Wielkiego Ojca Wielki Syn

(Ciąg dalszy)

Zaledwie jednak stanął na piaskach Afryki, ciężka choroba powala go na łoże. I męczy kilka miesięcy, po których przełożeni, dowiedziawszy się o jego niemocy, każą mu wracać do kraju. Siada zatem na okręt i znów płynie. Lecz burza, zamiast do Portugalji, zaniosła statek na Sycylję. W Messynie wysiada i wstępuje do pobliskiego klasztoru braci, aby wypocząć nieco, bo choroba jeszcze go nie opuściła.

Św. Antoni

W tych przejściach widzimy godne podziwu zgadzanie się Świętego z wolą Bożą. Chce nawracać pogan, zdobyć palmę męczeńską, a oto Bóg zsyła nań chorobę, iż z pośrodka niewiernych, niewypowiedziawszy ni jednego kazania, musi wracać. A przecież poto został Bratem Mniejszym, aby nawracać pogańskie ludy i lec na polu walki, krew swą za Chrystusa przelać! I z młodzieńczych marzeń nic już nie będzie! Szlachetne jego serca porywy nie będą spełnione, gdyż musi wracać! A ta burza w drodze, która go zmusiła do lądowania, miast w ojczyźnie, w obcej ziemi, czyż nie była przykrą niespodzianką? On jednak nie narzeka ani szemrze, iż serdeczne i gorące tęsknoty młodzieńczej duszy zostały tak bezwzględnie przekreślone, unicestwione. - A to tak ważna, ogromnie ważna rzecz, to poddanie się woli Bożej, które jest jednym z warunków prawdziwej świętości. My zaś, gdy postawimy sobie w życiu jakiś cel, jeśli nam się nie uda go osiągnąć, wnet zniechęcamy się, narzekamy na Boga - czynimy Mu wyrzuty, jak gdyby On był obowiązany, spełnić wolę naszą i dopomagać nam w dopięciu zamierzonych celów, tak nieraz samolubnych i pysznych. I dlatego, że zapominamy o tem, iż świętość zależy na dziecięco-ufnem poddaniu się woli Bożej, a zadowolenie i szczęście wewnętrzne w przyjmowaniu spokojnem wszelkich ciosów i niepowodzeń się znajduje, dlatego tak wiele wśród ludzi narzekań i niezadowolenia. Lecz pamiętać winniśmy, że choroba, prześladowanie i każdy krzyż, choćby w proch roztrzaskał najświętsze nawet nasze zamiary, z poddaniem woli Bożej przyjęty, prowadzi nas do Boga i nagrodę przeobfitą gotuje. A świętość - to wypełnienie woli Bożej, nie własnej!

Gdy św. Antoni przychodzi do zdrowia, około Wielkiejnocy rozchodzi się wieść wśród braci, iż święty Franciszek zwołuje na Święto Zesłania Ducha św. Kapitułę generalną do Asyża. Wybiera się więc na nią. Tam ogląda z radością świętego Ojca, co już dawno było jego gorącem pragnieniem, podziwia ducha Bożego, ożywiającego wszystkich zebranych Braci, - jego zaś nikt nie poznał, ani świętości nie odkrył. Już każdy z braci został przedzielony do jakiegoś klasztoru, o jednym tylko Antonim zapomniano. Sam więc prosi prowincjała Romanji o przyjęcie go do jego prowincji. Wyznaczają mu na pobyt Monte Paulo, aby odprawiał Mszę św. dla kilku braci, zamieszkujących ten górski klasztor. Udaje się tam, by wśród prostaczków żyć jako prostaczek. Choć wysoko wykształcony, ukrywa się na bezludnem pustkowiu. Rozumie dobrze wartość samotności, w której dusza obcuje z Bogiem. - Nam trudną, niemożliwą jest rzeczą zniżyć się do prosiaczków. Niższymi zwykle gardzimy. Lubimy zawsze czemś imponować. To nam się podoba. Bóg jednak kocha dusze proste, z prostaczkami obcuje i im objawia skarby Swej mądrości. Warto i o tem pamiętać. -

W puszczy Monte Paulo przebywa Antoni przeszło rok dzieląc czas na modlitwę, posługę braciom i naukę. Są to jak gdyby ćwiczenia duchowne, w czasie których wspiął się jeszcze wyżej na górę świętości. Tam to, gdy zamiatał raz korytarz słysząc dzwonek na podniesienie, pada na kolana, aby adorować Najśw. Hostję, a oto mury się rozstępu ją i Święty widzi kapłana, podnoszącego Jezusa - Hostję.

O błogosławiona samotności, w której Pan do duszy przemawia, jakżeś dziś wzgardzona i wyśmiana, dziś, gdy ludzie cenią tylko szalony wir życia hałaśliwego i rozkoszują się targającemi nerwy dźwiękami dzikich jazz-bandów kawiarnianych! Mało ludzi cię zna, Jeszcze mniej ceni!

Aż oto prowincjał Bolonji zwołuje Kapitułę do miasta Forli i wzywa na nią wszystkich braci swej prowincji Idzie tam i Antoni. Na wstępie zwraca się przełożony do obecnych tam braci św. Dominika, z prośbą, aby któryś z nich wygłosił słowo Boże do zgromadzonych. Gdy ci wymówili się nieprzygotowaniem, poleca ukrywającemu się na szarym końcu Antoniemu wygłosić kazanie. Bronił się brakiem praktyki w kaznodziejstwie, lecz, uległy woli przełożonego, zaczyna mówić.

Wszyscy patrzą z ciekawością, co też powie? Ale ciekawość ich szybko przeszła w podziw i zachwyt, gdy słuchając go przekonali się, iż ten pomywający garnki brat Antoni ma wiedzę bardzo szeroką i dar wymowy niezwykły.

Wnet prowincjał zawiadomił generała Zakonu, jaki to skarb ukryty znalazł. Ten poleca św. Antoniemu głosić słowo Boże w całych Włoszech.

Skończyły się błogie chwile pustelniczego żywota dla Świętego, teraz naukę nabytą u kanoników i świętość pogłębioną w odludnem Monte Paulo miał przelewać w serca licznych słuchaczy. Gdy naszych zdolności lub wiedzy ktoś niedocenia lub lekceważy, boli nas okropnie, okazujemy często nasze niezadowolenie i szemrzemy na wsze strony, że nami pomiatają. Św. Antoni przyjął upokorzenie w milczeniu i nie zniechęcał się tem, że długo nie miał sposobności wykorzystać owocniej darów Bożych dla szerzenia chwały Boga. Bo wiedział, iż w każdem miejscu, spełniając nawet najmniejszą czynność, możemy starać się o uświęcenie swej duszy, a to już jest bardzo wiele, gdyż jest spełnieniem najważniejszego zadania życia, więc chwałę Bogu wielką przynosi, A pokorę jego Bóg wynagrodził szczodrze i wyprowadził go Sam z cienia zapomnienia, aby jego świętość i naukę okazać."

c. d. n.