W tym czy zeszłym [1924] roku spotkałem się w wagonie kolejowym z dosyć inteligentnym żydem. Ponieważ jako członek Milicji Niepokalanej uważam za swój obowiązek i niekatolikom wskazywać świetlane prawdy, więc i z nim nawiązałem rozmowę. czym się pan zajmuje? Jaki ma cel w życiu - oto - było naszym tematem. I oczywiście doszliśmy do pytania: A co będzie po śmierci.
- Włożą do grobu.
- I nic więcej? - zapytuję.
- Nie wiem, odpowiada.
- A któż ma za pana wiedzieć?
- Ja, proszę pana, nie mam czasu o tym myśleć, jestem kupcem i mam tyle spraw, że nie mogę nad tym się zastanawiać.
- A czy to roztropnie? Niech pan sobie wyobrazi człowieka, któryby tu z nami jechał w pociągu, a na pytanie gdzie jedzie, odpowiedział na serio: "Nie wiem, nie mam czasu o tym pomyśleć". Czyby taki człowiek był rozsądnym?
Lecz nie potrzeba szukać aż innowierców, bo pomiędzy katolikami ilu jest takich, którzy chociaż uczęszczają na Mszę św. w niedziele i święta, nie zaniedbują spowiedzi św[iętej], unikają większych przewinień, ale rzadko, bardzo rzadko głębiej się zastanawiają nad tym jaki jest właściwie cel ostateczny życia. Rzadko sobie powiedzą "Ja naprawdę i ja - umrę. Ja zdam rachunek przed Bogiem za każdy dzień życia, za każdy czyn, słowo i myśl nawet. Ja mam teraz czas do zbierania zasług i to teraz tylko, bo z chwilą, gdy ostatnie oddam tchnienie nigdy już takiego korzystnego czasu nie będzie. Z tego świata nic, zupełnie nic na drugi świat zabrać się nie da. Jakąż więc głupotą jest gonić za tym co przemija, szukać szczęścia chwilowego, prędko niknącego, kosztem wieczności.
Te i temu podobne myśli powinny jednak od czasu do czasu znaleźć miejsce w pośród tumultu trosk i kłopotów. Listopad, dzień Zaduszny, nabożeństwa za zmarłych, odwiedzenie cmentarza - oto okazja do tych poważnych i najpierwszej wagi, myśli:
Prawda, że myśl odwraca się od prawd wiecznych gdy serce grzechami zbrukane, wtedy wolałoby się o tym nie myśleć, albo nawet powiedzieć sobie: "dajmy pokój z życiem pośmiertnym, włożą do grobu i tyle". Nikt przecież z tamtego świata jeszcze nie powrócił.
Ktoś pojechał gdzieś indziej i nie powrócił, a więc nie istnieje!? - ot logika. Ale nawet ta, choć i tak nielogiczna wymówka pada wobec krytyki faktów, bo właśnie wielu z tamtego świata dało dobitnie znać o sobie. Dość wspomnieć niedawno kanonizowaną św. Teresę od Dzieciątka Jezus, która dotrzymuje wspaniałomyślnie swoją obietnicę i spuszcza istny "deszcz różany" pomocy duchowej i materialnej po całej ziemskiej kuli. Dość przyglądnąć się w muzeum dusz czyścowych (w Rzymie na Trastevere) licznym śladom pozostawionym przez okazujące się dusze z czyśca proszące o modlitwę.
Ale serce grzechem zbrukane boi się wieczności: więc od myśli o niej ucieka.
Co począć?
Niemyślenie nie uchyla rzeczywistości, więc myśleć o niej trzeba. Mamy jednak przecie Matkę w niebie, Uosobienie Miłosierdzia Bożego, Niepokalaną. Jeżeli więc myśl o życiu i grzechach przeszłych cię gnębi, nie śmiesz spojrzeć w przyszłość poza grób, oddaj się Jej całkowicie, bez granic, Jej powierz całą sprawę zbawienia, całe życie, i śmierć i wieczność, szczerze się wyspowiadaj i zaufaj Jej całkowicie, a poznasz co to jest pokój i szczęście, przedsmak nieba i wzdychać do nieba będziesz.
Jeżeliś tego nigdy nie doświadczył spróbuj czy to prawda, a obaczysz.