W ulicę miasta Świecia - Świecie nad Wisłą na Pomorzu - wiodącą do kościółka świętego Marcina, weszło dwóch pielgrzymów. Młodszy prowadzi pod pachę starszego - ślepego. Obydwaj wyglądają i z twarzy i z ruchów na ludzi inteligentnych. Ubrania na nich, prawda sproszone, pomięte z podróży, ale porządne, Obydwaj mają duże śliczne różańce zawieszone na szyi, srebrzyste wielkie krzyże na piersiach, torby na plecach a w rękach laski. Idą coraz spieszniej. Wszystko im obojętne, nigdzie się nie zatrzymują A jacyś zamyśleni, smutni, a nawet niespokojni, szczególniej ten ślepy.
I zagaduje do nich przechodząca obok kobiecina: "Pochwalony Jezus Chrystus".
"Na wieki wieków".
"A skądzi to Pan Bóg prowadzi?
"Z Gdańska kobiecino!"
"Z Gdańska! O la Boga tak z daleka! I tu piechotą!"
"A piechotą".
"Toście strasznie zmęczeni".
"Ach, to nie szkodzi. To dla Matki Najświętszej, na Jej cześć, a nam za pokutę".
"A to tam w Gdańsku już o naszej Matce Bożej cudownej wiedzą?" - pyta znowu kobiecina.
"Ta przecież tutejszy cudowny obraz Matki Bożej to z Gdańska" - odpowiadają.
"Z Gdańska, ale tam u heretyka był w poniewierce. A może znacie i tego lutra? Powiadają tu u nas, że on się chcę nawrócić. I ponoć już liczne dary tu dla Matki Najświętszej przysłał, by się modlić za niego. A wczoraj znowu moc księży tu przyjechało i mówili w mieście, że dzisiaj ma być 12 Mszy świętych przed ołtarzem cudownej Panienki na jego intencję, o nawrócenie i przebłaganie Matki Bożej za zniewagi, jakie doznała w jego domu".
"O! heretyka znamy - odpowiadają. - On taki biedny teraz, taki nieszczęśliwy. Jak tylko sprzedał ten obraz, tak ociemniał i nie ma dla niego ratunku. Tak mu żal teraz, że nie wiedział, co miał w domu, że nie wierzył w wielkość Maryi, nie wierzył w Jej moc, w Jej dobroć. Gorzej, bluźnił Jej, szydził z nabożeństwa do Niej. Dzisiaj wszystko by dał, żeby przebaczenie od Niej otrzymał i wzrok odzyskać. - Nie wiecie czy już zaczęły się Msze święte?"...
"Nie, właśnie mają wychodzić".
"A to zostańcie z Bogiem. Idziemy".
"A wyście dawno ciemny?" - pyta jeszcze kobiecina.
"Oj, niedawno, niedawno. Ach jak też to człowiekowi źle, gdy nie widzi".
"To proście Matki Najświętszej! Ona was uleczy!"
"Właśnie po to tu przyszliśmy, lecz czy godni będziemy wysłuchania!?"
"Idźcie, idźcie z ufnością. Ona taka dobra".
"Z Bogiem".
"Z Bogiem" - i poszli.
W ubogim małym, chylącym się do upadku, kościele świętego Marcina nastrój niezwykle uroczysty. Ołtarz Niepokalanej Panienki przybrany wspaniale. Wszystkie świece na nim zapalone, płoną. Msze święte wychodzą jedna za drugą. - W kącie zaraz przy drzwiach, klęczy na oba kolana z głową spuszczoną pokornie ku ziemi ten pielgrzym ślepy - i modli się gorąco. Nie widzi Matki Bożej, nie widzi Jej cudownego obrazu, lecz do Niej się modli. Do Niej kieruje swe błagania łzawe, pokutne, a żałosne a szczere. "Przepraszam Cię, o Matko Boża, przepraszam Cię z głębi duszy. Wierzę już żeś nie tylko Matką Chrystusa - człowieka, ale Matką prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka w jednej osobie - Jezusa Chrystusa. Wierzę, że jako Matka Boga pełną jesteś łaski, że nigdy poddanką szatana nie byłaś. Nie miał on władzy nad Tobą ani na chwilę nigdy, boś nigdy grzechu nie popełniła, ani uchybienia najmniejszego. Zawsześ święta, nawet w chwili poczęcia - Niepokalana! Zawsze święta, łaski pełna, na Matkę Synowi Bożemu wyznaczona.
- O Maryjo, daruj mi! Nie wiedziałem co czyniłem jako protestant zaciekły, nienawidziłem wszystko, co katolickie, a szczególnie Twych wizerunków, statui i nabożeństwa do Ciebie. - O Maryjo, przebacz mi! Nie wiedziałem, co czyniłem. Miałem ten Twój obraz u siebie, codziennie patrzyłem na niego, ale jak, o Boże, z pogardą, z ironią i jeszcze gorzej, ze złością jakąś dziwną, z nienawiścią.
O Maryjo, przyznaję, zasłużyłem na to, żeś mi wzrok odebrała. Obrażałem Cię tak bardzo i tak często. Lecz daruj mi. Nie gniewaj się, o Matko Boża! Przepraszam Cię ze wszystkich sił moich. Umyślnie tu do Ciebie przyszedłem, chociażem ciemny, a droga przykra, byś wiedziała, że naprawdę żal mi tego, żem Cię nie kochał. Byś wiedziała że Cię naprawdę przepraszam i naprawdę katolikiem zostanę i do śmierci czcicielem Twoim będę. O Maryjo, pociesz mnie, wysłuchaj i uzdrów. Daj, abym Cię jeszcze zobaczył w Twym obrazie. Oddaj mi wzrok, któryś mi słusznie wzięła. O Maryjo!... Maryjo...!" - tak płacze i prosi, i jęczy.
Był to właśnie heretyk w z Gdańska, który obrazem Maryi komin zatykał.
Już rozpoczęła się ostatnia, dwunasta Msza święta, a on jeszcze klęczy. Nogi bolą go okrutnie, tak daleką przecież odbył drogę i teraz przez 6 godzin sprawie na kolanach. Słabnie coraz więcej, lecz dobiera sił i klęczy. Już ostatnia Msza święta a on jeszcze ufa, jeszcze prosi. Przy nim klęczy ten drugi pielgrzym przewodnik i tak litościwie spogląda raz po raz to na Matkę Bożą cudowną, to na niego, widocznie prosi dlań o łaskę Królowej i Pani łask wszystkich.
Naraz wstrząsa heretyk nerwowo głową, przysłania ręką oczy, trze... Czuje jakiś ból gwałtowny w nich... Chwileczka i przestało. Odejmuje rękę i... widzi... Widzi... ołtarz oświetlony, a w nim obraz Maryi... ten swój...
I rzucił się z głośnym płaczem na twarz, i towarzysz jego także i razem dziękowali Najświętszej Panience. A potem publicznie na ręce kapłana uczynił heretyk wyznanie wiary, to jest przeszedł na katolicyzm.
Rycerzu Niepokalanej, droga do Chrystusa wiedzie przez Maryję. Kto dla Niej pozyskany, to pozyskany dla Boga. Ten więc twój cel, to twoje zadanie: jak tylko umiesz, jak możesz, pociągaj wszystkich do Maryi, wszystkich grzesznych, zbłąkanych i niewiernych.