Stary ma rozum, młody ma młodość

To, co usłyszałem od wujka o tym, jak trzeba się przygotowywać do małżeństwa, nigdy by mi do głowy samemu nie przyszło. Dochodzę coraz bardziej do przekonania, że ludzie starsi mają ogromną ilość doświadczenia, a wraz z tym rozumu, i że młody, który nie jest głupi, potrafi z tego korzystać: radzi się ich. Po prostu: stary ma rozum, młody ma młodość. Nikt nie ma wszystkiego.

Sam nie posiadam już od lat rodziców, zginęli w powstaniu warszawskim. Nie mam więc do kogo się zwrócić po radę w sprawie małżeństwa: bo któż lepiej doradzi niż rodzice? Czy mamy większych przyjaciół? Bardziej wypróbowanych przyjaciół, niż ojciec i matka? Renia jest w tym szczęśliwym położeniu, że jej rodzice żyją. Zapytałem ją, czy ona poradziła się już ro[118]dziców, czy powinna wyjść za mnie za mąż, a ona na to z uśmiechem:

- Moi rodzice tak bardzo cię cenią, że z nimi w ogóle nie można krytycznie o tobie porozmawiać.

- Gdybym miał rodziców, przedstawiłbym im ciebie, Reniu, a tak, nie mam komu.

- To jedźmy do twego wujka. Takie cuda mi naopowiadałeś o jego mądrości. Niech mnie zobaczy: zobaczymy, co powie. I ja się może go trochę poradzę? - rzekła filuternie.

Ale tu natrafiliśmy na przeszkodę. Matka Reni się sprzeciwiła. Uważa, że córka, przed ślubem, nie powinna nigdzie dalej wyjeżdżać z narzeczonym. Poprosiłem więc, .by się wybrała z nami.

- Zanocujemy w klasztorze, u Wisi! - proponowała Renia. Wisia, to jej siostra stryjeczna, zakonnica.

Napisano do Wisi, ja - do wujostwa. Ściągnęliśmy do Warszawy, oczywiście, tylko na niedzielę, bo inaczej nie byłoby kiedy: ja pracuję, Renia też, a jej matka ma przecież na głowie małe dzieci i dom cały. Wujostwo najserdeczniej nas przyjęli. Do Warszawy mamy cztery godziny jazdy pociągiem. Z soboty na niedzielę nocowaliśmy, w niedzielę nocą wyjechaliśmy z powrotem" pociągiem pospiesznym. Wuj był zachwycony Renią. Nad wieczorem w niedzielę, gdy moja narzeczona z matką udały się jeszcze raz, już na pożegnanie, do Wisi, wujek nie mógł się przede mną naopowiadać o Reni.

- Mój Beże! Żeby który z moich synów znalazł taki materiał na żonę! Ale opowiem ci, o czym gadaliśmy. Tam się jeszcze prócz ciebie kręci koło niej jakiś młody człowiek?

- A tak! - rzekłem. - Kręci się. Już go nie ma. Ale to pijak i rozwiązłe stworzenie. Choć bardzo przystojny i umie pieniądze robić. Jerzy mu imię.

- Właśnie mówiła to wszystko. Powiada do mnie: "Jerzy, proszę pana, jest zaradniejszy życiowo i zdolniejszy od Romka: materialnie miałabym o wiele lepiej jako jego żona, niż jako żona Romka. Lecz raziło mnie jego prowadzenie się. Chwalił się, ile to miał kobiet i wcale się nie krępował, że jako mój mąż będzie sobie pozwalał na niewierność. Z chorób wenerycznych sobie nic nie robi, bo twierdzi, że z tego się obecnie można łatwo wyleczyć. Jest wielki "przystojniak". Lubi się bawić, pić. Zarabia świetnie, bo szalenie zdolny. Powtarzam: materialnie miałabym dobrze i dlatego moim ubogim rodzicom w niejednym mogłabym pomóc. Do kościoła, mówił, chodzi tylko trzy razy na rok: na Gwiazdkę, na Wielkanoc i w imieniny jego matki. Czy się spowiada, tego się nie dowiedziałam. Bardzo wesoły, dowcipny, rozrzutny, chciał mnie zasypywać prezentami". "A przyjmowała pani od niego prezenty?" - pytałem. "Pierwszy raz przyjęłam, ale mama kazała mi odesłać. Mamie się nie podobał od razu, że niereligijny i że pijak i rozpustny". "A pani co na to?" "Mnie było żal z nim się rozstawać... Ładny chłop. Elegancki. Pełen życia. Kłóciłam się z mamą. Uciekałam do niego na "randki". Ale szybko spostrzegłam, że to się źle dla mnie skończy. Poszłam więc do spowiedzi, a ksiądz mówi: "Słuchaj rodziców. Bo tobą kieruje namiętność, a rodzice mają doświadczenie, mają rozum. Chcesz być szczęśliwa? Tak? A więc pamiętaj, co Bóg powiedział: "Słuchaj ojca, matki, żebyś długo żyła i dobrze ci się działo!" I pamiętaj o przysłowiu: "Nie wszystko złoto, co się świeci". Nie bądź kapitalistką, którą na żonę można sobie kupić za pieniądze. Tobie się należy coś więcej, niż zamożny łajdak i pijak. Ty masz uszczęśliwić dobrego, uczciwego chłopca i gromadkę najlepszych Twoich kiedyś dzieci. A twoje dzieci nie będą szczęśliwe, jeżeli nie będą miały najlepszego, najszlachetniejszego ojca. Czy chcesz, żeby twoje dzieci były nieszczęśliwe? Czy chcesz dać im ojca pijaka i rozpustnika? Po co ci to wszystko? Czy nie praktyczniej wyjść za chłopca wstrzemięźliwego? Szczęśliwy mąż wstrzemięźliwy, szczęśliwa z nim żona, dzieci". A potem zapytał mnie ksiądz, jak ja sobie wyobrażam, ile też będę miała dzieci w swym małżeństwie: bo i o to księdza sama wpierw zagadnęłam. Przy tej okazji dowiedziałam się, że regulować liczbę dzieci można tylko przez wstrzemięźliwość. I że właśnie dlatego dziewczyna musi sobie dobierać na męża takiego chłopca, który z natury jest skłonny do wstrzemięźliwości, który potrafi się opanować, choćby nawet miał silny temperament i wielkie siły fizyczne. A łatwy do takiej wstrzemięźliwości może być tylko chłopiec z wrodzoną wielką szlachetnością, pomoże mu zaś w tym głęboka religijność. Bo Bóg wymaga albo dzieci, albo wstrzemięźliwości, a żeby zachować wstrzemięźliwość, udziela Bóg [119]swej pomocy pobożnemu. Bo co się przejawia w religijności? Skłonność do wybitnie szlachetnego sposobu życia. A wstrzemięźliwość mężczyzny w małżeństwie zależy przecież głównie od mężczyzny - tłumaczył spowiednik. "Wstrzemięźliwy mąż uszczęśliwia, a tym mu łatwiej o wstrzemięźliwość, im bardziej pobożny" - mówił ksiądz. Potem za pokutę kazał mi iść przed Najświętszy Sakrament i przyrzec Panu Jezusowi, że zrywam z tym bawidamkiem raz na zawsze i żebym poprosiła Matkę Bożą o najlepszego chłopca.

- Biedna Renia! - wymknęło mi się z ust, gdy wujek opowiedział tę historię. Choć mi trochę, było nieprzyjemnie, że z takim trudem oderwała się od tamtego.

- Nie dziw się - zgromił mnie wuj. - Widzisz, tyś szlachetniejszy chłopak od tamtego, ale życiowo jesteś mniej zaradny. I mimo wszystko jesteś podobno od tamtego mniej przystojny. Poza tym nie umiesz tyle co tamten zarabiać. Bądź więc za to pracowitszy jeszcze bardziej niż jesteś. Mężczyzna żonaty powinien być pracowity, zaradny, wstrzemięźliwy i prawy. Ale poczekaj, niech ci więcej opowiem o naszej rozmowie z Renią.

"Powiem jeszcze panu - odrzekła Renia - o moich doświadczeniach z tamtym, Jerzym. Gdy nieskromnie próbował postępować ze mną, nie wyrzucałam go za drzwi. Myślę sobie: może go zmienię. I próbowałam odzywać się do jego szlachetnej natury. Mówię: "Czy pana nie stać na piękne postępowanie ze mną? Po co pan jest taki prymitywny z kobietą? Dlaczego pan ma taki ubogi program bawienia dziewczyny? Taki prostacki program? On wtedy powściągał się. Ale nie przekonywało mnie to do niego. Gdy jednocześnie widziałam Romka, którego wcale nie potrzebowałam uczyć szacunku dla siebie, powiedziałam sobie: "Po co mam brać męża i uczyć go dopiero szacunku dla kobiety, kiedy już mam wykształconego pod tym względem chłopca?" "I wie pan co?" - zwierzała się Renia. - Kiedyś Jerzy wyciągnął mnie na plażę. Zawiózł mnie samochodem, ale udałam się nad jezioro w to miejsce, gdzie nas kilka dziewczynek używa wody i słońca. Oburzył się, że go opuszczam. Wściekał się, że hołduję staroświeckim przesądom, ja mu zaś na to odpowiedziałam spokojnie: Panie Jerzy, czy pan wie, co powiedział Alfred de Vigny: że "Czym dla mężczyzny honor, tym dla kobiety wstyd?"

- Tak mu powiedziała? - zawołałem z radością.

- Tak - rzekł wujek. - Widzisz, jej nie kupi za pieniądze, ani nie chwyci się jej na ładne oczy. Ona kocha nad to wszystko wyższe wartości. Przyznam ci się - zaczął cedzić przez zęby wuj - że mi jej trochę szkoda dla ciebie.

Roześmiałem się. bo chyba wujek żartował. Przecież mnie kochał.

- Nie bądź zarozumiały, Romku - strofował mnie. - Bo to i śliczna dziewczyna, i bardzo zdrowa, i piękna dusza. A tyś trochę za nerwowy do niej. Pamiętaj, hamuj nerwy wobec niej już jako mąż. Bądź wyrozumiały dla niej. Nie gaś swoimi nerwami tego w niej słońca. Mam wrażenie - perował wuj dalej - że ci trochę brak kultury towarzyskiej! Pamiętaj, że dla szczęścia małżeńskiego, religijność, choć najważniejsza. - to nie wszystko. Ogromne znaczenie ma w małżeństwie na codzień grzeczność, uprzejmość, uśmiech, pogoda, dowcip, wyrozumiałość, usłużność, słowem kultura towarzyska. Bo co to małżeństwo? To towarzystwo we dwoje - męża i żony: towarzystwo we dwoje, a potem z dziećmi aż do śmierci. Żebyś więc czasem nie był zbyt nudny, Romku, dla tej przemiłej kobiety. Pamiętaj!


Ach! wierzaj mi, nie masz krzyża większego jak żyć wedle swych namiętności. Nie masz większego szczęścia jak żyć każdego dnia umartwiając swą własną wolę i starając się we wszystkim o wypełnienie woli Chrystusa,

Św Franciszek Salezy