Wyspa pachnących źródeł
W Sajgonie przerzedziła się liczba naszych pasażerów - zostały tylko niedobitki.
Droga do Hong-Kongu stawała się coraz bardziej burzliwa. Od wschodu dął silny huragan, rozkołysały się fale a z nimi i Sfinks. Z chmurnego nieba czasami strugami lał deszcz, więc siedzimy w kajutach.
A tu huśtawka. Okręt niemal swój dziób zatapiał, to znów wysoko stawał dęba, w miarę jak natrafiał na zapadliska czy góry wodne. Morze Chińskie jest zwykle burzliwe, czasem szalone, gdy się zerwie straszliwy tajfun. Okręt raz po raz wydawał głuchy jęk od uderzających potężnych fal.
Po trzech dniach żeglugi, światła na pobliskich wyspach zwiastują port. Po Mszy św. można było wreszcie bezpiecznie zjeść śniadanie - morze się uciszyło. Wychodzimy na pokład, by podziwiać piękno Hong-Kongu, czyli wyspy "pachnących źródeł".
To najpiękniejsza z dotychczasowych przystani. Z błękitnego morza wyrastają wyspy wysoko ukoronowane zielenią lasów. U stóp gór rozłożyły się dwa. miasta: na kończynach lądu chińskiego Kowloon, a na wyspie - Hong-Kong.
Przez Hong-Kong, przeszło półmilionowe miasto, przelewa się handel całych Chin Południowych, a zysk niemały z tego zostaje w kieszeni Anglików, więc dla obrony tej fortuny ufortyfikowano Hong-Kong. Miejscami ze szczytów wzgórz widać lufy armat, a i w porcie stoi wiele okrętów wojennych. W razie rozruchów i prześladowań w Chinach - tu pod opieką Anglików, znajdują misjonarze schronienie.
W Hong-Kong mieliśmy adresy kilku Polaków, prenumeratorów "Rycerza". Mogliśmy także zatrzymać się u misjonarzy francuskich. Już na okładzie uwija się jakiś ksiądz, a gdy dowiedział się, że jesteśmy Polakami wspomniał nam o nazwisku Polaka ks. Buchty, prowincjała Ks. Ks. Salezjanów. Z nim przeprawiamy się przez cieśninę motorówką do miasta. W pobliżu portu wspaniałe gmachy: konsulaty, banki i różne handlowe przedsiębiorstwa. Na górzystej wyspie - terenu dogodnego do budowy mało, więc gmachy wzniesione na 9 pięter i wyżej, a ulice dość ciasne.
Mijamy parę zborów protestanckich. Anglicy hojnie popierają swoje misje, mają kościoły, ochronki, a nawet domy, gdzie za niższym czynszem dają "mieszkanie nawróconym. Katolicy nie mogą im w tym dorównać. Lecz władze odnoszą się do katolików przychylnie. Wyżej też cenią księży, niż pastorów.
Tutejszy zakład salezjański to wspaniale dzieło długoletniego polskiego misjonarza w Chinach ks. Wieczorka. Oprowadzał nas ha. Buchta, Polak ze Śląska, dyrektor i profesor szkoły, który już od 7 zł pracuje w Hong-Kongu.
Szkoła katolicka na misjach odgrywa bardzo ważną rolę. Dlatego wysiłkiem misji katolickich utrzymuje się w Chinach ponad 4000 szkół elementarnych i 100 szkół średnich, w których się kształci 200.000 uczniów. Prócz tych jest sporo szkół zawodowych. Koroną zaś szkolnictwa katolickiego są, uniwersytety w Pekinie, i Szanghaju. Kościół zawsze pielęgnował naukę w przekonaniu, że umysł prawdziwie światły łatwiej się wzniesie do źródła wszelkiej wiedzy i prawdy: do Boga.