Nieraz słyszymy skargę: "Chcę się poprawić, chcę być lepszym, ale nie mogę". W historii czytamy o wielkich wodzach i zwycięzcach, którzy jednak nie potrafili ujarzmić swoich złych skłonności. Taki naprzykład głośny Aleksander Wielki umiera przedwcześnie z powodu - rozwiązłego życia.
Rozglądając się naokół widzimy zastraszający wprost zanik moralności, zwłaszcza wśród młodzieży, a nawet powstają związki - iście piekielne - mające w programie zbrodnię i rozwiązłość - członkowie to owego związku popełnili głośne we Wilnie morderstwo profesora przy egzaminach.
Kina, teatry, literatura, sztuka kierowane w wielkiej części niewidzialną ręką masonerii, zamiast szerzyć oświatę, gorączkowo pracują w myśl uchwały masonów: "My Kościoła katolickiego nie zwyciężymy rozumowaniem, ale zepsuciem obyczajów".
Jak się temu oprzeć?
Zdawaćby się mogło, że takie przyznanie własnej niemocy jak: "nie mogę się poprawić" w podobnych okolicznościach, to objaw pokory. - Tymczasem gnieździ się w nim ukryta pycha.
A to w jaki sposób?
Otóż ci ludzie w wielu rzeczach przyznają, że mogą to lub owo uczynić, tylko tej lub innej wady ujarzmić w takich lub innych okolicznościach nie są w stanie.
To wszystko dowodzi tylko, że liczą oni jedynie na własne siły i uważają, że do tej granicy własnymi siłami to lub owo potrafią.
Tymczasem jest to nie prawdą, kłamstwem, bo własnymi siłami, sami ze siebie, bez pomocy Bożej my nic i to zupełnie nic nie potrafimy. Wszystko czym jesteśmy i cokolwiek mamy i możemy to od Pana Boga mamy i to w każdej chwili życia od Niego otrzymujemy, bo trwanie w istnieniu to nic innego, jak ciągłe otrzymywanie tego istnienia.
Sami więc ze siebie nic nie potrafimy chyba tylko zło, które właśnie jest brakiem dobrego, porządku, siły.
Jeżeli uznamy tę prawdę i spoglądniemy na Boga, od którego otrzymujemy w każdej chwili wszystko co mamy, natychmiast widzimy, że On, Bóg i więcej dać może i pragnie jako najlepszy Ojciec dać nam wszystko, co nam jest potrzebne. Gdy jednak dusza sobie przypisuje to co jest darem Bożym, czyż Pan Bóg może ją obsypywać łaskami? Przecież wtedy utwierdzałby ją w fałszywem a aroganckim mniemaniu. Więc z miłosierdzia Swojego nie daje tej obfitości durów i... dozwala nawet na upadek, by dusza poznała wreszcie czym jest sama ze siebie, by na sobie nie polegała, ale z całą ufnością jedynie Jemu się oddała. Stąd, też upadki były dla Świętych - szczeblami do doskonałości. Biada jednak duszy, która nawet tego ostatecznego lekarstwa nie przyjmie, ale w pysze pozostając mówi: "nie mogę się poprawić", bo Pan Bóg też jest sprawiedliwy i z każdej udzielonej łaski zarząda ścisłego rachunku.
Cóż więc czynić należy?
Oddać się zupełnie z ufnością bez granic w ręce Miłosierdzia Bożego, którego uosobieniem z Woli Bożej jest Niepokalana. Nic sobie nie ufać, bać się siebie, a bezgranicznie zaufać Jej i w każdej okazji do złego do Niej jak dziecko do Matki się zwracać, a nigdy się nie upadnie. Twierdzą święci, że kto do Matki Bożej modli się w pokusie na pewno nie zgrzeszy, a kto przez całe życie do Niej z ufnością się zwraca na pewno się zbawi.