Spowiedź

W sercu grzesznika jawi się Jezus. Ten który mu zadał tę ranę serdeczną, który mu zesłał zbawienne łzy. Ten zabity, lecz zmartwychwstały w duszy człowieka jak w Niebie ludzkości, który krwią własną odkaża krew upadłego stworzenia, tego samego, co w mroku swej winy zawarło swoje serce jak grób, w którym wygasło życie, - stworzenia, które zacięło swe usta w uporczywym milczeniu brudnego sumienia. Sumienie to teraz się budzi z uśpienia, przytomnieje, ożywa i woła pomocy. Jezus jest z nim. Jest jako ten brat kochający, który mu towarzyszył od najwcześniejszych dni dzieciństwa przez podróż żywota, który z nim żył i z nim płakał; jako przyjaciel jedyny, który na wezwanie powraca, który wszystko przejrzy, posłyszy i wyrozumie. Więc dźwiga się człowiek, choć bezwład duszy ciąży niepowstrzymanie. Lecz Jezus go powstrzymuje. Zgrzytliwie brzmi ochrypły głos człowieka, lecz Jezus go słucha. I oto wyrzuca, strząsa ze siebie i wyznaje człowiek swój grzech z wzburzeniem rozbitka, z przejęciem umierającego a w miarę wyznania spala się i spopiela cierń namiętności, boleść topnieje i rozpływa się w słowach wyznania. A Jezus słucha tej zbawczej spowiedzi. Słucha i pociesza, choć czoło Jego pofałdowane bólem, który tylko blask oczu, w dal zapatrzonych, nieco rozjaśnia i wypogadza. Jezus widzi w świetle odwiecznych przeznaczeń, że grzech - to śmierć, a spowiedź - to zmartwychwstanie, że w tym podwójnym rytmie śmierci i życia nadchodzi ostatnia przeprawa i ostateczne Zmartwychwstanie.