Rolnik żywicielem narodu
Rycerz Niepokalanej 7/1948, grafiki do artykułu: Rolnik żywicielem narodu, s. 168-169

Jeden z moich znajomych wrócił niedawno z podróży do Włoch. Inny był zawezwany jako rzeczoznawca spraw niemieckich przestępstw wojennych do Norymbergi. Rozmawiałem kilkakrotnie z grupami reemigrantów, górników z Francji.

Wreszcie niedawno bawiła w Czechach wycieczka literatów polskich - po powrocie dzielili się swymi wrażeniami.

Stwierdzają oni zgodnie, że nigdzie w Europie sytuacja wyżywieniowa nie przedstawia się tak pomyślnie jak w Polsce. We Francji ograniczenia żywnościowe posunięte są daleko. Nie lepiej przedstawia się sytuacja we Włoszech i na terenach Niemiec. Nawet w bogatej Czechosłowacji nie ma dosytu żywności. A tymczasem u nas, w Polsce, najbardziej zniszczonej przez wojnę, brakuje nam niewątpliwie jeszcze wielu rzeczy, ale na brak chleba nie można narzekać.

Stwierdzenie to warte jest głębszego zastanowienia, zwłaszcza, że podobnie było i w czasach okupacji. Niejeden z nas ma jeszcze w pamięci sylwetki Niemców, myszkujących po chatach i upominających się uporczywie szczególnie o jaja, masło i słoninę. Słowa - Eier, Butter, Speck - znał każdy Polak, tak często je słyszał. Ba, wielu Niemców uczyło się nawet tych nazw po polsku. Rzadziej kupionymi, najczęściej zabranymi gwałtem lub skradzionymi objadali się oni w Polsce tak łapczywie, jakby nigdy u siebie czegoś podobnego nie widzieli.

Znamienne w tym było, że podobną zachłanność na produkty wiejskie przejawiali zarówno żołnierze odkomenderowani z oddziałów w Niemczech, jak i z Francji, Norwegii, Czechosłowacji i innych zajętych przez nich krajów. Dlaczego: Dlatego, że nigdzie nie było produktów tych w takiej ilości jak na terenach polskich

Do stosunkowo pomyślnej pod względem żywieniowym sytuacji wyżywieniowy sytuacji obecnej czy wojennej przyczyniła się w pierwszym rzędzie wieś polska. Chłop polski, jak przez wieki, tak i w ostatnich najcięższych warunkach okazał się godnym szczytnego miana żywiciela narodu. Mimo klęsk wojennych, mimo ciągłych kontrybucji, mimo więzień, obozów, prześladowania, maltretowana wieś polska miała w sobie tyle żywotności, tyle energii i umiłowania własnej pracy, ze mogła produkować w najcięższych warunkach niespotykaną gdzie indziej ilość żywności.

Stan naszego rolnictwa, jeśli chodzi o metody i środki uprawy, o racjonalną hodowlę zbóż itp., nie dorównuje osiągnięciom innych krajów Europy. A jednak, mimo to, w tych właśnie krajach w momencie, gdzie spadły na nie klęski wojenne, produkcja spadła tak poważnie, że nie mogła wyżywić ludności z tych resztek, jakie pozostawały po zagarnięciu większej części plonów przez Niemców. U nas było trudno, ale mimo to wieś podrzucała miastu tak znaczną ilość towarów, że głodu w pełnym tego słowa znaczeniu, nie zaznaliśmy nawet w najkrytyczniejszych momentach.

W czym kryje się tajemnica takiej siły żywotnej naszej wsi? Niewątpliwie, w głównej mierze zależy to od specjalnego typu psychicznego rolnika polskiego, typu, jakiego próżno by szukać gdzie indziej. Rolnika polskiego wiąże z ziemią - warsztatem jego pracy - uczucie miłości, głębokiego ukochania.

Nie podchodzi on do swej pracy, jako do jedynego źródła zarobku. On kocha swą łąkę, rolę i sad, oddaje im część siebie.

Miłość ziemi rodzi w nim miłość szerszą, wyższą - miłość ziemi rodzinnej, kraju, Ojczyzny. Chłopu polskiemu nie wystarcza sama ziemia, by ją mógł ukochać w pełni. Musi to być jeszcze ziemia ojczysta. Oddalony od niej, choćby i rola była płodniejsza, łatwiejsza w uprawie, tęskni do pozostawionej, nieraz piaszczystej, biednej, ale swojej polskiej. Tęsknota taka za swoim krajem, za ojcowizną zwie się nostalgią. Jakże często emigranci rzucają najlepsze warunki życiowe i wracają do kraju, bo tu czują się najlepiej, jedynie dobrze.

Poprzez miłość ziemi, rodziny własnej, narodu i Ojczyzny, dochodzi chłop polski do miłości najszlachetniejszej - miłości Boga. Obcując z przyrodą, poznając jej tajemnice, pojmuje rolnik Potęgę, która to wszystko stworzyła. Wiara w Boga jest głęboko związana z naszą wsią polską tysiącem obrzędów i zwyczajów religijnych, modlitw specjalnych, kultem Matki Boskiej Siewnej, Zielnej itp.

Ciężkie warunki rolnictwa, często uboga ziemia, dawne trudne położenie społeczne chłopa polskiego, sprawiały, że wykształciły się w nim w ciągłej walce o byt: energia, zaciętość, upór, wytrwałość, wola rozpoczynania od nowa, jeżeli się coś uprzednio nie powiodło. Ani wojna, ani powodzie, pożary lub inne nieszczęścia nie potrafiły złamać tej żywotności wsi naszej. Zaraz wracała ona do roboty, zaprzęgała się do pługa, do nowej, nadziejnej pracy.

Do tych cech dołączyć należy pracowitość. Rolnik polski nie zna w swej pracy godzin własnej dniówki. Od świtu wczesnego do późnej nocy krząta się przy swym gospodarstwie i pomaga mu w tym cała rodzina. Nie dośpi jakże często, pracuje zlany potem, ale uparcie, zdecydowanie swego dopina. Odpoczynkiem jedynym jest dla niego niedziela. Za nic wtedy nie przekroczy przykazania, nakazującego dzień święty święcić. I dopiero ze świtem nowego tygodnia, wzmocniony, znów staje do pracy.

Rolnik żywicielem narodu. Zdanie to najbardziej prawdziwe, kryje w sobie głęboki sens. Świadczy ono o istnieniu poczucia odpowiedzialności chłopa polskiego nie tylko za siebie, swoją rodzinę, wieś wreszcie, ale i za cały naród, za swój kraj. Wieś polska docenia w pełni swoją rolę i wypełnia ją z pełną świadomością. Nigdy nie ogranicza pracy do zaspokojenia li tylko potrzeb własnych - myśli zawsze o innych. Wiele wypadków każdy z nas może przytoczyć z minionych lat, gdy wieś zasilała często bezpłatnie mieszczan swymi produktami, gdy karmiła i chroniła z narażeniem życia oddziały partyzanckie i sama garnęła się do nich masowo, gdy z użyciem całego sprytu ukrywała plony przed okiem niemieckim, by przekazać je do właściwych rąk - polskich.

W najtrudniejszych momentach, w chwilach przełomowych dla narodu, chłop polski w pełni należycie pojmował swą rolę i wypełniał ją. Wspaniałe zagospodarowanie Ziem Odzyskanych zawdzięczać należy w głównej mierze właśnie naszemu szaremu, pracowitemu rolnikowi: On przywrócił zniszczonym wsiom życie, odchwaścił ugory, w znoju, nieraz z braku koni sam zaprzęgając się do pługa, zaorał i zasiał setki tysięcy hektarów wróconej po latach piastowskiej ziemi.

Rolnika polskiego rzadko kiedy potrafiło się docenić tak, jak na to zasługiwał. Ale on i na to nie zważał, robił swoje, wiedział bowiem, że w lepszych czy gorszych warunkach, zawsze sprostać musi swemu zadaniu - żywienia narodu.