Ze wszech stron czyhają nieszczęścia na człowieka - aż strach pomyśleć jak ich wiele...
Odwrócić te gromy nie w naszej mocy, boć często najmniej spodziewanie nadlatują i ranią boleśnie. Uzbroić się wszakże przed ich działaniem można - trzeba!
Jedyną tu bronią, powtórzmy już po raz setny, jest religia.
Rozprawy na ten temat przeliczne i przegłębokie zbywają ludzie zazwyczaj słowy:
"Na zimno pisano! Gdyby autor nieco pocierpiał pisałby inaczej!". - Tak jakby rozumowania na temat cierpień nie były zawsze owocem najboleśniejszych przeżyć...
Głosy to więc nie słuszne. Lecz dla ludzi małego serca niech spłynie dziś na karty "Rycerza" opis zdarzenia, które już chyba wszelkie wymówki w tym względzie stłumi.
Wśród tegorocznych wakacji wzburzenie ogromne w miłej, nadrzecznej mieścinie:
"Franuś Z. się utopił! Franuś utonął!... Ten zacny wesoły Franuś. Poszedł się kąpać w samo południe i utonął... Co powiedzą rodzice, zwłaszcza matka... Wysłała syna tu na wakacje... A to jedynak... Tak umiłowany... Jak to zniesie matka... do tego na serce chora...
Zapomniano, że matka była Chrześcijanką.
Opowiadano mi, że rezygnacja zbolałej niewiasty zdumiewała wszystkich. I w drodze z oddalonego nieco miejsca pobytu i u zwłok syna wśród łez modlić się nie przestawała...
Była Chrześcijanką.
Ja tylko podziwiałem jej zachowanie się wśród pogrzebu:
Przed zabiciem wieka trumny przystąpiła do ubranego w biel i jakby w błogim śnie pogrążonego syna i rzewnymi łzami zlewając jego na piersi złożone dłonie, na pożegnanie je ucałowała.
Serca obecnych zatłukły mocniej, niż gdyby jęczała i wołała w niebogłosy...
Cierpiała matka Chrześcijańska!...
Wśród pochodu pogrzebowego usta jej szeptały jeno słowa modlitewne; a nad grobem, gdy już trumna z przed oczu jej usunąć się miała, do uszu naszych dochodziły tylko te matczyne słowa:
"Franuś... Franuś... Franuś.., Wróć... Wróć... Wróć..".
A gdy błaganie wysłuchiwane nie zostały, Franuś nie wracał, zbolała matka, snadź lękając się, by jej serce goryczą się nie zalało, szeptała już inaczej:
"Najsłodsze Imię Jezus... Najsłodsze Imię Jezus...".
A każda zgłoska brzmiała tak dobitnie, jakby balsamem po starganym sercu spłynąć miała.
I spływała snadź balsamem, bo matka wytrwała!...
A umiłowany syn na bohaterstwo zbolałej matki z ulgą z drugiego już świata spoglądać musiał.
Tak cierpiała matka Chrześcijanka!....