Szczęście w rodzinie

Szczęśliwą na ogół była rodzina Partyków. Pobrali się z miłości, mieli dwoje miłych, ładnych i dobrych dzieci, materialnie też powodziło im się nieźle. Niestety od pewnego czasu jakiś bezład zapanował, Partyka wieczory spędza poza domem, wracał późno, pijany, kłócił się z żoną - szczęście uleciało.

Córeczka jego, dwunastoletnia Marysia, roztropna i mądra, bardzo się martwiła a młodszy o dwa lata Jaś, widząc jak zadumana siedzi w kąciku, starał się ją pocieszyć i pytał, czym się tak trapi.

- Widzisz przecież, Jasiu, co się dzieje u nas w domu.

- Owszem, widzę że mamusia często płacze, a tatuś tak się zmienił. Dawniej tak było wesoło, tatuś nieraz coś opowiedział, przeczytał, czasem zagrał ze mną w warcaby. W niedzielę chodził z nami do kościoła, śpiewał - a teraz...

- Tak Jasiu, to całe nieszczęście, że tatusia jakiś niecnota, niedobry kolega, prowadzi do szynku, a od czasu jak ojciec się upija, to nie tylko traci wiele pieniędzy, ale co gorsza kłóci się z mamusią, a nawet ją bije.

- Co robić Marysiu? Co robić? Co my możemy na to poradzić?

- Przede wszystkim modlić się, prosić Boga i Matkę Niepokalaną. Modlitwa nasza musi być ufna, powtarzajmy często: "Jezu, ufam Tobie" - a także poparta dobrymi uczynkami. Jasiu, staraj się jak najlepiej spełniać obowiązki szkolne, pomagaj słabszym kolegom, podziel się śniadaniem z biedniejszym chłopcem. Bądź usłużny, zwłaszcza dla dzieci, czy niedołężnych staruszków. A zresztą ty, Jasiu, powinieneś ze wszystkich sił starać się być coraz lepszym, bo przecież masz wkrótce przystąpić do Pierwszej Komunii Św[iętej]. O! wtedy, wtedy, Pan Jezus wysłucha cię niewątpliwie.

Dobre dzieci dotrzymały rzeczywiście postanowienia. Wstawały wcześnie, by pomóc matce w uporządkowaniu mieszkania, a idąc potem do szkoły, wstępowały na chwilkę do kościoła i modliły się gorąco. Marysia pomagała gorliwie matce, prała, szorowała, naprawiała bieliznę i cerowała skarpetki.

Jaś chwytał wprost sposobności do dobrych, zacnych uczynków. I tak: spotkał staruszkę, ledwo szła oparta o lasce, ale drugą ręką niosła drzewo kupione w sklepie na podpałkę, Jaś podszedł, przeprosił, wziął drzewo i zaniósł do jej izdebki. Zimno tam było i brudno, więc rozpalił w piecu, a gdy się woda zagrzała, umył naczynie, wyszorował statki, podłogę i zapytał czy nie trzeba jeszcze załatwić jakiego sprawunku. Wdzięcznej staruszce obiecał zaglądać częściej, czy jej czego nie potrzeba.

W domu też narąbał drobniutko szczypek, przyniósł węgla z piwnicy - ze wszystkich sił starał się usłużyć.

Mijały jednak dnie, tygodnie a ojciec uporczywie pił dalej, przeklinał i źle się obchodził z matką.

[47]Pewnej niedzieli Marysia usłyszała na kazaniu, jak Ksiądz Proboszcz nawiązując do Ewangelii, objaśniał słowa Chrystusa: Ten rodzaj nie bywa wypędzony, jeno przez modlitwę i post (Mt 17,21). Tłumaczył, że odnosiło się wprawdzie do opętanych, ale każdy nałóg, o ile człowiek przestanie z nim walczyć omota go i tak silnie spęta jego wolę, że bardzo mu trudno wyzwolić się. Otóż, ażeby uprosić łaskę nawrócenia nałogowca, pijaka, przeklętnika, trzeba zastosować receptę podaną w Ewangelii: dobrowolne umartwienie, post "Post" - aha - to już wiem co zrobię, pomyślała Marysia.

Przy obiedzie zjadła tylko zupę i kawałek suchego chleba

- Czy jesteś chora? - pytała matka zdziwiona.

- Nie, mamusiu.

- Jedzże - nalegał ojciec.

- Dzisiaj nie, tatusiu.

Myślano że to grymas i zostawiono ją w spokoju.

Wieczorem ojciec wrócił znów pijany, Marysia nie spała, słyszała przekleństwa, bluźnierstwa, płakała rzewnie.

Następnego dnia nawet zupy nie jadła, tylko kawałek suchego chleba popiła wodą.

Matka zaniepokojona, ojciec gniewa się.

- Jedz zaraz - cóż to za fochy?

- Nie, odpowiada dziewczynka, nie będę jadła - jak długo tatuś będzie się upijał, a mamusia będzie się martwić i płakać; przyrzekłam Bogu i chcę się głodzić, cierpieć, aby uchronić tatusia od kary.

Ojciec zawstydzony spuścił głowę, wieczorem wrócił wcześnie, trzeźwy a dziewczynka uradowana jadła z apetytem.

Niestety - nałóg zwyciężył raz jeszcze - ojciec upijał się a Marysia powróciła do ścisłego postu.

Ojciec milczał, ale sam też nie jadł, a z oczu spłynęły łzy. Matka płakała. Po chwili ojciec wstał, uścisnął Marysię.

- Biedna męczennico, czyż tak zawsze będziesz się głodzić?

- Tak, tatusiu, dopóki nie umrę, chyba że się zmienisz i przestaniesz pić.

- Córeczko droga, już nie będzie mamusia płakała z mego powodu. Tylko módlcie się dzieci o łaskę wytrwania dla mnie.