Wojna z przekleństwem

Tego dnia spieszyłem po - pracy do klubu. Bałem się spóźnić, bo referat miał być ciekawy: "O klątwach i wymysłach". Kierownik Klubu M.I. to dzielny chłop. Idąc na wojnę, jako podchorąży w 1939 r. zrobił dziwny ślub na intencję powrotu do narzeczonej i kochanej matki. Obiecał Niepokalanej, że nigdy nie zbrudzi ust klątwą czy wymysłem. Kto zna wojsko i wojnę, ten wie, że to niełatwe zadanie. Ale obietnicy dotrzymał. Wrócił z wojny w randze kapitana. Dziś prowadzi pod miastem małe gospodarstwo rolne, choć brak lewej ręki - co została w Puszczy Kampinoskiej - bardzo mu przeszkadza. Kochamy go wszyscy. To prawdziwy mężczyzna, a czysty, jak łza.

Sunę więc wielkimi krokami przez ulicę, bo przytrzymano mnie w warsztacie. A przede mną maszeruje dwóch chłopców: jeden może ma czternaście, a drugi piętnaście lat. Przejęci byli ogromnie. Jeden drugiemu opowiadał przebieg - zawodów. Uszu moich doszły urywki rozmowy:

- Wiesz, ten Furmaniak, byczy chłop, pcha się cholera z piłką do siatki, a ten cholerny Pękala podstawia mu nogę.

- Cholera - zawtórował drugi chłopiec. - Karpik cholernie się śpieszy na pomoc, a ta cholera - sędzia, gwiżdże. Mówię ci, cholera, publiczność krzyczy jak cholera.

- I co? - pyta zachwycony słuchacz.

A mnie porwał śmiech, a potem złość:

- To jasne - wmieszałem się do rozmowy - cholera - przecież to straszna choroba - wszyscy pomarli. - I oddaliłem się szybko, żeby nie zainkasować" jeszcze jednej "cholery" na własny rachunek.

Zrobiło mi się jakoś smutno. Co się stało z mową polską, pięknym językiem literackim i jędrną gwarą ludu! Zamienia się w jakiś bełkot, podobny do gdakania kury, czy bulgotu indora. Powtarza się w nim ciągle jedno, brutalne słowo, bezmyślnie i bez sensu...

Ale tego dnia prześladował mię pech. Za zakrętem ulicy zagrodziło mi drogę małe zbiegowisko. Oparty o bramę stał pijany człowiek. Widać po wypłacie zajrzał do szynku. żona wraz z dwojgiem dzieci starała się go wciągnąć na podwórze. Pijak opierał się z całych sił i obsypywał żonę, dzieci i gapiów najbrudniejszymi obelgami - nie do powtórzenia. Ludzie tłoczyli się, śmiali i z całą obojętnością patrzyli na wstyd biednej kobiety, zgorszenie dzieci i zezwierzęcenie istoty, która uważa się za człowieka.

Czas naglił. Wsiadłem na przystanku do autobusu. Za mną w kolejce tłoczyli się wsiadając pasażerowie. Zauważyłem wytwornie ubraną damę z pieskiem, a za nią grubą jejmość z walizką. Obie wtłoczyły się prawie jednocześnie, przy czym dama z pieskiem popchnęła korpulentną niewiastę, ta zaś, niechcący, potrąciła - pieska. I tu wybuchła burza. Dama burknęła, pani gruba warknęła - i oto z umalowanych usteczek "wykształconej" osoby popłynęły klątwy i najbrudniejsze wymysły - jak z miejskiego ścieku.

Kiedy wchodziłem do ciasnej salki klubu - byłem bogatszy o całe doświadczenie, zdobyte w krótkiej wędrówce. Tak, dzisiaj klną i rzucają obelgi wszyscy: dzieci i starsi, mężczyźni i kobiety, ludzie wykształceni i bez wykształcenia.

Salka była już pełna. Kierownik klubu właśnie zaczynał mówić:

- Człowiek od zwierzęcia - różni się tym, że myśli i mówi.

Człowiek kulturalny od" barbarzyńcy różni się szacunkiem dla innego człowieka.

Chrześcijanin, a zwłaszcza członek M.I. od poganina różni się tym, że naśladuje czystość Niepokalanej w myśli, mowie i czynach.

Święta prawda, pomyślałem. Przecie rozmowa chłopców na ulicy zaczęła zatracać cechy ludzkie. Stawała się bełkotem.

Kierownik ciągnął dalej:

- Jaka jest przyczyna, że ludzie klną?

- Głupota - człowiek nie myśli, więc w kółko powtarza mniej czy więcej brudne słowo...

Złość i nienawiść do ludzi - więc obrzuca innych obelgami.

Bagno w myśli i w duszy, które sprawia, że człowiek, myśląc nieustannie o sprawach nieczystych, nie może ich ukryć w sobie i bluzga błotem na otoczenie.

Głupota i złość rodzą klątwy i wymysły. Klątwy i wymysły szerzą w otoczeniu głupotę, złość i brud!

Utarło się gdzieniegdzie przekonanie, że prawdziwy mężczyzna, to taki, który tęgo klnie.. Nieprawda. Człowiek, który klnie i wymyśla, to tylko słabeusz, co nie może powstrzymać się od nerwowej potrzeby, aby zachować się - nieprzyzwoicie. Silny mężczyzna - to taki właśnie, który potrafi opanować siebie i chęć ubliżenia innemu.

Szerząc głupotę, obniżamy poziom kultury - która jest jednym z warunków rozwoju, a nawet istnienia naszego narodu.

Szerząc złość i nienawiść wzajemną przez klątwy i wymysły, rozbijamy jedność społeczeństwa, zamieniamy społeczność chrześcijańską na gromady warczących na siebie wilków.

Szerząc brud moralny przez wymysły, nieustannie obrażamy cześć kobiety, brukamy święte imię matki, przez Boga uświęcony akt powoływania do życia człowieka sprowadzamy do wstrętnej i poniżającej roli. Klątwy i wymysły są dowodem niskiego stanu moralnego i obniżają poziom moralny otoczenia.

A co powiedzieć o rodzicach, którzy nie opanowując się, przy dzieciach klną i wymyślają? Przecież to do nich również stosują się groźne słowa Zbawiciela, który mówi, iż los gorszycieli będzie tak straszny, że lepiej byłoby im nie żyć!

Kierownik umilkł, a my czekaliśmy z niepokojem jego dalszych słów. W uszach zaczynały mi zgrzytać klątwy zasłyszane w szkole, na ulicy, w warsztacie, na koleżeńskich zebraniach, z ust rodzeństwa. Rosły, coraz groźniejsze, coraz natarczywsze, jak huk morza, jak potworny, bezbożny ku czci zła hymn, który powtarzają nieustannie miliony ust. Zaczął mię ogarniać niepokój, potem bezradność i strach. Kto zatamuje tę powódź błota, co zalewa nasze życie?

Spojrzałem na kierownika. Ale bezręki kapitan nie zdradzał niepokoju. Przeciwnie, uśmiechał się, patrząc na nasze zasępione twarze.

- Jakiż wniosek z tego co mówiłem? - podjął - Rycerz Niepokalanej może wyciągnąć tylko jeden - weźmie się za bary ze złem! Walka z głupotą, złością i brudem - to przecież właśnie; nasze powołanie. Po to jesteśmy!

- Ale jak? - wyrwało mi się mimo woli z ust.

- Po żołniersku! To przecież wojna ze złem. Trzeba poznać siły nieprzyjaciela, nasze środki, określić cel, ustalić plan działania i uderzać mocno. A pamiętajmy, że mamy nie byle jakiego sojusznika: Matkę Bożą, która starła łeb czarta.

- Od czego zacząć?

- Od siebie. Postanawiamy - nigdy od dziś klątwą nie zbrudzić naszych ust. Co dzień będziemy o tym myśleć przy rachunku sumienia. żeby usta nasze były czyste - postanawiamy czuwać nad myślami - i czynami. Niech będą jasne i unikają brudu. O czyste myśli, słowa i czyny będziemy się modlić codziennie.

Pamiętajcie - przykład własny i modlitwa - to nasza główna broń! Ale nie jedyna. Dziś świat stoi na organizacji. I my organizujmy walkę z brudem w słowie. W szkole, w warsztacie, w domu, wśród kolegów. Namawiajmy grupkę osób myślących jak my: kolegów, towarzyszy pracy itp. do wspólnego działania. Na razie, bez słów, pokazujmy miłośnikowi brudnej mowy, że nas to nie bawi, że uważamy go za dzikusa i człowieka niekulturalnego. Nie oburzajmy się na początek. Lepiej amatora brudów wesoło wyśmiać - powtarzając chórem, ponurym głosem: "Co za piękna mowa" itp.

Ważna jest propaganda. Na przykład przeprowadźmy uchwałę, (w klubie M.I. lub w samorządzie szkolnym itp.), że nie będziemy kląć. Za klątwę - winny będzie płacił pięć złotych na "Caritas".

(Należy przygotować specjalna puszkę z napisem - "Fundusz obrony mowy polskiej" - lub podobny).

Za moich młodych lat w Harcerstwie - gdzie obowiązuje prawo, iż harcerz jest czysty w myśli, mowie i uczynku - na obozie, a nawet na zbiórce, wlewano po prostu amatorowi klątw - kubek wody do rękawa. Skutek bywał znakomity - tysiące chłopców i dziewcząt oduczyło się wymysłów. Czyżby rycerstwo Niepokalanej miało pozostać w tyle?

Ważna jest też propaganda i pouczanie. Każdy z was powinien stać się apostołem czystości. W prywatnych rozmowach tłumaczyć kolegom znaczenie czystości mowy. We wszystkich organizacjach do których należymy, powinniśmy wygłaszać odczyty i referaty o czystości mowy, a nawet przeprowadzać odpowiednie uchwały. W ten sposób nasza ofensywa pójdzie coraz szerszą falą.

Najłatwiej przekonamy i odzwyczaimy ludzi - w gruncie dobrych, którzy klną przez głupotę, nie rozumiejąc co robią. Trudniejsza sprawa będzie z tymi, którzy klną ze złości, lub z rozpustnikami. Ale i tych, przy pomocy Bożej - potrafimy przekonać, albo zmusić przynajmniej do milczenia.

Kierownik zamilkł. W salce zagotowało się jak w garnku. Każdy prosił o głos, każdy chciał się wypowiedzieć, każdy chciał się podzielić nowym pomysłem. W jednej chwili znalazło się pudełko z otworem na kary i napisem "Fundusz Obrony Mowy Polskiej - Klubu M.I., w..."

Wracaliśmy do domu pełni zapału. Koledzy, którzy jeszcze chodzą do szkoły ułożyli plan działania i ustalili listę tych, którzy dadzą się wciągnąć do współpracy. Grupa chłopców, którzy pracują w tartaku postanowiła rozpocząć również akcję. Dziewczęta zajęły się szczególnie przygotowaniem sposobów, jak w domu uniknąć brudnej mowy. Moje zadanie najtrudniejsze. W warsztacie jestem na razie sam. Szef i koledzy klną często i gęsto. Ale mam już na oku Kazika. To chłopak poważny i wierzący. Pogadam z nim jutro i wciągnę do akcji. A Niepokalana pomoże!