Św. Mikołaj u ubogich

Są ludzie, którzy posiadają nadzwyczajny dar: sprawiania radości innym. Drobnym podarunkiem, dobrym siewem, a nawet milczącą obecnością potrafią osiągnąć to, że ludzie w ich otoczeniu - zaczynają czuć się szczęśliwsi, weselsi, bardziej pogodni.

Dar sprawiania radości jest wielką umiejętnością chrześcijańską. Płynie ona z prawdziwego zainteresowania się życiem i szczęściem innych. Ta umiejętność ma nawet swego patrona. Jest nim św. Mikołaj, biskup Miry w Azji Mniejszej. Żył w IV wieku i wsławił się lak wielką dobrocią, że po dziś dzień krążą o nim cudowne i wzruszające legendy. W niektórych dzielnicach Polski dzień 6 grudnia, święto Mikołaja, przeznaczony jest na upominki, zwłaszcza dla dzieci. W innych dzielnicach, w dzień wilii, członek rodziny przebrany za św. Mikołaja zjawia się pod choinką, pyta dzieci o sprawowanie, nieraz sprawdza, czy umieją modlitwę, a następnie wręcza im podarunki. Ile radości sprawia dzieciom, a nieraz i dorosłym, taki drobny dar, wie z własnego doświadczenia każdy z nas. Jest w nim bowiem zaklęta życzliwość i dobroć ludzka, która przejawia się w tym czasie nie przez słowa, ale przez czyny.

Istnieją jednak na świecie ludzie samotni, pozbawieni rodzin, którzy nie oczekują na taki dowód pamięci. Dla nich wieczór wigilijny jest chwilą bolesną ł ciężką, zwłaszcza wtedy, gdy przypominają sobie swoje sieroctwo, chorobę, kalectwo lub starość.

Niesienie pociechy takim ludziom, to zadanie prawdziwie chrześcijańskie. Trudno przecież cieszyć się szczęściem w domu rodzinnym, kiedy zdajemy sobie sprawę, że są inni ludzie, którzy cierpią w samotności w tej chwili i ani jednemu s nich nie przynieśliśmy pociechy, choć mogliśmy to zrobić.

Rozejrzyjmy się dokoła nas zawczasu. Postarajmy się odnaleźć dziecko, które nie spodziewa się choinki, chorego przykutego do łóżka w domu lub szpitalu, samotnego starca lub staruszkę.

Są rodziny, gdzie przy stole wigilijnym zawsze jest miejsce dla obcego, który nie ma rodziny i musiałby spędzić wigilię samotnie. Taki gość zastępuje niejako Zbawiciela, który powiedział, że czyn miłosierny, spełniony dla człowieka, jest jednocześnie czynem dla Niego samego. Są również rodziny, które od najmłodszych lat przyzwyczajają dzieci do tego, żeby przy wigilijnym obchodzie dzieliły się swymi zabawkami i innymi drobiazgami z dziećmi, które ich nie posiadają, albo też same odwiedzały potrzebujących z darami. Jest to zwyczaj godny rozpowszechniania. Dzięki niemu już w małym dziecku rodzą się uczucia litości, zamiłowania do czynienia dobrze, wytwarza się delikatność uczuć I subtelność w obcowaniu z cierpiącymi. Dziecko uczy się również cieszyć najczystszą radością, która płynie z czynienia dobrze potrzebującym.

[365]Wspomnieliśmy o delikatności uczuć. Jest ona konieczna przy czynieniu dobrze bliźnim. Zazwyczaj człowiek potrzebujący, uboższy od nas, czuje się, zresztą zupełnie niesłusznie, upokorzony tym, że przyjmuje od nas pomoc. Dar nasz zaś ma przecież na celu sprawienie pełnej radości obdarowanemu. Umiejętność niesienia pomocy materialnej tak, żeby sprawiała prawdziwą radość potrzebującym, jest prawdziwą, chrześcijańską sztuką. Jest dowodem prawdziwej kultury duchowej. Nabywa się ją, pielęgnując w sobie i swych dzieciach współczucie, życzliwość dla łudzi, miłość dla cierpiących. Wręczając dar, musimy zdawać sobie sprawę, że jesteśmy tylko narzędziem w ręku Opatrzności. I że za tę służbę ma nas spotkać wielka nagroda, zapowiedziana przez Jezusa. Toteż nie tylko my, ale i potrzebujący jest naszym dobrodziejem. On daje nam okazję do zyskania zasługi i łaski. Musimy mu to okazać słowem łub czynem. Wystarczy nieraz serdeczny uśmiech, albo jedno zdanie, które rozproszy smutek, ociąganie i sprawi, że potrzebujący przestanie czuć się samotny i opuszczony.

Jeżeli w naszym otoczeniu nie spotykamy potrzebujących, możemy się zwrócić do szpitala, zakładu dobroczynnego lub księdza proboszcza z prośbą o wskazanie nam ludzi zasługujących na pomoc. Nie ograniczajmy się, jeżeli to możliwe, do zwykłego przesyłania paczek. Dar wigilijny dopiero ma wtedy pełną wartość, gdy nie tylko oddajemy cząstkę własnego mienia, ale również poświęcamy swój czas i obecność bliźniemu.
Co powinno być przedmiotem naszych darów?

Nieraz drobiazg, wręczony z odpowiednim a szczerym uśmiechem, więcej sprawi radości, niż kosztowniejszy upominek, wręczony w sposób chłodny i obojętny. Czyniąc dobrze w imię Boże, nie zapomnijmy wśród darów o wizerunku lub medaliku Niepokalanej. Ale zawsze musimy pamiętać, że podarunek powinien być "ofiarą", to znaczy łączyć się z pewnym wyrzeczeniem własnej przyjemności czy wygody. Wtedy dopiero jest to czyn prawdziwie chrześcijański. To też dzieci trzeba przyzwyczajać już wcześnie, aby zakosztowały radości, płynącej z takiej ofiary.

Prawdziwa radość, płynąca z pomocy wyświadczanej bliźniemu, jest zazwyczaj inna, niż to się na ogół przyjmuje. Nie spodziewajmy się, że obdarowani zawsze będą mili i okażą nam wdzięczność. Nędza, choroba nie sprzyjają delikatności uczuć. Ale przewidział to już Chrystus, który mówił, że aktem prawdziwej zasługi nie jest czynienie dobrze ludziom, którzy są dla nas mili, wdzięczni, życzliwi, ale przede wszystkim takim, którzy są dla nas obcy, krępują nas, a nawet są niemili.

Tak to okres Świąt Bożego Narodzenia jest okresem ćwiczenia się w wielkiej sztuce czynienia dobrze bliźnim. Dla tych, którzy dotychczas zapominali, że miłosierdzie chrześcijańskie nie jest tylko "od święta", ale ścisłym obowiązkiem dnia codziennego, zapoczątkuje nowe, doskonalsze życie, połączone z poświęceniem własnego mienia i czasu dla bliźnich.