Maryja nasza pomoc.
Było to bardzo rano. Jeszcze konstelacje nie zdołały pierzchnąć z firmamentu i poukrywać się gdzieś w przestrzeni... Jeszcze błękit niebios nie spłowiał... Jeszcze mały skrawek księżyca i gwiazda zaranna rzucały blaski swe na uśpioną ziemię a do pałacu właściciela nad rzeką Drwęca, pod Nowym Miastem, w województwie pomorskim, dobywa się dwóch ludzi. Stoją przed bramą i biją w nią z całej siły. Obydwaj z twarzy i odzienia wyglądają na żebraków. Obtargani, brudni, kij i torba przy każdym. Tylko dziwnie obydwaj ożywieni, podnieceni. Oczy im płoną jak ognie, a ruchy ich nerwowe, niespokojne. Biją w bramę uparcie, nie zważając, że to pora za wczesna. Z poza bramy psy odpowiadają im ujadaniem coraz gwałtowniejszym. Wreszcie rozległ się gniewny, ludzki głos: Kto tam? Czego?
- Proszę puścić! Do pana z rozkazem, odpowiadają.
- A cóż tam tak pilnego?
- Puścić to nie nasza sprawa!
I wpuszczono ich.
Służba zaciekawiona - kto to przyszedł i po co - wnet prawie wszystka zebrała się w izbie czeladnej, dokąd zaprowadzono naszych przybyszów, by spoczęli zanim staną przed panem. Obydwaj usiedli na ławie a służba otoczyła ich i wypytuje:
- To wyście tu już nieraz u nas byli?
- O byli - odpowiadają.
- Po prośbie, prawda? Za jałmużną!
- Tak, po prośbie.
- To i pan nasz was zna?
- O zna!
- Hej! pytają dalej, to wyście przecież kulawi byli obydwaj.
- Tak, tak kulawi. I ja kulał i on kulał.
- No a jakżesz, teraz już nie kulejecie?
- Ta nie! Ta widzicie przecież: wyciągają nogi i pokazują, że zdrowe i wstają i chodzą po izbie, tak prosto, a przytem co krok prawie szepczą: "O Matko Boża jakaś Ty dobra! o przedobra!"
- A dawno już nie kulejecie?
- O dzisiaj, dopiero.
- Jakto dzisiaj?
- A dzisiaj! Teraz! Dzisiaj w nocy. Teraz właśnie nad ranem. Matka Boża nas uzdrowiła. To Najświętsza Panienka ulitowała się nad nędzą naszą. O jaka Ona dobra przedobra!
- Jakżeż to było? Powiedzcieże nam - proszą wszyscy jednogłośnie.
I opowiadają. Zaszli do Nowego Miasta, bo słyszeli, że tu Matka Boża objawiła się na rzece i że Ją zaniesiono do kościoła parafialnego. Zmęczeni położyli się pod lipą, tam nad rzeką i zasnęli. Spali spokojnie. Aż tu nagle zbudziła ich światłość, taka silna, że im się zdawało, że aż do serca im dochodzi, nawskroś. Zerwali się więc prędko. Poprzysłaniali oczy. Patrzą, skąd taka jasność bije i widzą: Figura Najświętszej Maryi Panny stoi na lipie, cała w promieniach. Zdrętwieli więc. Stali chwileczkę jakby nie żywi. Wreszcie padli na kolana i w tej chwili usłyszeli głos: "Idźcie zaraz do właściciela tych łąk i powiedźcie, że moją wolą jest, aby tu na tym miejscu wysławił kościół, a na dowód tego, że ja was posyłam że to jest rozkaz mój - od kalectwa uwolnieni jesteście".
Tu wzruszenie odebrało im głos. Oczy ich zaszły łzami. Zamilkli. Tylko urywane słowa wydzierały im się z piersi: "Boże..., Boże... grzeszniśmy... o Boże! Tacyśmy niedobrzy... Najświętsza Panienka... nie gardziła nami... Uzdrowiła nas... Ona do nas przemawiała... wysłała nas ze swym rozkazem... o Matko Boża jakże Cię nie miłować... jakże Cię nie kochać serdecznie i nie wzywać i nie chwalić".
I klękli obydwaj i półszeptem się modlą: "Zdrowaś Maryjo".
Służba stoi zdumiona, zmieszana. Już nie pyta dalej. Nie śmie im pacierza przerywać.
Wtem rozlega się znowu ujadanie psów. Ktoś bije w bramę!
Odźwierny ledwie wybiegł, by zobaczyć kto to, a już wrócił pędem. Taki przestraszony, że aż mu oczy wyszły na wierzch. "Wiecie, woła już od progu, Matki Bożej, tej figury cudownej, którąśmy wczoraj wieczór do kościoła przynieśli z nad Drwęcy, już nie ma! Płacz w całym mieście, lament! Niewiadomo, czy Ją kto wziął, czy się co stało. Ludzi zebrało się bardzo dużo koło kościoła jeszcze przed świtem. Chcieli śpiewać Matce Najświętszej. Wysłali więc po kościelnego. Ten przychodzi, odmyka kościół. Tłum ciśnie się do środka, wprost przed ołtarz na którym wczoraj ustawiono figurę. Patrzą, a tu Matki Bożej nie ma. Rozglądają się po całym kościele, nie ma... nie ma. Pytają się kościelnego, a ten aż się trzęsie, nic nie wie. Biegną więc na probostwo, budzą księdza. Może ksiądz proboszcz kazał gdzie przenieść figurę i schować. Nie. - Ksiądz się zdziwił, przybiegł zaraz do kościoła. Szukał po ołtarzach, po kościele, w zakrystii, koło kościoła. Nigdzie ani śladu. A tłum płacze i jęczy: "Nie ma naszej Pani, naszej Matki najdroższej, najukochańszej, najlepszej. Nie ma Królowej naszej, Pocieszycielki, Opiekunki, u której w każdej potrzebie pomoc znaleźć można. Niegodniśmy byli - niegodni Jej najświętszej, najśliczniejszej. O Jezu, Jezu! Już całe miasto mówi o tym i nam dano znać. Zbudźmy zaraz pana i kto może, niech biegnie do kościoła. Co się tam dzieje!?
I zbudzono pana i opowiedziano mu o wszystkim. Ten wezwał owych dwóch żebraków-posłańców Maryi, do siebie. Rozmawiał z nimi długo. Potem kazał się prowadzić na miejsce, gdzie Najświętszą, Niepokalaną Bożą Rodzicielkę widzieli.
I zaprowadzili go i pokazali mu figurę Matki Bożej na drzewie.
Pan, gdy Ją tylko zobaczył, krzyknął: "Toż to ta sama, którąśmy wczoraj tutaj z tego samego prawie miejsca z nad rzeki, w uroczystej procesji do kościoła zanieśli. O Matko Boża więc na tym miejscu chcesz mieć świątynię. O pobłogosław i dopomóż mi, bym mógł jak należy wypełnić rozkaz Twój".
I posłał zaraz po księdza na plebanję.
Przybył ksiądz proboszcz i najprzedniejsi mieszczanie, a za nimi i tłumy wiernych, bo wieść o dwóch kulawych uzdrowionych przez Najświętszą Panienkę i o tym, że taką jest Jej wola, by właściciel łąk wybudował Jej tam nad rzeką kościół, obiegła już całe miasto.
O jakżesz to wzruszająca chwila była, gdy Lud poznał swoją statuę Matki Bożej, tę za którą tak serdecznie płakał i lamentował. "O to nasza Matka Boża wołano, to nasza Najświętsza Panienka, nasza Królowa. O niech się stanie Jej wola! Wznieśmy Jej tu świątynię piękną. Niech tu będzie między nami. Chociaż nie w naszym mieście, chociaż nie w naszym kościele, ale tu w pobliżu będziemy Ją mieć i śpieszyć do Niej będziemy z prośbami, z podziękowaniem, ze czcią, z miłością, jak dzieci. O Maryjo tylko nas nie opuszczaj: Nie odchodź od nas! Nie gardź nami!"
I raźno wzięto się do roboty. Spełnił pan rozkaz Maryi. Wy[s]tawił Jej najpierw mały, a później większy kościółek, naokoło owej lipy, na której się cudowna figura zjawiła. Wnet też liczne cuda stwierdziły dowodnie, że Matka Najświętszą obrała sobie to miejsce, aby wszelakich łask udzielać biednym wygnańcom tej ziemi.
Rycerzu Niepokalanej! i ty spełniaj wolę Tej niebiańskiej Pani. I ty buduj Jej świątynię z serc ludzkich. Jak możesz zdobywaj grzeszników dla Boga.