W odpowiedzi bluźniercom

>Szereg cudownych uzdrowień w Lourdes

"Le Journal de la Grotte de Lourdes" - "Dziennnik Groty w Lourdes" podaje urzędowy spis uzdrowień, które zostały naukowo uznane w tych dniach za cudowne przez Lekarskie Biuro Sprawdzań, ponadto szereg znacznych polepszeń, które znajdują się jeszcze pod obserwacją.

Pani Bernadetta Vignes, lat 33, z Marangis, zawsze była delikatnego zdrowia. Po skończeniu czternastu lat zapadła na gruźlicę.

Kiedy w roku zeszłym [1932] przybyła z pielgrzymką narodową, by prosić Matkę Bożą w Lourdes o swoje uzdrowienie, przedstawiała rzeczywiście widok osoby zupełnie zniszczonej przez gruźlicę. Lekarze stwierdzili w prawem płucu wydrążenia, a w lewem powypadane dziury.

Ponadto była dotknięta zakaźnem zapaleniem otrzewnej i uporczywą obstrukcją, przy czym temperatura jej wzrastała pod wieczór do 40 stopni. Badanie ekspertów było pozytywne, diagnoza więc była bardzo jasna, a przepowiednie na przyszłość złe.

19 sierpnia 1932 roku, około południa, po kąpieli w sadzawce odczuła nagle wielkie polepszenie i silny apetyt: są to objawy powrotu do zdrowia ogólnie spotykane u cudownie uleczonych w Lourdes. Mogła zaspokoić swój głód do sytości bez żadnego zaburzenia w organizmie; rzecz, do której u zwykłych rekonwalescentów, dotkniętych tymi chorobami, dochodzi się po dłuższym powolnym leczeniu. Ponadto obstrukcja zniknęła prawie natychmiast.

Biuro Sprawdzań Lekarskich stwierdziło zniknięcie chorobliwych oznak i nagły powrót do zdrowia, ale, jak zwykle, chciało czekać na dowód trwałości uzdrowienia, by czas dowiódł cudu.

Pani Bernadetta Vignes od zeszłego [1932] roku pracuje jako rachmistrzyni: codziennie odbywa na rowerze drogę piętnastu kilometrów, by się udać do biura.

W tym roku powtórnie przybyła do Lourdes z pielgrzymką narodową i stanęła przed Lekarskim Biurem Sprawdzań, gdzie po głębokiem badaniu uznano ostatecznie, że to bezpośrednie i doskonałe uzdrowienie jest po ludzku niewytłumaczalne.

Pani Maria Grassi, lat 49, zamieszkała w Marsylii, dotknięta wrzodem w żołądku, została poddana w roku 1927 dwom operacjom bez żadnego wyniku. W roku 1929 okazała się konieczność trzeciej operacji. Chora, dość anemiczna, przechodziła straszne cierpienia, skutkiem czego nie mogła oddawać się żadnej pracy. Przytyła do Lourdes, w którym pobyt nie przyniósł jej żadnej korzyści, ale w podróży powrotnej uczuła, że wszelkie bóle zniknęły w jednej chwili.

Zbadana ponownie przez swego lekarza po powrocie do Marsylii, po dokonaniu nowego prześwietlenia, została przezeń uznana za uzdrowioną. Od owego dnia (25 sierpnia 1929) chora cieszy się do dziś stale kwitnącem zdrowiem, nie przyjmuje żadnych lekarstw, nie stosuje się do przepisów lekarskich i pracuje w polu, nie odczuwając żadnych zgoła boleści żołądkowych.

Lekarze obecni w Biurze Sprawdzań, opierając się na tym natychmiastowym zaniku oznak choroby, oraz na tym, że wszelka rekonwalescencja i wszelkie leczenie okazało się zbyteczne, orzekli 19 sierpnia 1933 roku, że to uzdrowienie przekracza prawa przyrody.

Panna Berta Bourgeois, lat 28, była przyjęta do szpitala Cochin (Paryż), celem wyleczenia jej z raka, jaki wykryło prześwietlenie. Niemoc narządów ciała była całkowita.

Ona sama powiedziała nam w zeszłym [1932] roku w Lourdes, że lekarz, który ją leczył, oświadczył jej przed piętnastu dniami: "Jeżeli chcesz wyzdrowieć, będziesz musiała leczyć się przez dwa lata".

20 sierpnia 1932 oświadczyła, że jest uzdrowioną i stanęła przed lekarzami w Biurze Sprawdzań, które odłożyło swoje ostateczne orzeczenie do [1933] roku.

Gdy powróciła z pielgrzymką narodową, Biuro zażądało jeszcze trochę czasu na badania.

* * *

Z pomiędzy znacznych polepszeń, o których Biuro Sprawdzań nie wypowiedziało się jeszcze ostatecznie, wymieniamy następujące:

Alfred Loret, lat 24, dotknięty gruźlicą płuc połączoną często powtarzającym się krwiopluciem i wysoką temperaturą, 18 sierpnia [1933] r. podczas kąpieli w sadzawce poczuł, że jest uzdrowiony w jedne i chwili. Od tego dnia nie ma już gorączki, jada z apetytem i chodzi. Jego uzdrowienie podlega jeszcze badaniom.

Izydor Beaujot, lat 59, z Laval, cierpiał od dwóch lat na zaburzenia żołądkowe z powodu wrzodów. Wieczorem 19 sierpnia [1933] r. uczuł się nagle dobrze i mógł się najeść obficie, nie odczuwając żadnych zaburzeń. Od owego dnia czuje się jak gdyby był innym człowiekiem.

Jan Desbord, lat 30, leczony już w Hotel-Dien na chorobę Parkinsona, mógł zaledwie z wielkim trudem chodzić. Od swego przyjazdu do Lourdes chodzi zupełnie dobrze.

Janina Noel, lat 6, z Marsylii, była dotknięta gruźlicą w prawej stopie. Noga była już od miesiąca zagipsowana. Podczas procesji z Najświętszym Sakramentem oświadczyła nagle, że czuje się dobrze i, zdjąwszy aparat, chodzi zupełnie normalnie.

Elżbieta Gunez lat 25, z Lilie, została błyskawicznie uzdrowiona z gruźliczego zapalenia otrzewnej.

Maria Bicheu z Dieppe, lat 36, była dotknięta paraliżem niższego lewego stawu, połączonym z tzw. auchilosi biodra. Wychodząc z sadzawki, uczuła żywy ból i zaraz potem mogła chodzić bez kul.

Ścisłość badań lekarskich

Tyle o tegorocznych uzdrowieniach w Lourdes podaje "Le Journal de la Grotte de Lourdes" - "Dziennik Lurdzki", zostawiając lekarzom Biura Sprawdzań ostatni głos decydujący, czy uzdrowienie przekracza prawa i siły przyrody, czy też nie. Nie przesądza bynajmniej cudowności wszystkich uzdrowień, stawia jeno przed oczyma całej ludzkości same fakty.

Wypadków nagłych uzdrowień osób nieuleczalnie chorych, wobec których medycyna dzisiejsza jest bezsilna, uzdrowień, dokonanych przez użycie wody z cudownego źródła w Lourdes możnaby przytoczyć setki całe za ubiegłe 75 lat, tj. od czasu, kiedy źródło zaczęło bić na polecenie Niepokalanej. Rok rocznie pielgrzymują do Lourdes dziesiątki tysięcy ludzi i to nie tylko z Francji, ale z różnych krajów Europy, nawet z za oceanu, aby złożyć hołd Najśw. Panience i prosić o łaski. A wśród nich mnóstwo cierpiących. Jaki bolesny to widok - taka rzesza łazarzy! Zjeżdżają oni do Lourdes, aby błagać o zdrowie Tej, Która jest Uzdrowieniem chorych.

I tu Biuro Sprawdzań Lekarskich, w którym pracuje kilkuset lekarzy z całego świata (w r. 1932 pracowało 864 lekarzy), i to nie tylko katolików, przychodzi do głosu. Lekarze ci badają dokładnie, każdego chorego, przyjeżdżającego do Lourdes. Badają go często w czasie pobytu tamże, a po uzdrowieniu czy choćby polepszeniu zdrowia, badają znowu, aby się przekonać, czy to uzdrowienie, względnie polepszenie, mogło być spowodowane przyczynami naturalnymi, czy nie.

W badaniach tych może uczestniczyć każdy lekarz, który się wykaże dyplomem, choćby był niewierzącym i ateuszem nawet. Po uzdrowieniu czekają jeszcze przez jakiś czas, stosownie do rodzaju choroby, aby się upewnić, że uzdrowienie nie było czasowe, lecz trwale.

Dopiero, gdy się to stwierdzi, Biuro ogłasza, że takiego wypadku uzdrowienia nie można wytłumaczyć środkami naturalnymi.

Lecz nie tylko w samem Lourdes dzieją się takie cuda. Wodę z cudownego źródła rozsyła się na cały świat, a silna wiara i tam wyprasza cudowne skutki.

Przewrotność i upór

Są jednak ludzie przewrotni i zaślepieni aż do krańcowej głupoty w swej złości i przewrotności, którzy na wszystko, czego nie mogą zbadać swym płytkim rozumkiem, plwają, podejrzewając wszędzie oszustwo, albo naiwność czy zacofanie. Są tacy, jak osławieni "badacze Pisma Św[iętego]", którzy szydzą z cudów w Lourdes w swym pełnym przewrotności piśmidle. W treści bluźnierczego artykułu piszą jakiś niedowiarek z miną proroka: "Z całą pewnością możemy powiedzieć, że Lourdes drugich 75 lat nie dożyje..."

Są i inni jeszcze niedowiarkowie, którzy bluźnią wszystkiemu, co tchnie nadprzyrodzonością. Oto przed kilku tygodniami pojawił się artykuł w socjalistycznej gazecie warszawskiej, który oczywiście skrzętnie przedrukowały prowincjonalne czerwone pisma. Jakiś niedowiarek szydzi grubjańsko z użycia cudownej wody z groty Lourdeszkiej, a naszej administracji czyni bezczelny zarzut zarobkowania na tej akcji; w zakończeniu zaś swej zjadliwej notatki wyraża zdanie, że sprawą tą powinien się zająć prokurator.

Przypatrz się prawdzie!

"Badaczom Pisma Św[iętego]" możemy odpowiedzieć, że grubo przedwczesna jest ich radość z bliskiego - jak im się zdaje - uśmiercenia Lourdes. Tak jest! Byli bowiem już tacy, którzy nie tylko śmiali się i szydzili ze zdarzeń w Lourdes, ale wysilali swoje głowy i nie szczędzili zachodów, aby sprawę lurdzką zakatrupić jeszcze w samych początkach. Włóczenie po komisjach policyjnych, niezliczone przesłuchy, groźby, nawet areszt, to znów pochlebstwa itp. środki, którymi się posługiwali komisarze policji, prokuratorzy i inni wyżsi urzędnicy - wolno-myśliciele, aby pochwycić na jakiejś sprzeczności lub udowodnić oszustwo świętej Pastuszce, nie odniosły żadnego skutku.

Pomysły o sugestji, autosugestji, zarzuty sprytnego kłamstwa i oszustwa, wyniosłe frazesy o naiwności i zabobonach wszystko to już było 75 lat temu. Panom wolnomyślicielom francuskim zdawało się wówczas, że ironizowaniem, mędrkowaniem, policyjnymi zakazami, albo dyplomatycznymi podstępami, wzbraniającymi ludziom przystęp do Groty, umorzą w zarodku sprawę Lourdes.

Ale stało się całkiem inaczej. "Pani" poleciła dziewczynce przychodzić z koleżankami i odmawiać różaniec. A do dzieci dołączyli się starsi, tak, że tłum dochodził już w początkach do 10.000 osób. Wolnomyślna władza była bezsilna. Dziś pielgrzymujących liczy się na setki tysięcy rocznie.

Potem wytrysło źródło i zaczęły się cuda. Uzdrowienia zastarzałych chorób i nawrócenia zakamieniałych dusz. Wolnomyśliciele znaleźli się w pytajniku. Jednak pycha nie dozwala im zbadać gruntownie rzeczy, aby przypadkiem nie musieli uznać w tym nadprzyrodzoności, bo materialistyczny pogląd na świat wyklucza wszelką nadnaturalność. Wszelkimi sposobami starali się udowodnić kłamstwo i sprytne udawanie. Wszystkie wysiłki na próżno!

To samo trzeba powiedzieć o "badaczach" i innych zarozumiałych, a bardzo płytkich mędrkach. Zamiast zbadać fakty, zamykają oczy na prawdę i tylko po ciemku plują, rzucają błotem, szydzą. Bo to łatwiej i wygodniej. Myślą, że w ten sposób słońcu prawdy coś zaszkodzą. Przewrotni ślepcy, którzy uparcie chcą wyrokować o barwach!

Przegląd "Włoska szkoła nowożytna" zamieścił przed paru laty artykuł doktora A. Valla, w którym ten lekarz pisze między innymi: "Iluż lekarzy i profesorów różnych wydziałów, którzy przybyli tu (do Lourdes - przyp. red.) pełni wątpliwości i nędzy duchowej pochodzącej z braku wiary, zostało napełnionych pewnością i obfitością! że pewnego dnia wrzód, który zniszczył już większą część twarzy, powodując ślepotę przez nadwerężenie lewego oka, zniknął zupełnie po kilkarotnym użyciu wody ze źródła Matki Bożej, to jest fakt który już nie wywołuje zdziwienia; ale trudniejszymi są do uleczenia wrzody duszy"[1].

Tak jest, trudniejsze do uleczenia są wrzody duszy, zwłaszcza, jeśli ktoś zawzięcie broni się przed lekarstwem.

Tym zaś, co może się chwieją, a pragnęliby poznać sprawcę, radzimy przeczytać gruntowne i ze znanych nam najlepsze dzieło o Lourdes Henryka Lasserre pt. "Matka Boża z Lourdes" 2 tomy, tłum. przez ks. W. Czeczotta, a wydane w 1914 roku w Petersburgu. Książka w oryginale francuskim nosi tytuł: "Notre Dame de Lourdes". Była jednak tłumaczona na wszystkie języki europejskie i kilka innych.

Czy to nie oszczerstwo?

"Towarzyszowi" z pod czerwonego sztandaru radzimy również przeczytać dokładnie dzieło p. H. Lasserre. A potem dopiero będzie miał jakie takie zrozumienie o rzeczach, o których dziś nie ma nawet zielonego pojęcia.

Wartoby mu też przypomnieć, że między ludźmi szanującymi się obowiązuje pewna uczciwość. Chyba, że ktoś nie wie znów, co to jest, bo się do porządnych ludzi nie zalicza. A bez wątpienia ordynarną nieuczciwoscią jest kaleczyć zdanie i zmieniać myśl piszącego, aby tylko swoje oszczerstwo podeprzeć. Otóż tak właśnie postąpił ów pismak socjalistyczny.

Nie dość, że szydzi bezczelnie z użycia wody z Lourdes, ale jeszcze posądza administrację o "geszeft". Pisze bowiem bez zająknienia: "Oczywista "Rycerz Niepokalanej" chce na tej wodzie zarobić. Pod płaszczykiem bezinteresowności zamierza naciągnąć naiwnych. Pisze wprawdzie: opłaty nie i pobieramy żadnej, ale natychmiast przezornie dodaje: przyjmujemy tylko dobrowolne ofiary".

A w ulotce jest tak: "Opłaty nie pobieramy żadnej, przyjmujemy tylko dobrowolne ofiary na pokrycie kosztów sprowadzenia i wysyłki".

To zaś całkiem inaczej brzmi. Wodę sprowadzamy na prośbę licznych, wierzących w cuda Czytelników. Sprowadzenie jej z Lourdes - to jest wcale ładny kawałek drogi, bo około 2260 km. A tak poeta francuska, jak niemiecka i polska liczą sobie za przesyłkę, a na taką odległość to sporo wyniesie. Po sprowadzeniu rozlewamy we flaszeczki i rozsyłamy proszącym. Znów koszt opakowania i poczty, bo przecież tego też nie dostajemy darmo. A jednak mimo to nie żądamy żadnej opłaty i biednym też cudowną wodę wysyłamy, nie otrzymując za to ni grosza.

Czyż zatem geszeftem jest to, że na pokrycie kosztów przesyłki przyjmujemy ofiary od tych, co mogą je złożyć? Czy my narzucamy się komu z cudowną wodą? Czy geszeftem jest może, że paręset tysięcy "Rycerza" rozsyłamy darmo biedakom i bezrobotnym?

Nie będziemy się tu usprawiedliwiać i dla wytarcia oczu prawdą jakiemuś przewrotnemu bazgraczowi prezentować się naszą ideowością i bezinteresownością. Musimy jednak stwierdzić, że tylko w spodlonej duszy jakiegoś niedowiarka czy bezbożnego żyda mógł się wyląc tak oszczerczy i nikczemny zarzut, z takim tupetem walący w... próżnię. Człowiek uczciwy, nawet uczciwy żyd, podobnie nie postępuje.

Na tym kończymy. Resztę dopowiedzą sobie sami Czytelnicy, którzy znają nasze cele i naszą pracę.

Prosimy Was, Kochani Czytelnicy, byście nie pomijali w swych modlitwach do Maryi i tych, co Jej bluźnią, Jej dziełu szkodzić usiłują, na Jej łaski, jakie na Swe dzieci zlewa, miotają swą plugawą śliną. Wszak nawrócić ich, zdobyć dla Jezusa przez Niepokalaną jest naszym zadaniem. Więc módlcie się, jak my się za nich modlimy.

[1] Patrz tłum. artykułu zamieszczonego w kalendarzu "Rycerza Niepokalanej" na rok 1933, str. 58-61.

NMP z Lourdes