Refleksje sylwestrowe

Obudziłem się jak zwykle. Dochodziła szósta. Gęsta mgła spowiła ziemię, nadając jej jakiś kształt niesamowity. Było jeszcze ciemno, choć pierwsze przebłyski światła usiłowały sobie z trudem utorować drogę,

Spojrzałem na zegarek. Czas wstawać. Za chwilę da się słyszeć głos dzwonu z pobliskiego kościoła na Anioł Pański. Zapalam światło i ubieram się szybko - po chwili już klęczę, szukając w "Rozmyślaniach o Ewangelii" biskupa Prohaszki medytacji na dzień dzisiejszy. Zakończenie roku... tak to dzień brzemienny treścią przeżytego roku... "Z pełni serca składajmy Panu dzięki. Zwracajmy się myślą w przeszłość i spotkamy się oko w oko z miłością Pana, który obsypywał nas łaskami, jak deszcz spływał na duszę naszą, i jak promień słoneczny w nią się sączył... Czy staliśmy się lepszymi, czystszymi, szlachetniejszymi ludźmi?..."

Myśli me płyną, kojarząc się w jakąś przedziwną mozaikę wspomnień, przeżyć, może dni jasnych, świetlanych, a może smutnych, bolesnych...

[382]Za wszystko mamy dziękować Bogu. Wdzięczność - to wyraz serca, to sprawiedliwość. U św. Pawła dochodzi ona do namiętności. W Eucharystii sięga szczytów! Jakże więc nie dziękować Bogu za rok przeżyty...

Z tymi myślami idę do kościoła - odprawiam Mszę świętą. Uderza mię Introit: "Si diligi me"...[1] Tak... koniec roku - Miłość... przedziwny symbol bilansu życia...

Po Mszy zasiadam do konfesjonału. Długie szeregi penitentów. Wszyscy chcą się pojednać z Bogiem - wszyscy szukają ukojenia w łasce - wszyscy dziwnie poważni i uroczyści... Sakrament miłości i przebaczenia tak bardzo zbliża ludzi do siebie. Spowiedź przeciąga się długo. Co chwila rozlega się dzwonek - kapłani rozdają Komunię świętą. W kościele cisza - jakiś uroczysty nastrój. Tak - to koniec roku. Jakże go kończyć, nie mając życia nadprzyrodzonego?... Wszak łaskę wysłużył Chrystus. Wszak On powiedział: "Trwajcie we mnie, a ja w was. Jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeśli nie tkwi w winnym krzewie, tak wy, jeśli we mnie pozostawać nie będziecie" (J 15,4).

Któż, pytam, nie czuje potęgi tych słów - świadczą o niej szeregi penitentów... Bóg jest miłością. Powiedział ktoś: "Człowiek jest harfą o siedmiu strunach. Jest w nim sześć strun cierpienia i jedna struna radości".

Ta jedna struna w tym sakramencie niweluje sześć pozostałych.

Przed konfesjonałem zatrzymuje się zakrystian, dając mi znać, że wezwano mię do chorego. Za chwilę jadę dorożką w odległą dzielnicę miasta. Nie dzwonię - za duży ruch na ulicy. Zajeżdżam. Z zapalonymi świecami prowadzą mnie na drugie piętro. Mieszkanie ubogie. Pod ścianą na zwykłym drewnianym łóżku - chora - lat 27 - suchotnica. Ciche łzy spływają po jej bladym policzku. Oczy gorące z wiarą patrzą na mnie. Spowiadam, udzielam Komunii Św[iętej], namaszczam olejami, udzielam odpustu zupełnego.

Jakże bolesny koniec roku i koniec życia! Ale chora z wielką wiarą przyjmuje Sakramenty święte, - tylko to otoczenie - tych troje: dwoje dzieci i mąż ze zgaszonymi oczyma...

Nie po raz pierwszy zaopatruję chorą na wieczność całą, a jednak... łzy kręcą się pod powieką, ręka drży. Przemawiam, pocieszam, ale głos się łamie... dźwigam, dodaję otuchy i... pełen smutku opuszczam ubogie mieszkanie chorej. Wracam do domu dziwnie skupiony. Godzina już późna. Spożywam śniadanie i zabieram się do brewiarza.

Św. Sylwester! Papież... Znakomity rządca Kościoła. Wszakże to on z Konstantynem Wielkim sprowadził pokój po strasznych prześladowaniach chrześcijan. Sylwester - fundator pierwszej bazyliki Piętrowej, wielki jałmużnik, inicjator pierwszego soboru powszechnego w Nicei.

Św. Sylwester. Jakże nadużyto tego imienia właśnie w ostatnim [383]dniu roku! Zbliżają się nieszpory. Rozkołysały się dzwony we wszystkich świątyniach, zwołując wiernych na podniosłe nabożeństwo dziękczynne.

Nieszpory o Obrzezaniu Pańskim z pięknym hymnem "Jesu Redemptor omnium" i wiele mówiącym Capituium: "Apparuit gratia Dei Sałvatoris nostri omnibus hominibus"...[2]. I dalej wielki Apostoł Narodów poucza nas, abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozsądnie, sprawiedliwie i pobożnie żyli na tym świecie" - właśnie w dniu sylwestrowym - dziękując Panu za odebrane łaski. A potem kazanie. Z zapartym tchem słuchaliśmy, my nawet kapłani, złotoustego kaznodziei.

Wyszedł z tekstu Izajasza proroka: "Wychowałem synów, a oni mną wzgardzili". I szedł głos bólem nabrzmiały, że jakkolwiek wszyscy do zawodów stawaliśmy, to przecież nie wszyscy zawodu dokonaliśmy. Bo cóż nam dał bilans przeżytego roku na płaszczyźnie naszej wiary? Owszem były wzloty, były plusy, lecz może więcej minusów... Ale głos kaznodziei nabiera nowej barwy, przechodzi w tony serdecznego uczucia, promienieje radością pokornej wdzięczności za wszystko, budzi nadzieję, rozpala żywą wiarę, uderza w strunę miłości.

Od ołtarza rozbrzmiewa Litania do Wszystkich Świętych, po czym następują podniosłe modły i bijące w niebo suplikacje "Święty Boże, Święty Mocny, Święty a Nieśmiertelny!" Procesja z Najświętszym Sakramentem kończy się majestatycznym hymnem "Te Deum laudamus".

Wróciłem do domu dziwnie zamknięty w sobie. Przez ulicę przeciągają rozbawione tłumy. Z okien wielu domów bije olśniewające światło. Tu i ówdzie rozlegają się tony fortepianu - słychać wersety ostatnich przebojów. W barach i restauracjach gwarno. Wszyscy gotują się do uroczystego, wesołego zakończenia roku.

A dalej w odległej ulicy inny obrazek.

Na niskim parterze drewnianego domku oświetlone dwa okna. Skromna choinka z zapalonymi świeczkami a tuż obok kołyska lekko poruszana czułą ręką młodej matki...

Obrazek na chwilę przykuł moją uwagę. Przystanąłem. Nad łóżkiem piękny obraz Maryi - jeden z tych, co oskrzydla uwzniośloną wyobraźnię i przenosi w inne świsty, jakże dalekie od świata zmysłów i myśli przyziemnej! Słyszę cichy, miły śpiew matki, wiązany z rytmem poruszanej kołyski:

"Lulajże, Jezuniu, moja perełko,
Lulaj ulubione me pieścidełko!
Lulajże, Jezuniu, lulajże lulaj,
A Ty Go, Matulu, w płaczu utulaj..."

Idąc, wspominam własne dzieciństwo. Widzę nad swoim łóżkiem ten sam obraz Boga-Rodzicy-Dziewicy Niepokalanej...

Zawsze była mi Matką i Panią...

Miłe, rzewne wspomnienia...

W tej chwili mijam drugą świątynię. Pogaszono już światła w kościołach - sylwetki ich toną [384]w mroku i tylko strzeliste wieże rysują się na tle zachmurzonego nieba...

I znowu wiążą dzień św. Sylwestra z liturgią Kościoła, która w przedziwnej symbolice zamknęła myśl głęboką o odpowiedzialności za życie.

Wstępując w progi domu, przez dziwne jakieś skojarzenie z refleksjami na temat dnia dzisiejszego łączyłem w swym umyśle słowa wieszcza, jakże zawsze prawdziwe:

"Wołasz Boga: On często schodzi po kryjomu,
I puka do drzwi twoich, aleś rzadko w domu".

[1] Miłujesz mnie? - Pierwsze słowa Introitu na uroczystości świętych Papieży.

[2] Okazała się wszystkim ludziom łaska Boga Zbawiciela naszego.