Spotkanie z Jezusem

Wiedziona niezawodnym przeczuciem kochającego serca, zerwała się Maria Magdalena na spotkanie Jezusa.

Świt niewyraźnie rysował zamglone kształty drzew i ulic, którymi przed niewielu godzinami szła z Mistrzem na szczyt Jego kaźni...

Biegła znajomymi drogami. Znała je z tych czasów, gdy dusza jej zamknięta była jeszcze w krąg małych ludzkich tęsknot i niezaspokojonych pragnień. Wspomnienia cisną się mimo woli... Oto ten dom, gdzie kiedyś tak bardzo kochała kogoś... Aleja drzew znów przypomniała jakąś krótką chwilę oszałamiającego szczęścia...

A potem spotkała na drodze swego życia Tego, co wyprowadził ją na jasne szlaki... Wspomnienia pierzchły, a w sercu znów zjawiła się tęsknota za Jego Osobą.


Dlaczego skrył go ciemny grób? Gdzież teraz znajdzie pokój jej nienasycone serce?


Wchodzi do ogrodu. Coraz szybciej przebiega ścieżki zwilżone rosą poranną. Dopada grobu... Pusty...

Zabrano w życiu jej ostatnią pociechę. Zastygło w przerażeniu serce. Kto ukrył najdroższe ciało?

Szelest kroków obudził ją z odrętwienia. Ogrodnik po świątecznym spoczynku szedł do pracy...

"Panie, jeślisz ty Go zabrał, powiedz, gdzieś ciało Jego położył?"

I nagle słyszy swe imię: "Mario!" I to spojrzenie - to samo, co niegdyś, gdy głosem swym i głębią źrenic wskazał jej nowe widoki, nowe cele życia... To samo...

"Rabboni! - Mistrzu mój!" Odpowiedź jasnego rozpoznania. I zryw gwałtowny ku Niemu, jak instynktowne dążenie kwiatów do słońca.


Spotkała Maria znowu Pana, by nigdy Go już z oczu duszy nie stracić.

Przeżyła po raz pierwszy to, co przeżywać będą przez wieki milionowe szeregi wiernych - Zmartwychwstanie Jezusa w duszy cierpieniem oczyszczone, jak złoto ogniem przepalone.

Miłością prowadzone serce znalazło pewność wiary w spotkaniu sam na sam z Mistrzem z Nazaretu.