Nasz wielki dziejopisarz Karol Szajnocha (ur. 1818 † 1868) jako słuchacz Uniwersytetu lwowskiego został niespodzianie i najniesprawiedliwiej wtrącony przez władze austriackie do surowego więzienia. Stracił tu zdrowie, nadwyrężył wzrok - ale odniósł choć tę korzyść, że modlić się nauczył.
Oto jak pięknie przemianę tę sam opisuje:
"Zagrzebałem - mówi - myśl całą wewnątrz, aż pogrążając ją coraz głębiej, dokopałem się tam na dnie ukrytego w każdej duszy ziarnka promienia religijności. Wyłoniwszy się w skruszeniu całego jestestwa na wiarach, oświecił mnie ten promień nagle nieznanym dotąd, prawie jaskrawym, porażającym blaskiem. Upadłem pod jego przemocnym wrażeniem, odszedłem prawie od zmysłów. Po całych dniach leżałem na kolanach w modlitwie we łzach nieustających. Książka religijna stałaby mi się wtedy zbawieniem. Prosiłem o nią: nie dozwolono mi żadnej. Miałem z sobą jedyną książkę, gramatykę francuską. Umieszczone na pierwszych kartkach po polsku i po francusku "Ojcze nasz" i "Zdrowaś Maryja" stały mi za całą księgę żywota. Rzuciłem się na nie jak umierający z głodu potępienia na pokarm Zbawcy. Pokarm ten pokrzepił mnie zaprawdę... Przez dni kilkanaście trwał ten religijny szał klęczków, pobożnych łez modlitwy. Po nim nastąpił jakiś błogi spoczynek, spokój wewnętrznego wesela..".
Duch gorącej modlitwy, w mrocznych murach więziennych nabyły, już odtąd towarzyszył i pocieszał Szajnochę przez życie całe.
Oby i tobie, miły czytelniku, tenże duch modlitwy towarzyszył!
Żeby Maryja zawsze z nami była, żyjmy we wstrzemięźliwości, w pobożności i sprawiedliwości.
Św. Bernard