W Nazarecie

(NA ZWIASTOWANIE NAJŚW. MARYI PANNY)

Już się miało ku końcowi starożytnemu światu. W gruzy się walił gmach myśli pogańskiej. Blednął urok bogów Grecji i Rzymu. Przesyt opanował ludzkość, niechęć do życia dotychczasowego następowała po upojeniach szałem. Powstali mędrcy, co głosili odrodzenie zmatrjalizowanego ducha, wiosnę dla ludzkich myśli i uczuć - każdy pragnął jakiejś odmiany - a imienia jej nikt jeszcze określić nie umiał.

A wedle praw przyrody szła właśnie wiosna na ten świat. Już krasą ożywiającej przyrody okrywała się ziemia, szczęście i radość z nowego życia śmiało się z ócz rozkwitających kwiatów, drgało w pieśni ptasząt, wyglądało z pereł rosy drżącej na świeżej zielem lasów. Poważny szum rzek niósł ze sobą hymn dziękczynienia za słońce i życiodajne ciepło.

A w on czas w galilejskiej ziemi, w świetlicy skromnej, Dziewica od Boga wybrana myśl swą w modlitwie kornej do Stwórcy wznosiła, błagając o dobro i szczęście dla ludzi.

Przez otwarte okna komnaty wpadał ciepły wiew wiosny, niosąc ze sobą woń kwiecia sąsiednich pól i łąk. Złote promienie słońca jak królewskim płaszczem otulały postać klęczącej, ożywiając barwy Jej szat. Od bieli Jej sukni, od błękitu Jej welonu, od złotości bierwion sosnowych sprzętów, odblaskiem słońca zbudzone barwy tęczową mgłą przepajały powietrze komnaty a nagrzane słońcem lilie i róże, po oknach rozstawione sączyły swój zapach w tę tkaninę światła. A przez tęczę tych barw, przez mgłę tych woni przepływał głos modlitwy Maryi: słodki pokorą, woniejący siłą przepięknych uczuć, barwny potęgą wiary, nadziei, miłości. I wejrzał Pan na Jej pokorne prośby.

Oto posłaniec Boży spieszy z niebios progu i w jasnym obłoku zjawia się przed Maryją Archanioł Gabriel:

"Bądź pozdrowiona - łaski pełna - Pan z Tobą - błogosłowionaś Ty między niewiastami i błogosławion owoc żywota Twego!" - były Jego słowa.

Zalękło się serce Maryi na ten głos archanielski, co Jej i szczęście i łaskę zwiastował bez miary, a który niósł ze sobą również zapowiedź bólu i smutku bez granic.

A gdy opanowawszy swe wzruszenie i głęboką pokorę nie dającą Jej z początku zdać sobie sprawy ze zwiastowania Jej powołania do godności macierzyństwa Bożego, Najświętsza Panna z dalszych słów Archanioła powzięła, że Bóg Jej decyzji i przyzwolenia czeka - jedna tylko myśl owładnęła Jej umysł i serce: Boży to posłaniec i Bożą wolę zwiastuje, a Maryja innej woli nie ma, jedno tę, co z Boża idzie w parze, więc się odzywa do Archanioła:

"Oto ja służebnica Pańska, niechaj mi się stanie wedle słowa Twego".

I tymi słowy przyjmuje na się ziemskie macierzyństwo dla Boga, przyjmuje szczęście i łaskę piastowania Boga na swoim ręku, przebywania z Nim i niesienia Mu pociechy i ochrony w ziemskiej pielgrzymce a z tym przyjmuje na się zarazem przykrości niewoli ziemskiej, ból niedostatku i ból tułaczki z Najdroższą Dzieciną, ból męki Pańskiej, która się stała i męką Maryi.

W poświacie perlistych łez, w poszumie bólu, co sercem Maryi miał targnąć, przesunęły się wtedy przed oczyma Jej duszy obrazy przyszłości.

Widziała, iż ta Dziecina Boża, co z niej się miała narodzić tak śliczna i dobra - brała to życie po to, by ono mu od kolebki do krzyżowej śmierci było pasmem coraz większych i silniejszych udręczeń i bólów.

Widziała wtedy jak Ten, co kwiaty w strojne szaty odziewa, Ten, co ptaszętom gniazda, dzikim zwierzętom ciepłe knieje daje - Sam nie będzie miał, kędyby głowę skłonił, prócz garstki siana w cudzym żłobie - ni ciepła nie zazna, prócz ciepła Jej własnego oddechu, gdy Go nim ogrzewać będzie w betlejemskiej stajence.

Widziała dalej, jak rzuci szczęście domowego zacisza a w ucieczce wśród nieznanej krainy, zdana na łaskę obcych, będzie szukać ocalenia życia tej Bożej Dzieciny po to, by Ja zachować od większych jeszcze mąk i katuszy, by ratując Ją na razie od Herodowego miecza, zachować do krzyżowej śmierci.

Widziała w końcu, jak się świat przeciw Niemu burzyć i powstawać będzie, spotwarzając i prześladując Go, jak Mu za morze dobroci płacić będzie niewdzięcznością, co gorzej rani niż razy biczów, niż kolce cierniowej korony, niż ostrza gwoździ krzyżowych.

A od tej wizji szedł ból w serce Maryi, rósł i olbrzymiał i stał się tak wielkim, że nie masz słów w ludzkiej mowie, nie masz barw w malarza pędzlu, nie masz tonów w pieśniarza gęśli, coby go wiernie oddać potrafiły.

W łasce Swej pozwala Jej Pan Bóg widzieć także te dusze sprawiedliwe - starożytne - w otchłani do odkupienia przez Zbawcę świata tęskniące, pozwala Jej Bóg widzieć zastępy Apostołów, szeregi tych, co uwierzywszy w Chrystusa, żyć będą na wieki u Bożego tronu.

Te myśli ziszczenia Bożej woli i uszczęśliwienia ludzkości jakby mgła jasną przysłaniają Maryi Jej bóle i smutki z piastowaniem Zbawcy złączone.

Te myśli chylą Jej czoło w pokornej zgodzie przed czekającym Jej przyzwolenia Archaniołem.

"Niechaj się stanie" - padły wielkie słowa!

Słyszały je kwiaty, co rosły w ogrodzie, słyszały stare drzewa opodal szumiące, poniosły je wiatru fale, echem się wielkiem od niebios stropu odbiły i poszły we wszechświat.

Przyroda gwarzy o łasce Nieba i łasce Maryi, a kędy Jej stopa się skieruje, tam w hołdzie podziwu ścieli się przed Nią kwiat każdy, gną się traw smugi, chylą się drzew korony, mięknie głazu krawędź!

A Boży posłaniec składa u stopni tronu najwyższego odpowiedź Maryi.

Zagrzmiały trąby archanielskich chórów, ozwały się pienia aniołów, radość się niesie po nieba przestworzach, przez liljowe łąki niebiańskiej krainy, przez gwiazd mgławice, poprzez słońc szeregi; Serafinów koła w uniesieniach radości wielbią Boga łaskę: król Nieba i ziemi, Pan ponad Pany, rzuca szczęście Swoje, opuszcza pałac chwały - bo tak umiłował świat!

Servus Dei. | "Róża Duch."

Zwiastowanie NMP