafinowaną przewrotnością jej ukoronowanych wodzów, odebrała przemocą katolikom. I dlatego to w miejsce Eucharystii, ogniska i źródła życia Bożego, jakie tu kwitnęło przed czterema wiekami, zapanował chłód i martwota, a miast radości i pogody - pustka i skostniałe formy.

Dziś nie ma też już opactwa westminsterskiego. Pozostał tylko wspaniały, gotycki kapitularz - niemy świadek świetlanej przeszłości zakonu i chwały Bożej, która tu rozbrzmiewała codziennie, snując się niby dym kadzidlany modlitwy i dźwięcząc psalmodią, rwącą się z piersi setek mnichów benedyktyńskich.

Jadąc dalej, oglądamy po drodze gmach parlamentu i senatu brytyjskiego, zbudowane również w stylu gotyckim.

Wożą nas ulicami najpiękniejszymi. Ale widać nie ma ich tak wiele, mimo, że Londyn jest największym miastem na świecie, skoro niektórymi przejeżdżamy coś ze 3 razy. Rzecz jasna, że nie jedziemy do dzielnic ubogich ani na peryferie. Bo wtedy przekonalibyśmy się, iż i w sławetnym Londynie nędzy skrajnej jest dosyć, podobno znacznie więcej, niż w innych miastach świata. Ale brud, niedostatek, bieda kryje się skrzętnie po przedmieściach i w suterynach. Dostęp więc do nich trudny. Zresztą znamy dobrze naszą rodzinną biedę - po co mam oglądać zagraniczną? I tak jej przecież nie możemy pomóc.

Zwiedzamy jeszcze kościół św. Pawła. Dzieje jego są dawne. Juz w VII w. stał tu kościół, który rozbudowano w wieku XII i XIII, wskutek czego w miejsce romańskiego przybrał styl gotycki. Kiedy jednak w r. 1666 spaliła się część Londynu, a z nią i kościół św. Pawła, odebrany już przedtem katolikom przez herezję anglikańską, wówczas odbudowano go według planu i na wzór bazyliki św. Piotra w Rzymie, która wtedy była już skończona.

Dziwne to: zerwano z Rzymem i potargano jedność Kościoła Chrystusowego, a mimo to kopjują architekturę prześladowanego przez nich Kościoła katolickiego.

Kościół św. Pawła należy również do największych kościołów w świecie, a wyniosła kopuła, wysoka na 111 metrów, oraz kształt całej świątyni przypomina b[ardzo] wyraźnie bazylikę św. Piotra w Rzymie, Zbudowany w stylu renesansowym, choć ślady dawnego gotyku są również widoczne (patrz fot. 2).

Ciekawy i ładny jest obraz P[ana] Jezusa pukającego do serca. Przejeżdżając koło katedry katolickiej, wstępujemy do niej, by pokłonić się P[anu] Jezusowi. Ogromna, nowa świątynia, niedawno zbudowana. Na razie uboga i skromna, bo katolików jest mało w porównaniu z morzem anglikanizmu i do niedawna byli prześladowani z okropną zaciekłością.

Ale jakżeż tu miło, jak zacisznie i jak przytulnie. W kościołach protestanckich martwota i bezduszność działa przygnębiająco. Tu czuje się obecność Boga, przemieszkującego na ołtarzu. Tam nikt się nie modli, najwyżej ktoś ogląda zabytki sztuki. Tu bodaj kilkanaście osób klęczy w ławkach czy przed ołtarzem, rozmawiając kornie z Jezusem Eucharystycznym.

O, tak, protestantyzm skostniał w bezdusznych i zimnych swych formach, nie przemawia do serc, bo wypędził ze swych świątyń Jezusa-Hostię, Przyjaciela ziemskich pielgrzymów. A nasze kościoły, choćby jak ubogie i skromne, przemawiają do duszy, do serca, każą nam zapomnieć o nędzy życia wobec niepojętej pokory, uniżenia i wyniszczenia Jezusowego, jakiem się przyodział w Sakramencie Ołtarza. Do kościoła idziemy z ufnością, wiedząc, że znajdziemy tam nie tylko ciche ustronie, gdzie możemy się skryć przed jazgotliwym, obłudnym i podłym światem, ale, że przychodzimy tu w gościnę do Przyjaciela najlepszego, do Boga, ukrywającego Swój majestat pod postacią okruszyny chleba, do Jezusa, znającego naszą nędzę i bolączki nasze i pragnącego nas pocieszyć, dopomóc nam w dźwiganiu brzemienia krzyża codziennych trosk i kłopotów.

W każdym kościele czy kaplicy jest też obraz czy figura Najśw. Matki Jezusa, Która i naszą jest Matką, Matką najczulszą, troskliwie interesującą się tym wszystkim, co nas boli, co nas dotyka. Przed Jej obrazem możemy wypłakać wszystką zgryzotę, użalić się na to, co nam dolega, opowiedzieć nie tylko radości, ale i cierpienia i dolegliwości, będąc pewni, że Maryja zrozumie szczebiot czy łkanie serc naszych.
Protestanci zaś tego nie mają, bo wypędzili ze swych świątyń Jezusa-Eucharystię, wyrzucili obrazy i figury Najświętszej Dziewicy. Cóż więc dziwnego, że kościoły ich puste, zieją martwotą i dyszą przejmującym serce chłodem.

Patrząc na to spustoszenie duchowe, lepiej się ocenia potęgę i życiodajną moc katolicyzmu, jaką mu daje Jezus sakramentalny i nabożeństwo do Maryi Niepokalanej. I widzi się te niezgłębione wartości, tryskające z serca naszej św. Wiary, z Najśw. Tajemnicy Ołtarza, i ocenia się powab serdeczny miłości ku Najśw. Dziewicy.

Takie to myśli i refleksje nasunęły mi się, kiedyśmy zwiedzali katedrę katolicką w Londynie. -


Dzisiejsze życie społeczne i towarzyskie wymaga koniecznie reformy. Zamieszanie, które dziś wszędzie panuje, da się skutecznie usunąć jedynie przez żywą w Boga wiarę, przenikającą i ogrzewającą z wnętrza stosunki ludzkie. Sławny socjolog Sombart powiedział, że późniejsi krytycy nazywać będą wiek nasz "wiekiem ciemnym" i to dlatego, żeśmy utracili Boga, Który jest światłem...

ks. I. Roelb

Parlament brytyjski

[Fot. 1] Gmach parlamentu brytyjskiego w Londynie.

Londyn, kościól św. Pawła

[Fot. 2] Kościół św. Pawła w Londynie, zabrany katolikom przez anglikanów.