Spowiedź bluźnierczyni

Od pewnej Siostry Miłosierdzia otrzymaliśmy opis następującego zdarzenia:

Pani jedna, złożona ciężką niemocą, czując, że już nie wiele życia jej pozostaje, uregulowała swoje sprawy majątkowe i familijne, ale, o uporządkowaniu sumienia, nie myślała zupełnie, czytywała same tylko romanse, pobożnych praktyk nie wypełniała żadnych; owszem, jawnie głosiła, że nie ma żadnej wiary, że ze śmiercią człowieka wszystko się kończy itp. Kiedy usiłowano wyprowadzić ją z błędu, wręcz odpowiadała: "Jeżeli naprawdę Pan Bóg jest, już ja sobie z Nim jakoś poradzę... a gdybym się myliła, tym ci gorzej!"

Zaniepokojone takim usposobieniem chorej, poleciłyśmy ją modlitwom dzieci z ochronki i sierót domowych; a same też podwajałyśmy modlitwy i ofiary - żeby tylko wyrwać tę duszę piekłu.

Tymczasem, stan zdrowia chorej z dnia na dzień się pogarszał, mimo to, nie traciła ona przytomności; ale też - nie odmieniała swej złej woli.

Przyszło mi wówczas na myśl, dać jej "Cudowny Medalik". Zbliżywszy się więc do niej, powiedziałam: "Kiedy pani nie chce należeć do Pana Boga, to proszę przynajmniej oddać się w opiekę Najśw. Panny"; włożyłam jej potem medalik na szyję i odeszłam...

Chora, tejże nocy przywołała do siebie siostrę czuwającą, mówiąc: "Chcę koniecznie widzieć księdza kapelana przed Mszą św."... Później, powtórzyła jeszcze raz swą prośbę. Ale szatan nie chciał swej zdobyczy wypuścić tak łatwo, bo choć rozmowa z kapłanem długo trwała - nie zmieniła jednak usposobienia chorej; i - w końcu, nie mogąc kapłan udzielić jej rozgrzeszenia, ze smutkiem musiał odejść. Wrócił jednak o godzinie dziewiątej i tym razem chora szczerze pojednała się z Panem Bogiem i tegoż dnia wieczorem, przylawszy jeszcze sakrament Ostatniego Olejem św. Namaszczenia, umarła.

Chwała niech za to będzie Matce miłosierdzia, Ucieczce grzeszników!