W Kościele znalazłem Matkę

(z wyznania konwertyty)

...Mimo, że przyjąłem Chrzest i przez 19 lat byłem metodystą, nie miałem spokoju ducha. Jedną z przyczyn było to, że u metodystów nie znalazłem Matki. Czyż Bóg nie wystarczał? Owszem, wystarczał i więcej niż wystarczał. Lecz przekonałem się, że właśnie wolą Jego jest, byśmy przyjęli Matkę Chrystusa jako swoją Matkę. Dopóki się nie spełni tej Jego woli, dopóty nasza synowska pobożność względem Niego nie jest całkowita. Matka Jego Syna potrafi równie dobrze być Matką Jego przybranych dzieci.

Czy straciłem coś, zostając katolikiem? Absolutnie nic. Przeciwnie, zyskałem Chrystusa, a z Nim zyskałem wszystko. To prawda, że spotkałem krzyże, lecz krzyże stały się dla mnie największym skarbem. Mogą być gorzkie w smaku, jak lekarstwo, czasem tak gorzkie, że trzeba marszczyć brwi, lecz w ten sposób są zbawienne dla zdrowia mojej [295]duszy. Prawda uczyniła mnie wolnym, a łaska pozwoliła mi cieszyć się odzyskaną wolnością. O, jakąż radość czuję w swym sercu! W mojej duszy zakwitła druga wiosna, niosąc ze sobą śpiew miłości:

Boć już zima minęła, deszcz przeszedł i ustał.
Ukazały się kwiatki na ziemi naszej,
Przyszedł czas obrzynania winnic,
Głos synogarlicy słyszan jest w ziemi naszej;
Figa wypuściła zielone owoce swoje,
Winnice kwitnące wydały wonność swoją. (Pnp 2,11-13).

Smutki mieszają się z radością; lecz służą jedynie do osłodzenia Radości. Bo smutki są smutkami przejściowymi, a Radość jest Radością wieczną!