Śląski człowiek pracy
Rycerz Niepokalanej 6/1948, grafiki do artykułu: Śląski człowiek pracy, s. 127

Opisy zdjęć powyżej, od lewej: [1] Fragment elektrowni "Wiktoria" w Wałbrzychu [2] Górnicy wychodzą po pracy z podziemia kopalni Bolesław Chrobry" w Wałbrzychu


Kto po raz pierwszy zawita do śląskiego okręgu przemysłowego, temu na wstępie rzuci się w oczy widoczna już z daleka, wisząca nad horyzontem ciemna chmura. Płuca, przyzwyczajone do czystego powietrza z gór i równin polskich, zaraz wyczuwają zmianę. Gdy do zwykłego dymu przyłączy się gryzący wyziew z hut cynku, przybysze zaczynają się krztusić.

Słońce nad Śląskiem przemysłowym nie świeci tak czysto jak nad resztą Polski. Tu ono jest zawsze przyćmione. Podobnie szare są domy śląskich osiedli i miast, pokryte osadem sadzy. Nigdzie tak często nie trzeba bielić izb ani malować mieszkań, a także myć szyb w oknach - jak tutaj.

Przybysz oszołomiony jest widokiem ruchliwych, gęsto skupionych, niemal zrośniętych z sobą miast, wielkimi kompleksami kopalń i hut, połączonych siecią bocznic kolejowych, martwych wykopisk i zrudziałych hałd. Stąd nawet dla przybywających dziennikarzy i literatów Śląsk ten jest ziemią szybów i kominów, pełen jazgotu maszyn i świdrów mechanicznych - a dopiero na końcu, i to nie zawsze, dostrzegą śląskiego człowieka.

Bo ten szary człowiek pracy, który stanowi duszę martwych maszyn, rzadko kiedy widziany jest w dzień roboczy. Rzeka ludzka wylewa się z osiedli podmiejskich i z dworca kolei wczas rano, gdy przeciętni mieszkańcy miast w śnie są jeszcze pogrążeni głębokim. Powrót z pracy następuje zimową porą również w ciemnościach, a w lecie rozpraszają się ci ludzie po

ogródkach działkowca, by nasycić stały głód słońca i zieleni.

Praca Ślązaka nie tylko jest ciężka, lecz i niebezpieczna. Katastrofy w kopalniach zdarzają się na porządku dziennym. To się odsunie filar, to zawali się chodnik, to pożar wybuchnie lub woda zaleje podszybie i odetnie powrót. Wysiłkiem mięśni trzeba pomagać mechanicznym wiertarkom do wgryzania się w czarną ścianę węgla, by koleje mogły jeździć, fabryki produkować, by wymiana z zagranicą szła, by ludzie nie marzli i mieli na czym strawę gotować. Mniej obfitującą w wypadki, lecz bardziej niszczącą zdrowie jest praca w hutach, wśród oślepiającego żaru wielkich pieców i trującego działania substancji chemicznych (zwłaszcza przy cynku).

Wśród rzesz robotniczych Śląska mamy do czynienia z wielką tężyzną moralną, której źródłem jest wiara w Boga i kult Najśw. Panny Piekarskiej. Wiara katolicka ma szczególne znaczenie wśród ludu, który oparł się zakusom germanizacyjnym protestanckiego państwa pruskiego.

Ostoją tej wiary jest rodzina śląska, z reguły wielodzietna. W każdym domu są liczne przedmioty kultu religijnego, jak obrazy, pasyjki, krzyże, gromnica oraz polskie książki do nabożeństwa, nieraz stuletnie i starsze. Popularna prasa katolicka od stu lat znajduje tu najwierniejszych czytelników. Co najmniej 100 tysięcy rodzin śląskich czyta dziś "Gościa Niedzielnego", katowicki tygodnik diecezjalny i inne pisma katolickie. życie rodzinne wśród mas śląskich stoi na wysokim poziomie. Przywiązanie dzieci do domu rodzicielskiego jest niezwykłe.

Należy to zapisać na konto zasług wychowawczych matek śląskich. Ale kobieta na Śląsku nie jest odosobniona. W kościołach tutejszych widzi się w niedziele wyższy procent mężczyzn (zawsze odświętnie ubranych), niż w innych częściach Polski. Nie wyobrażam sobie, by gdziekolwiek indziej było możliwe zorganizowanie w jednym dniu masowej pielgrzymki 100.000 samych mężczyzn, co miało miejsce w Piekarach 4 maja 1947 r.

Niezmiernie uroczyście obchodzi rodzina śląska pierwszą Komunię św. każdego swojego dziecka. Jest to święto niemal równe uroczystości zaślubin. Zaprasza się na nie licznych gości, którzy przybywają z życzeniami i darami. O wydarzeniu takim mówi się chyba przez rok.

W życiu społeczno-katolickim dużą rolę odgrywają księża, oraz pozostające pod ich kierunkiem domy parafialne i ośrodki rekolekcyjne czynne przez cały rok, odwiedzane zarówno przez robotników, jak i inteligencję akademików. Udział w stowarzyszeniach katolickich, sodalicjach, jest tu zawsze liczny Nawet ministranci mają swoją organizację i wspólnie pielgrzymują do Piekar. Odradzają się też wytępione przez Niemców klasztory franciszkańskie w Panewniku i na Górze św. Anny. Z roboczego ludu śląskiego wyszedł ostatnio szereg biskupów polskich z Ks. Prymasem Kardynałem Hlondem na czele.

Wspomnę wreszcie o pięknej czci, jaką otaczają górnicy swoją Patronkę św. Barbarę, a hutnicy św. Floriana. Dni te są wolne od pracy i obchodzone bardzo uroczyście. W halach zakładów przemysłowych, tzw. cechowniach, odbywają się nabożeństwa, a potem akademie i zabawy. Niestety, pojawił się wróg, który usiłuje odebrać tym świętom ich podniosły charakter. Jest nim alkohol.

Walka z pijaństwem, zaszczepionym na Śląsku przez ziemian pruskich w dobie pańszczyźnianej, toczy się już z górą lat sto, od czasów ks. Jana Alojzego Ficka, znanego apostoła trzeźwości, lecz niestety, ostatnio osłabła na sile. Wierzymy jednak, że hartowna dusza ludu śląskiego, który przetrwał tyle zawieruch dziejowych i przewrotów, a w ostatniej wojnie umiał z narażeniem życia ocalić od zniszczenia przez cofających się Niemców wszystkie warsztaty pracy - przezwycięży i to niebezpieczeństwo.

Lud śląski jest głęboko wierzący i w tym jest jego siła. Kto się bierze do jego oceny według innych, zewnętrznych, przemijających pozorów, ten wyda o nim z pewnością sąd fałszywy i - krzywdzący.