Święty poeta

O żadnym chyba świętym nie napisano tyle, co o św. Franciszku z Asyżu.

Przyczyniła się do tego w niemałej mierze liczebność jego duchowego potomstwa. Wiadomo powszechnie z jaką gorliwością zakonnicy przykładają się do szerzenia kultu świętych swego zakonu. Nie inaczej postąpili franciszkanie. Że zaś stanowią oni najliczniejsze w Kościele zgromadzenie, przeto nie dziw iż sława ich fundatora niosła się szeroko dzięki hagiograficznym staraniom jego synów. Należy również wziąć pod uwagę czytelnicze potrzeby tercjarzy, co się żywią franciszkańską duchowością. A przecie jest wiele innych jeszcze dusz spragnionych bliższego zapoznania się z tym, który zasłużył sobie na miano Serafina z Asyżu.

Prace poświęcone św. Franciszkowi przekraczają jednak ramy literatury czysto religijnej. W orszaku jego wielbicieli kroczą nie tylko katolicy, ale i protestanci, panteiści, racjonaliści. Do powinowactwa duchowego z nim poczuwają się nawet buddyści. I kto wie, czy Gandhi opierając swą reformę religijną na podwalinach pracy ręcznej, miłości do pariasów i biernego oporu nie zapożyczył programu od franciszkańskiego ducha z Rivotorto.

Czemuż przypisać ten powszechny mir otaczający Poverella? Dzieje św. Franciszka dostarcza chyba odpowiedzi na to pytanie. Dzieje to zarazem wzniosłe i pełne niezrównanego wdzięku. Podobnie jak arcydzieła, w których każde pokolenie dostrzega coraz to nowe bogactwa, dzieje św. Franciszka obfitują w nauki zawsze aktualne i w niewysychające źródła wzruszenia.

Franciszek jest jednym z tych ludzi, którymi ludzkość zawsze szczycić się będzie. Jego zalety zjednują mu miłość. A jeśli miał wady, to i one nie były pozbawione wdzięku. Rysy jego charakteru wzbudzają ogólny podziw. A jego nauka tchnie taką świeżością, poezją i pogodą, iż największym nawet sceptykom zdoła przywrócić radość życia i wiarę w dobroć Bożą.

Franciszek zdobywa sobie wszystkich swą szlachetnością, bezinteresownością i dobrocią.

Rycerski i szlachetny zmierzał zawsze prosto ku postawionym sobie wzniosłym celom. Nie wiedział co to myśli przyziemne, pobożne kłamstwa, małostkowe rachuby. Jeśli odnosił się z szacunkiem do wszelkiej zwierzchności, jeśli chętnie podlegał nie tylko przełożonym, lecz i równym sobie, a nawet podwładnym, to nie ma w nim jednak ani śladu podlizującej się służalczości, właściwej niewolnikom i pochlebcom.

Urodził się bowiem księciem wedle ducha. I po cóż by miał komukolwiek schlebiać, gdy gardził wszystkimi dobrami ziemskimi? Zaszczyty chętnie odstępował innym, unikał waśni, nie troszczył się o jutro, swą leśną kryjówkę bez sprzeciwu oddał osłu. Dopóki miał pieniądze, oddawał je każdemu, kto chciał je brać. Gdy ich już nie miał, gonił za żebrakami, by ich obdarzać własnym odzieniem.

Jeśli wyrazem inteligencji jest umiejętność operowania abstrakcyjnymi pojęciami, lub zmysł organizacyjny, to filozofowie i biurokraci mogą się śmiało chełpić, iż przewyższają go rozumem. Lecz jeśli tym wyrazem jest zdrowy rozsądek i umiejętność przenikania serc ludzkich, to Franciszek górował inteligencją nad wszystkimi. Ale dziedzina, w której jest on bez konkurencji, to umiejętność kochania.

Miłością darzył wszystkich braci. Pierwsze miejsce w jego sercu zajmowali trędowaci. Za czym szli zbóje i grzesznicy wszelkiego pokroju, będący przedmiotem jego najtkliwszej, wyrozumiałej czułości. Franciszek nie sądził nikogo. Całą wzgardą, na jaką go było stać. darzył tylko własne winy. Do najpodlejszego z bliźnich podchodził z szacunkiem, do każdego odnosił się uprzejmie, do wszystkich przemawiał serdecznie i dwornie.

Czyżby nie dostrzegał podłości ludzkiego serca? Owszem dostrzegał równie bystro jak najbardziej pesymistyczni psycholodzy. Lecz wolał zatrzymywać wzrok na szlachetnych rysach duszy, by wzbudzić w grzeszniku, potrzebny mu do dźwignięcia się z upadku, szacunek dla samego siebie. Zło, które zdaje się tak często tryumfować na tym świecie nad dobrym, również nie uchodziło jego uwagi. Lecz zamiast głowić się nad rozwiązaniem tej zagadki, której sam Chrystus wyjaśnić nam nie chciał, wolał poświęcić czas szerzeniu dobra i wzywaniu ludzi do zatroszczenia się o swe zbawienie.

Jesteśmy mu wdzięczni za ten konsekwentny optymizm.

Równie wdzięczni jesteśmy mu i za to, że szerzył radość. Jakież bowiem mógł mieć powody do smutku on, który za nic miał rozkosze, bogactwo, ambicję, on, który wyrzekł się wszystkiego, co rodzi niezadowolenie, zawziętość i wyrzuty sumienia. Był więc wesoły, wymagał dobrego humoru od swego otoczenia. Na nikim nie mścił się za wyrzeczenia jakich wymagała odeń własna cnota. Nie dręczył nikogo umartwieniami, jakie sobie nakładał. Jego wiara nie była ani agresywna, ani ciasna. Własna wstrzemięźliwość nie kazała potępiać dozwolonej miłości. Niczyjej woli nie chciał łamać, lecz każdego wzywał do wsłuchiwania się w natchnienia Ducha Św[iętego] W czasach gdy toczyły się zaciekłe spory, nie dyskutował i nie sprzeczał się z nikim. Jedynie sławił pokój.

Odkryte przez niego źródła poezji będą po wsze czasy gasiły pragnienie dusz.

Ten natchniony poeta umiał pochwycić tajemne związki zachodzące pomiędzy zjawiskami. "Wynalazł formuły nieprzewidziane a zaskakujące trafnością, argumenty rozbrajające, układał czarujące prozopopee, wzorem igrców dramatyzował, inscenizował, mimował, a gdy zbrakło mu słów, uciekał się do muzyki. Ułożył psalmy nie mające sobie równych w żadnej literaturze świata.

Można być świętym, nie będąc artystą. Liczni byli wielcy mistycy, którym nie dopisała forma wyrazu. U Franciszka przeciwnie środki ekspresji dorównują zawsze tematom, które tworzył lub podejmował. Jest on bowiem istotnie twórcą kilku nowych tematów, które wzbogaciły wspólny dorobek ludzkości. Zaś tradycyjne tematy, do których powracał, odświeżał tak nową, czarującą i harmonijną orkestracją, iż nawet spoza retoryki Celana i ubogiej prozy brata Leona wyziera jego epicki talent.

Jego wielką zasługą jest też i to, że przywrócił mowę od tak dawna milczącym głosom przyrody. Zbudził tych braci śpiących. Oczy jego dostrzegły strukturalną jedność planu Bożego. Podziwiając świat z tą świeżością spojrzenia, jaką cechować musiała pierwszego człowieka w pierwszy poranek stworzenia, odnajdywał w nim ślady miłości i piękności Bożej. Miłował rośliny i zwierzęta, żywioły wzywał, by wespół z nam głosiły chwalbę wspólnego dobroczyńcy. I, o dziwo! Przyroda, jak gdyby rozpoznając w tym naiwnym pieśniarzu wyraziciela swej treści, odrzucała wobec niego swą zwykłą obojętność lub wrogość. Brat ogień starał się go nie parzyć, brat wilk podał mu łapę, bracia skowronki zlatywały się na jego kazania.

Wszystkie te rysy w połączeniu z innymi, stanowią o zawsze żywej aktualności św. Franciszka. Bo Franciszek to nie tylko założyciel zakonu, kalendarzowy święty, postać historyczna, interesująca wyłącznie badaczy. To człowiek dobrej woli, z którym każdy zacny człowiek rad by móc obcować, to dawny światowiec, który odkrył tajemnicę szczęścia i wiedzą o niej pragnie podzielić się z braćmi, człowiek upojony miłością, oświecony Bożym Światłem, a przez roztropność i pokorę ustrzeżony od błędu, który bez zacietrzewienia lecz i bez ogródek, kategoriami dla wszystkich dostępnymi, wyraził tych kilka podstawowych prawd, jakie potrzebne są duszy do życia.

Jego osobowości nie kształtowały ni czas. ni miejsce, ni żadna szkoła. Sam mienił się człekiem nieuczonym twierdząc iż jedynym jego mistrzem był Bóg Najwyższy. Istotnie, nic nie umiał poza kilkoma piosenkami ludowymi, tekstami liturgicznymi, katechizmem i Ewangelią. Żaden system myślenia nie wycisnął na nim swego piętna, on sam zaś nie kusił się o tworzenie nowego. W. jego duchowej spuściźnie nie masz nic co by złożyć można do lamusa. Wzbogacić się jego dorobkiem i nauczyć się od niego jak zdobyć spokój wewnętrzny, mogą jednako młodzieniec i starzec, prostaczek i uczony.