Tatuś i jego malcy

Fragmenty

W poniedziałek wieczór miałeś później wrócić z pola, bo zagon jest spory i chciałeś jednego dnia skosić cały jęczmień opity słońcem.

O zmierzchu podeszłam z dzieciakami do rozdroża. Znad żywopłotu ujrzałam, jakeś szedł.

Nagle malcy, ujrzawszy cię puściły się szalonym galopem na twoje spotkanie. Pierwszy, który dobiegł do mety, rzucił ci się z impetem na szyję. Tamci, z wyciągniętymi rączkami, doganiając co sił w nogach wołali:

"Tatusiu!, Tatusiu!"

A ja, przyglądając się z daleka, ujrzałam, jak w jednej chwili rozprostowały ci się plecy, czoło się wygładziło, oczy błysnęły i szeroki, promienny uśmiech starł ci z ust gorycz, znużenie i troskę o jutro.

Jak gdybyś się napił świeżej wody ze źródła!

...NA KONIKU HOP! HOP!

Ledwoś przełknął ostatni kęs, a już Ludwiś wskakuje ci na kolana i żąda władczo "na koniku hop, hop!" Jeszcze chwila, a już siedzi ich [207]dwóch, trzech, czterech na kolanach, po dwóch na każdej nodze. Nie czekając nawet na ostatnie "babach!" kończące każdą "jazdę", już wołają jeden przez drugiego "jeszcze, jeszcze!"

Zamiast ich odprawić, znów puszczasz się w "cwał", mnożąc pomysły i przygody. Aż wreszcie wszystko się kończy jakimś kłębowiskiem rąk, nóg i szalonego śmiechu, od którego cały dom huczy...

"Dozwólcie dziatkom przyjść do mnie!!

Kto wie, Jezusieńku malutki, czyś Ty też nie żądał ongi tej odwiecznej zabawy wszystkich dzieci na kolanach ojcowskich?... kto wie?...

NA WYCIECZCE

Niedziela. Wybieramy się na "zwiedzanie okolicy". I za każdym razem dokonuje się nowych odkryć. Tatuś tyle rzeczy wie. Najstarsi już nauczyli się od niego historii pól: nawożenia, nawadniania, płodozmianu itd. Przeskakuje się przez żywopłoty, zjada się leśne jagody. A tatuś raz po raz schyla się, podnosi z ziemi jakieś patyczki, żołędzie, listki...

Podczas postoju nad strumykiem, najmłodsze dzieciaki brodzą z zapałem w wodzie. A tatuś przywołuje do siebie właścicieli scyzoryków: Jacka, Andrzeja, Ludwika. Coś zaczynają razem majstrować, przycinać, wyrzynać, składać. A po chwili już śliczny wiatraczek macha skrzydłami za podmuchem wiatru i wszyscy możemy podziwiać gwizdek, chodaczki wycięte z żołędzi... Potem, zależnie od pory roku, przychodzi kolej na łowienie motyli, lub świerszczy... Wszystkie te upajające radością zabawy pozwalają odkryć zawsze jakąś nową tajemnicę z życia roślin lub owadów.

Przez całą długą niedzielę czyta się pod kierunkiem tatusia w tej wielkiej księdze przyrody, w której każde słowo, umiejącemu je odczytać, "opowiada chwałę Bożą".

Tatuś, to człowiek silny, który pracuje, wielki przyjaciel, który umie się bawić i wie wszystko. Ale tatuś to również; Autorytet, Opiekun, ucieleśnienie Poświęcenia.

Kiedy ostrym, stanowczym głosem powie:

"Milczeć!" albo "Jak śmiesz stawiać się mamie!" to wiadomo doskonale, że jakikolwiek opór byłby czystym szaleństwem.

Bo jeśli on tak mówi, to znaczy, że tak ma być, że tak być powinno. Kiedy wahamy się, który kierunek obrać albo zabłądzimy w lesie, tatuś władczym ruchem rozchyla krzaki, depcze paprocie i woła

"Tędy!"

A my idziemy za nim, bo on wie dokąd idzie, wie dokąd tędy można dojść.

[208]Gdy się tak patrzy na niego, jak nigdy się nie skarży, bierze na siebie najcięższe brzemiona, stara się zawsze oszczędzić mamie zmartwienia, wtedy się zaczyna, nawet będąc jeszcze bardzo małym i nierozumnym, pojmować powoli jaka wspaniała, ludzka wielkość, odblask Boskiego ojcostwa, zamyka się w tym króciutkim słowie: Tatuś!