Jak wiadomo w Meksyku wybuchło powstanie generałów, niezadowolonych z obecnego prezydenta Gila, a bardziej jeszcze z Callesa. Katolicy nic wspólnego z tym nie mieli. Zresztą między generałami tymi nie brakło również najgorszych wrogów Kościoła i Boga: wzniecili powstanie, bo żądni byli władzy, a tylko niektórzy z nich mieli przed oczyma szlachetniejsze cele.
Katolicy nic wspólnego z tym nie mieli. Skoro jednak powstańcy do swoich haseł załączyli również wolność religijną i gdziekolwiek weszli, otwierali kościoły i Msze święte swobodnie odprawiać pozwalali - zrozumiałe, że katolicy musieli życzliwie spoglądać na ten ruch i powodzenia jego pragnąć: boć i jakże mogło być inaczej? A w miarę posuwania się powstańców w głąb kraju, zdawała się coraz jaśniej wschodzić jutrzenka swobody...
Wmieszali się jednak do tej walki Amerykanie: rząd Stanów Zjednoczonych, zainteresowany w zwycięstwie Gila i Callesa, lękając się utraty możności korzystania z olbrzymich skarbów kopalnianych w Meksyku, przy tym bojąc się zmarnowania pożyczki udzielonej Callesowi począł słać na pomoc rządowi amunicję, gazy trujące i samoloty. Toż szala zwycięstwa, mimo zapału powstańców i życzliwości narodu z wolna przechylać się musiała na stronę dotychczasowych władców Meksyku...
Co dalej będzie? Calles sam uznaje, że katolicy powstania nie wywołali. Może miłosierdzie Boże mimo wszystko nad tym znękanym ludem zajaśnieje?... Gdy ten numer "Rycerza Niepokalanej" oddajemy do druku, położenie jest więcej niż groźne... Co się stanie - w następnym numerze powiadomimy. W miesiącu maju, wśród nabożeństw majowych, należy nam bardzo serdecznie prosić Matkę Najświętszą, by u Syna Swego zmiłowanie dlatego nieszczęsnego kraju wyjednać raczyła. Ona przecie wszystko wyprosić może...