Dnia 5 lutego r. [1925] umarła w szpitalu Przemienienia Pańskiego w Poznaniu Lenka (Helenka) Dąbrowska, córka profesora Uniw. Pozn. i posła na Sejm Dra Stefana Dąbrowskiego. Piękna jej śmierć może służyć za przykład, jak Maryja otacza opieką tych, którzy Jej za życia wiernie służyli i dlatego podajemy spokojne jej zaśnięcie dla przykładu i ku zbudowaniu.
Kiedy w południe 5 lutego nastąpiło po krótkiej chorobie pogorszenie i matka wybiegła po lekarza - Lenka zwróciła się do ojca, który przy niej pozostał i powiedziała głosem wzruszonym: "Tatusiu, cieszę się, bo niedługo będę wolną". Tymczasem wróciła matka. Kiedy nachyliła się nad malutką, ona objęła ją za szyję i zaczęła mówić: "Mamusiu, czy widzisz, że tu stoi Matka Boża? Mateńko, ja już odchodzę od Was, ja już umieram i chcę się ze wszystkimi pożegnać, tylko nie płaczcie po mnie! będziecie mieli Waszego Aniołka w niebie, który Wam wyprosi wszystkie łaski u Boga". Następnie odmawiała głośno z matką "Pod Twoją obronę" i przygotowała się do spowiedzi.
Wtem wszedłem do jej pokoiku, na razie z Olejami św[iętymi]. Widząc jednak, że jest przy pełnej przytomności i że na zapytanie matki: czy pragnie przyjąć Jezusa do serduszka - błagalnie wyciągnęła rączki i odpowiedziała: "bardzo, bardzo o to proszę", przyniosłem jej Przenajśw. Sakrament. Wszyscy byliśmy zbudowani, patrząc z jaką pobożnością i żarliwością malutka przyjęła Zbawiciela do serduszka swego. Następnie bardzo gorąco modliła się w czasie Ostatniego Namaszczenia i z wielką czcią ucałowała podany sobie krzyżyk. Potem zaczęła głośno powtarzać: "Święty, Święty, Święty, Pan Zastępów. Pełne są niebiosa i ziemia chwały Majestatu Jego Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie. Hosanna na wysokości!" W złożonych rączkach trzymała ciągle obrazek Matki Bożej Częstochowskiej i prosiła o medalik. Gdy jej matka podała, z serdeczną miłością poczęła go całować lub obrazek tulić do serduszka swego. Następnie trzymając w rączce płonącą gromnicę powtarzała wszystkie poddane jej modlitwy.
Po skończonych modlitwach, dziękowała za posługę kapłańską, a do rodziców odezwała się: "Odchodzę do Boga i bardzo Was proszę nie płaczcie po mnie".
Dziękowała za wszystko, cokolwiek dobrego doznała i przepraszała za swoje małe przewinienia. Gdy ojciec całował ją, mówiąc, że zawsze była ich radością i szczęściem, odpowiadała mu prosząc: "Nie całuj mnie, tatusiu, po rączkach, bo jestem tego niegodna". Pełna świadomości, że zbliża się jej koniec życia, wydaje dyspozycje, dotyczące pogrzebu: "Nie chcę żadnych wieńców, zabiorę ze sobą wieniec z waszych łez, a ten mi nigdy nie zwiędnie. Ale chłopcy (bracia) niech przynoszą na mój grób zielone gałązki. Włóżcie mi białą sukienkę, na znak mej niewinności. We włosy niech mi Mamusia da dwie białe kokardy; włosów mi nie obetnijcie do trumienki. Do gazety podajcie takie ogłoszenie: Bóg powołał do grona Swoich Aniołków naszą małą córeczkę i przyjaciółeczkę Lenkę. - Potem wymieniła kolejno i imiennie wszystkie zabawki, które jej mają być włożone do trumienki - ulubiony kotek i trzy niedźwiadki pluszowe, lalka, harmonijka, na której często grywała, książeczkę do nabożeństwa.
Puszkę moją proszę otworzyć i połowę pieniędzy dać biednym, a resztę podzielić między braciszków. Wspomniała jeszcze wiele o braciszkach i siostrzyczce i następnie poczęła się żegnać z bliższymi i dalszymi, wymieniając niemal wszystkich. Profesora Jurasza, stojącego przy niej, zawołała do siebie bliżej i mówiła: "Bardzo panu Profesorowi za wszystko dziękuję. Będę się modlić u Pana Boga za pana Profesora i za panią, a Bóg Wam da wszystkie łaski Swoje". Potem dziękowała doktorowi Meissnerowi i też obiecywała się modlić. Pożegnawszy się ze wszystkimi, odśpiewała rzewnym dźwięcznym głosikiem 3 zwrotki "Ludu, mój Ludu, cóżem ci uczynił".
W przerwach wśród panującej duszności, gorąco się modliła, powtarzając za mną słowa modlitwy, albo modląc się sama: to Zdrowaś Maryjo - to za kraj i ojczyznę: Przed Twe ołtarze zanosim błaganie, ojczyznę całą, racz nam wrócić Panie. - Panie, roztrąć pychę nieprzyjaciół naszych i poraź ich mocą prawicy Twojej. - to: "Pod Twoją Obronę", Zdawało nam się, że malutka już nas nie słyszy, lecz kiedy matka zaszlochała, w tej chwili otworzyła oczy i powiedziała wymownym głosem: "nie zatrzymujcie mnie waszymi łzami, już tylko pozornie jestem między wami, a naprawdę stoję przed Bogiem. O duszę moją jestem zupełnie spokojna".
Wreszcie podniosła się jeszcze raz i rzekła: "Cieszę się, że jesteście przy mnie. Wszyskich Was proszę o jedno: Więcej się pobudzajcie ku dobremu"!
Ostatnia jej zrozumiała modlitwa, którą całą dokładnie odmówiła, była to modlitwa św. Bernarda: Pomnij o najdobrotliwsza Panno Maryjo... po czym, choć przerwanym dusznością, lecz silnym i czystym, dziecięcym głosikiem odśpiewała "Serdeczna Matko". Nastąpiła agonia i spokojnie zasnęła.
Nikt z nas obecnych nie mógł suchem okiem patrzeć na tę uduchowioną dziecinę, która łączyła w sobie dziecinną prostotę - prosząc o włożenie zabawek do trumienki - z umysłem dojrzałego człowieka, wydającego dyspozycje pogrzebu i zachęcającego do życia doskonałego.
Piękne to Zaśnięcie Lenki może być dla wszystkich przykładem, że kto Maryję obiera sobie w życiu za Patronkę, tego i Maryja wspomaga i radością napełnia w ostatniej chwili życia.