To, co najtrudniejsze i to, co najłatwiejsze

Ta jest wola Boża: uświęcenie wasze. 1 Tes. 4,3

Istnieje źle pojęta pokora, która boi się szczytów, gdyż boi się trudu. Czyż me wygodniej usadowić się w dolinie z miłym samopoczuciem, żeśmy "tacy pokorni" i nie stać nas przecież na rywalizację "z gigantami"? Święci swoją drogą - a my swoją drogą. Oni z takiej gliny - a my z innej. Nie każdy przecież musi być od razu alpinistą! Wystarczy przyglądać się ze zbożnym podziwem, jak wspinają się inni - siedząc na ławeczce...

Burżujski ideał "porządnego człowieka" przyćmił na długie lata palące, naglące, nieustępliwe jak sama miłość postulaty Ewangelii. Miernota drapująca się w pokorę wciskała się wszędzie, nawet do klasztorów... Gdy święta Teresa od Dzieciątka Jezus zwierzyła się raz przygodnemu spowiednikowi, że ma "wielkie ambicje" i chce "koniecznie być świętą", oberwała nie lada jaką naganę, że zachciewa się jej gwiazdki z nieba, że przecież dość, jeśli będzie "porządną zakonnicą"...

Na szczęście Duch Święty, który - jak Kościół wyraźnie zapewnia w liturgii - "sam jeden prowadził": "solus dux eius fuit", był innego zdania i porwał ją, jak orzeł swoje pisklę, na niebosiężny lot...

Pokora nie kłóci się z wielkodusznością i święci tym bardziej wierzą w miłościwą skuteczność łaski, im głębiej we własną zwątpili. Ten ci jest ich sekret i stąd ich potęga. Nie z innej ulepieni gliny niż my, zawierzają bez reszty, z bezmierną ufnością ten kształt nieforemny w ręce Niezawodnego Snycerza, który w ziemię tchnął ducha i wyprzeźroczył najbezradniejsze błoto. Boże wszystko i ludzkie nic, bezedno zaślubione bezednu ("abyssus abyssum invocat"), krótkie spięcie bezmiaru z nicestwem, nędza jako argument wielkości: oto świętość w znaczeniu katolickim. Nie żaden luksus czy przywilej wybranej garstki, ale prawo ze wszechmiar demokratyczne, bezapelacyjne i stanowcze, to co w potocznym języku nazywamy "psim obowiązkiem"...

Tak właśnie rozumiał świętość ktoś, kto dobrze się na niej znał i da Bóg wkrótce zostanie zaliczony do "speców" w tej materii, Ojciec Maksymilian Kolbe.

Pytają mnie czasami Francuzi: "Dlaczego nazywa się Maksymilian?"

Odpowiadam wówczas: "Na pewno nie wybrał sobie sam imienia zakonnego, ale to również pewne, ze Opatrzność miał jakowąś intencję, kierując wyborem przełożonych. Czyż nie widzicie, że ten Boży szaleniec był w całym tego słowa znaczeniu "maksymalistą"? I że imię, włączając ten superlatyw leży na nim jak ulane? Czyż nie wpadł na koncept - zresztą bez odrobiny animozji - żeby "przeskoczyć" nawet wielkiego Ignacego z Loyoli? "On powiada: ad majorem Dei gloriam (ku większej chwale Boga) ja zaś mówię: ad maximam (ku jak największej)..." I jakżeż nie miał) być "Maksymilianem"?

Człowiek, który nie znał granic... Gdy kochać, to bezgranicznie, gdy oddać się, to bez zastrzeżeń, gdy pracować, to do ostatniego tchu. Miarą miłości była mu zaiste miłość bez miary! Jakżeż więc dziwić się, że swoje dzieci zapraszał, ale żądał, ale pod świętym posłuszeństwem - nakazywał! Ktokolwiek jest jego synem, dobrze wie, że mu do śmierci nie wolno usiąść w fotelu i powiedzieć sobie: "na dzisiaj dość". Gdyż nawet świętość mu nie wystarcza jeśli być świętym, to wielkim świętym!

"Ja żądam od was - rzuca podczas zwykłej pogadanki tulącym się wokół, roześmianym zakonnikom - żebyście wszyscy byli święci, słyszycie? Wszyscy! I to nie jacy tacy, ale wielcy, bardzo wielcy święci!"

Taki oto zostawił testament!

Ale program nie wystarcza: trzeba środków, by go zrealizować i jasnej świadomości, co go stanowi.

- Co to jest świętość, ojcze Maksymilianie?

- Świętość, odpowiada, to coś bardzo łatwego. Kwestia zwykłej kalkulacji! Dajcie mi kawałek kredy a wypiszę wam na tablicy formułę. Dość ją potem aplikować, żeby zostać wielkim świętym. Patrzcie:

w=W

Napisałem najpierw małe "w". Co to znaczy? MOJA wola. A potem napisałem duże "W". Co to znaczy? BOŻA wola. Jak te dwie wole ze sobą się skrzyżują, to wtedy jest krzyż, ciężki krzyż. Spróbuj jednak własną wolę z Bożą wolą zrównać, a krzyż stanie się to bobie bramą! Ta jest recepta świętości: moja wola z Bożą utożsamiona. Powiedzcie mi proszę, czy jest coś prostszego?

Klerycy z klasztoru dei Santi Apostoli w Rzymie, którym Ojciec Maksymilian w drodze do Japonii klarował tak pokrótce tajemnicę świętości nie byli jednak zupełnie jego zdania, że to takie proste". "Stary człowiek" wiadomo, nie byle jak przeciw "nowemu" wierzga, łaska z naturą niełatwe miewa przeprawy... Jak to zrobić, żeby naprawdę między wolą a Bożą zaistniał znak doskonałej równości? W tym właśnie sęk!

"Wcale nie - woła Ojciec Maksymilian, z lekka zaperzony - bo przecież w mojej kalkulacji, mieści się nie lada współczynnik, właśnie w Bożej woli ukryty: niepokalana. Ona to nagnie twoją krnąbrną wolę w mądrą koleinę zamysłów Bożych , drogę wymości, za rękę poprowadzi. Rzecz tylko w tym, żebyś zawierzył się Jej bez reszty i bez granic, a ręczę tobie, że zostaniesz wielkim świętym... Nie ma takiej ofiary, której z Jej łaską nie umielibyśmy dokonać. Musimy dać przykład, jak to się dla Niej żyje! Musimy pokazać jak łatwo - z Nią zostać świętym. Dość być Jej własnością, w doskonałym posłuszeństwie... Robić rzeczy proste, najprostsze, tak jak by ona je robiła. Kochać Boga tak jak Ona Go kocha, Jej własnym sercem...

Słuchają młodzi, patrząc jak w tęczę w wychudłą twarz "małego Ojca" Jeden z nich pyta nieśmiało:

- Ojcze, z jakiej to książki można by się nauczyć tego wszystkiego, co Ojciec nam mówi?

- Moje dziecko, tego można się nauczyć tylko na kolanach...


Należy oddać się zupełnie z ufnością bez granic w ręce Miłosierdzia Bożego, z którego uosobieniem z woli Bożej jest Niepokalana. Nic sobie nie ufać, bać się siebie a bezgranicznie zaufać Jej i w każdej okazji do złego do Niej, jak dziecko do matki się zwracać, a nigdy się nie upadnie. Twierdzą święci, że kto do Matki Bożej modli się w pokusie, na pewno nie zgrzeszy, a kto przez całe Zycie do Niej z ufnością się zwraca, na pewno się zbawi.

O. Maksymilian


Rycerz Niepokalanej 11/1949, grafika pod artykułem: To, co najtrudniejsze..., s. 326

Sama łaskawość Boga i zniżenie się do naszej nędzy wymagały, aby między Nim a nami pośredniczyła niewiasta i to w charakterze najtkliwszym, jakim jest Matka... tak, żebyśmy mogli i całą ufność w Niej złożyć i zdać się na Nią zupełnie. Taką właśnie Bóg nam daje Pośredniczkę - niewiastę, Pośredniczkę - Matkę - Matkę Boga i Matkę ludzi, która tym samym i wszystko może, i wszystkiego pragnie nam udzielić, co się odnosi do naszego dobra, zbawienia, - tak, iż słusznie nazywamy Ją Skarbnicą łask wszelkich. Podwójne Jej macierzyństwo Boga i ludzi jest rzucone między nami a Bogiem niby most miłosierdzia: po nim tą samą drogą możemy wstąpić do Boga, którą Bóg raczył zstąpić do nas; a tak w tym boskim układzie religii wszystko przechodzi przez serce Matki.

A. Nicolas