Święci rosną prędko

To było zaledwie dziesięć lat temu... Aż trudno uwierzyć! Chwilami skłonni jesteśmy myśleć, że tamto, nie było nigdy życiem, ale historią, o której wyczytało się z książek.

Dziesięć lat temu w obozie oświęcimskim umarł męczeńską śmiercią O. Maksymilian - Rajmund Kolbe, franciszkanin, gwardian Niepokalanowa. Jego śmierć była śmiercią bohaterską, ponieważ sam ofiarował swoje życie w zastępstwie innego człowieka, który dzięki temu przeżył obóz i wyszedł z niego cało. To była niewątpliwie wspaniała śmierć, jakich nie wiele zdarzyło się widzieć w tamtych - tak przecież bohaterskich - czasach. Lecz tym niemniej to była śmierć - odejście od życia człowieka pełnego energii, woli umiejętności, poświęcenia, człowieka, który mógł i zdawać by się mogło miał jeszcze tyle do zrobienia.

Pisząc o ostatnich chwilach św. Teresy z Lisieux znany powieściopisarz francuski M. Van der Meersch. powiedział: "czuła ona poniesioną klęskę całego swego życia..." Te słowa wywołały szereg protestów. Twierdzono, że przecież święci nie przegrywają, że świętość łączy się zawsze ze zwycięstwem. Obawiam się, że krytycy książki Van der Meerscha popełnili tu błąd. Święty zwycięża umierając, ponieważ dopiero śmierć czyni go świętym. Ale czy umierającemu świętemu nie zdarza się doznawać pokusy, że śmierć, przynosząc jemu samemu osobiste zwycięstwo, może nie być zwycięstwem jego sprawy? Jeżeli O. Kolbe umierając na kamiennej posadzce "bloku śmierci" znalazł na niej także swoją świętość - a możemy mieć nadzieję, że tak się stało, wobec tak bardzo zaawansowanych przygotowań do jego beatyfikacji - czy nie doświadczył tam równocześnie ostatniego niepokoju, sądząc, że to jest tylko jego zwycięstwo? I nam także - czy nie zdarzyło się myśleć wobec tej śmierci, że to jednak straszna szkoda, iż zabrakło tego czarodzieja, który umiał zawsze przeprowadzać swoją wolę, nie łamiąc woli innych, i umiał nawet do nieprzyjaciół strzelać "kulkami" modlitw i medalików?

Pięć lat temu na zaproszenie OO. Franciszkanów pojechałem do Niepokalanowa, by napisać taro życiorys O. Kolbego. Oglądałem wtedy wszystkie po nim pamiątki, czytałem jego listy, poznawałem jego życie. Chodziłem po ziemi, którą on zdobył dla klasztoru, dotykałem maszyn, które on puścił w ruch. Potem napisałem "Skąpca Bożego". W tym pośpiesznie nakreślonym życiorysie, w którym usiłowałem oddać wszystkie uczucia jakie budzi w człowieku nagłe zetknięcie się z indywidualnością tej miary co Kolbe, - nie mogłem - i nie umiałem - powiedzieć wszystkiego, co można było i co trzeba było napisać o O. Maksymilianie... Zrobili to inni: doskonałe życiorysy O. Kolbego wyszły spod pióra G. Morcinka i M. Winowskiej.

Dziś zaczyna mi się czasem wydawać, że te pięć lat, które mnie dzielą od dnia powstania "Skąpca Bożego", jakby nieco zmieniły mój [279] pogląd na tego człowieka. O. Maksymilian tak jakby dalej żył i jakby wciąż zmieniał siew naszych oczach. Święci giną, ale święci nie znikają p życia. Zbrodnia hitlerowskiego mordercy naprawdę nie pozbawiła świata gorliwego i energicznego franciszkanina. W pewnym sensie tylko spotęgowała jego gorliwość i energię. Ludzie umierają a wraz z nimi pamięć o nich. Święty umiera i -wtedy nagle zaczyna rosnąć. Dopiero wyniesionego na ołtarze widzimy w całym jego ogromnie. Zagłodzony, dobity zastrzykiem polski franciszkanin spod Warszawy, staje się znany całemu światu.

Teraz dopiero zaczynamy pojmować, że śmierć w 11-tym bloku niczego nie przecięła, niczego nie skończyła. Nie ona była najważniejszą w życiu O. Maksymiliana. Nie ona także uczyniła go sławnym. Była widać potrzebna i przyszła w chwili najwłaściwszej, by zostało wyjawione to, co stanowi świadectwo O. Kolbego. Pisma maryjne św. Ludwika Grignion de Montfort odnalazły się dopiero w sto pięćdziesiąt lat po jego śmierci. Było widocznie dosyć czasu. Świadectwo O. Kolbego stało się jasne w czasie o wiele krótszym. Już się mówi o nim tam, gdzie się mówi o beatyfikacji oświęcimskiego męczennika.

Co jest tym świadectwem? Bohaterska śmierć? Nie - śmierć świętych jest godna ich życia: ale oni nie żyją po to, by umierać, by zastępować chwałą przerwany wysiłek. Niepokalanów? Niewątpliwie w dużej mierze tak. O O. Kolbem będzie się na pewno mówiło jako o wielkim reformatorze życia zakonów żebrzących.

Wydaje mi się jednak, że najgłównieiszym świadectwem życia O. Kolbego jest jego ufny kult Najświętszej Maryi Panny. O. Kolbe tego kultu nie stworzył. Nie musiał go nawet rozdmuchiwać. On tylko znalazł dla niego nową, nowoczesną formę. Wydobył z zapomnienia odkrycie św. Ludwika de Montfort, że Maryja jest drogą do Syna i drogą od Syna. Wykazywał, że człowieczeństwo Chrystusa jest najdostępniejsze od strony matki i że jeżeli tą zwykłą, prostą, wskazaną drogą nie pójdziemy, możemy nie dotrzeć do celu wcale. Upierał się, że Maryja nie dzieli ludzi, na przyjaciół i wrogów, ale dla wszystkich ludzi jest jednakowo dobrą Matką. W swej słynnej konferencji odbytej za jednym z baraków oświęcimskich określił miejsce, jakie zajmuje Maryja wobec Trójcy Przenajświętszej. Toteż gdy umierał - umarł właśnie w przeddzień Wniebowzięcia. W "przeddzień" ogłoszenia nowego dogmatu.

Czy nie kryje się w tym jakaś myśl? Życie Kościoła ma swój własny nurt przemian: nurt wyjaśniający coraz lepiej dzieło odkupienia i łaski. I święci zdobywając sobie chwałę jednocześnie są odkrywcami spraw, na które czas nadszedł. Wtedy ich śmierć niewiele kończy. Raczej zaczyna. Wtedy - umarli - zaczynają rosnąć. I rosną prędko...

Święci nie są tylko olbrzymami ludzkimi. Na ich ramionach - niby Dzieciątko na ramionach św. Krzysztofa - unosi się w górę najpotrzebniejsza w danej chwili prawda chrześcijaństwa. Oni ją dźwigają przez wodę życia. I gdy wreszcie dotrą do- przeciwległego brzegu - prawda znana jest tuż wszystkim.

[280]Muszę tu powtórzyć co powiedziałem dawniej: im uważniej patrzy się w życie Kolbego, tym wyraźniej dostrzegamy Niepokalaną, Pośredniczkę wszystkich próśb i łask...


Od Wydawnictwa

Uprzejmie wyjaśniamy, że wszystkie sprawy wydawnicze i Klasztorne załatwia normalnie Administracja "Rycerza Niepokalanej" w Niepokalanowie.

Przy zmianie adresu prosimy zawsze podawać stary i nowy adres. Do niniejszego numeru załączamy czek P.K.O. celem łaskawego Wykorzystania.