Nadeszło lato. Pustoszeją i wyludniają się miasta Każdy ucieka od rozgrzanych ulic gdzieś na wieś, w góry, nad morze. Spieszy spracowany urzędnik i przemęczony nauczyciel i wycieńczony robotnik. A jeśli sam nie może wyjechać, wysyła rodzinę. Wszyscy jadą po słońce, powietrze, wodę - po zdrowie.
Każdemu należy się odpoczynek po pracy i wytchnienie. Te kilka tygodni mają bowiem nie tylko naprawić szkody, wyrządzone organizmowi przez ciągły wysiłek i męczącą pracę albo niehigjeniczne warunki bytowania w miastach, lecz dać nowy zapas sił do długiej, całorocznej, może ciężkiej i w złych warunkach prowadzonej pracy.
I dlatego wypoczynek wakacyjny jest rzeczą pożyteczną, wskazaną, aby praca mogła być sprawna i wydajna.
To stanowi jedną stronę medalu. Jest jednak i druga, ponura i odrażająca. Oto nasi wakacjusze jadą do zapadłych wiosek, w góry czy nad morze i tam w te ciche, spokojne osiedla ludu wiejskiego, górali czy kaszubów, przynoszą obce tamtym ludziom pogańskie obyczaje.
* * *
Jest niedziela. Wieśniak wstaje rano, aby i on i cała jego rodzina mogli być na Mszy św. A letnicy - katolicy przecież, urządzili sobie "niewinny" dancing do świtu - "dla zabicia nudy w tej dziurze". W niedzielę zaś śpią do południa. Mniejsza już o to, że takie nocne hulanki niszczą to, po co się na wieś przyjechało - zdrowie. Jeśli komuś milsza zabawa niż zdrowie, lub pojechał na wieś z nudów, choć zdrowie jego tego nie wymaga, może się bawić. Ale czemu to robi koniecznie z soboty na niedzielę? Czemu gorszy prostaczków lekceważeniem ważnego przykazania, nakazującego pod grzechem śmiertelnym każdemu katolikowi być na Mszy św. w niedziele i święta? Czemu swoją niewiarą zatruwa dusze tych, co mają - mimo swej prostoty i braku wykształcenia - daleko większe zrozumienie dla obowiązków wobec Boga, niż ci rzekomo inteligentni półpoganie?
* * *
Wakacje bez powietrza, słońca i wody nie mają wielkiej wartości. Promienie słoneczne, świeże powietrze i kąpiel wodna - to podobno najlepsi lekarze, hartujący nasz organizm i czyniący go odpornym na ataki różnych mikrobów chorobowych.
Lecz człowiek ma nie tylko ciało. Ma i duszę nieśmiertelną. Zabiegając o zdrowie ciała, nie możemy stracić sprzed oczu obowiązków wobec swej duszy. Powinien dbać, by warunki korzystne może dla zdrowia fizycznego, nie szkodziły duszy. A tymczasem!...
Nasi kochani letnicy przychodzą na wieś i przynoszą z sobą rozwiązłe obyczaje. A więc cały dzień chodzą (rzekomo dla zdrowia!) w kostjumach kąpielowych, nie tylko na plaży ale w domu i po wsi czy mieście. - Dziś wszyscy tak chodzą. Zresztą to dla zdrowia - mówią, tłumacząc się.
- Przepraszam - odpowiadam - nie wszyscy. Na oczach mężczyzn może pokazywać się rozebrana w ¾ tylko kobieta wyzuta z uczciwości, pozbawiona poczucia własnej godności, jakaś dama z półświatka. Ale nie wszystkie tak robią, bo nie wszystkie jeszcze zeszły tak nisko, do takiego upodlenia swojej czci i godności kobiecej.
A co do zdrowia - to owszem, trzeba o nie dbać. Jednak trzeba przy tym pamiętać, że nieskończenie ważniejszą od ciała jest nieśmiertelna dusza, żyjemy tu przede wszystkim dla zbawienia duszy czyli jej uszczęśliwienia wiecznego, a nie dla ciała, bo ono i tak prędzej czy później obumrzeć musi. I cóż ci przyjdzie, że będziesz miał zdrowie żelazne, kiedy to życie i tak skończy się wkrótce! A dusza żyć będzie wiecznie!...
* * *
Wspólne plaże. Przywędrowało do nas to przekleństwo życia uczciwego ze zgniłego Zachodu. Wymiera Francja, gnije w wyuzdaniu i ohydnym kulcie ciała. I złoto jej banków ani wykwint kultury i rozwój cywilizacji nie uchroni jej od powolnej śmierci, jaką jest dla narodu zepsucie i niemoralność. Niemcy, choć również tonące do niedawna w bezwstydzie i wygodnym życiu, powstrzymuje częściowo od upadku rozkołysana idea nacjonalizmu i trzeźwy rozsądek. Czy na długo - trudno przewidzieć.
Ale u nas zepsucie szerzy się zastraszająco. Ludzie zatracają poczucie wstydu. Wakacje z wspólnymi dla mężczyzn i kobiet plażami są tym trującym mikrobem, zabijającym uczciwość, niszczącym czystość serc. Na plażach traci się nieraz wstyd i cnotę, łamie przysięgi małżeńskie.
I niedość na tym, że sami letnicy upadlają się i depczą swą ludzką godność - a co dopiero chrześcijańską. Bo zło jest zaraźliwe. Na to wszystko patrzy lud wiejski, patrzy młodzież i dziatwa. I cóż dziwnego, że młodzież wiejska zaczyna naśladować tych zgangrenowanych moralnie mieszczuchów.
Ale to zgorszenie, dane maluczkim, często młodocianym duszom, idzie na rachunek zepsutych letników, którzy tracą wstyd i poczucie honoru i depczą swą godność. Szkodzą przez to nie tylko sobie, swej duszy, nie tylko zabijają dusze swych bliźnich, ale wprowadzają rozprężenie obyczajów, szkodzą własnej ojczyźnie, państwu. Bo naród gnijący moralnie, państwo toczone przez robaka rozpusty, społeczeństwo opierające się na rozbitej rodzinie - upaść musi!
* * *
Czciciele i Czcicielki Niepokalanej! Wy jesteście Jej Rycerzami, Rycerkami. Może około Was się to dzieje, może ktoś z Waszych bliskich trawiony jest ową gorączką zepsucia moralnego. Podajcie mu bratnią, siostrzaną dłoń, dopomóżcie im przyjacielskim słowem a przede wszystkim gorącą modlitwą do Niepokalanej do podźwignięcia się z tego przykrego położenia duszy, w które wtrąciła ich słabość.
A wy, którzy narażeni jesteście na zły przykład ludzi zepsutych, niedowiarków, szydzących z waszej uczciwości i skromności, trwajcie przy swoich chrześcijańskich obyczajach. Niech brud miejski i upodlenie wielu was nie zaraża. Duszą czystą i hartownem ciałem służcie Panu, pomnąc, żeście Polakami i katolikami. Więc to, co zgniłe, spodlone, nikczemne dalekiem musi być od Was. Tem swoją miłość ku Maryi najlepiej okażecie!