Przemilczane pionierstwo

W "Tyg. Powszechnym" ukazał się cykl artykułów pt. "Nowy kraj" pióra znakomitego publicysty katolickiego Pawła Jasienicy. Autor cyklu pisze, że "nowy kraj" czyli Ziemie Odzyskane jest właściwie prastarym krajem polskim, do którego wracamy dziś nie tylko ze względów politycznych, gospodarczych i obronnych, ale i z głębokiego przywiązania narodu do tej dawnej naszej dzielnicy, zabranej nam przemocą przez Niemców. Wśród bogatej problematyki Ziem Zachodnich, jaką Jasienica porusza, nie pominął on tematu "przemilczanego pionierstwa" Kościoła katolickiego na tych ziemiach. Jak w dawnych wiekach, tak i dzisiaj Kościół jest pionierem i obrońcą polskości na Warmii, nad Odrą i Nysą.

Poniżej drukujemy wyjątki z cennych artykułów Pawła Jasienicy.

Władze kościelne wobec Ziem Odzyskanych

"Był sierpień 1945 r. Prymas Polski, - i w jednej osobie Legat Papieski, powrócił był już z Rzymu, przywożąc ze sobą rozległe pełnomocnictwa, dotyczące między innymi urządzenia spraw i stosunków kościelnych na ziemiach nowo przez Polskę objętych... Watykan nadał mu prawo wprowadzenia w polskiej organizacji kościelnej zmian takich, jakie uzna za stosowne. Czym była ta decyzja, ocenić dopiero można wspomniawszy na żelazną zasadę polityki watykańskiej: nie śpieszyć się.

15 sierpnia 1945 r. Prymas Polski wydał dekrety ustanawiające dla Ziem Odzyskanych pięć nowych Administracji kościelnych: Opole, Wrocław, Gorzów n. Wartą, Gdańsk i Olsztyn. Na czele nowych diecezji stanęli Administratorzy Apostolscy posiadający pełne prawa biskupów ordynariuszy. To było posunięcie zasadniczo kończące istniejący chaos. Utrzymywanie bowiem dalszego prowizorium[1] - przyniosłoby rezultaty pod każdym względem fatalne. Z punktu widzenia interesów Kościoła - ponieważ uniemożliwiłoby normalną pracę duszpasterską, z punktu widzenia polskiej racji stanu - ponieważ formalne chociażby uzależnienie Polaków na Zachodzie od księży i biskupów Niemców wywołałoby przekonanie o chwilowości naszego tam pobytu.

...Fakty sierpniowe nie były jedynymi w bogatym w przemiany roku 1945. Wkrótce potem polskiej hierarchii kościelnej poddane jeszcze zostały Kłodzko i Głubczyce, które aż dotąd - pomimo, iż wchodziły w skład państwa niemieckiego - podlegały biskupom czeskim. To wyglądało tak, jakby - dajmy na to - proboszcza w Nowym Targu mianowała Praga. Tak było przez dwieście lat. Ale tak już przestało być.

Kiedy z Opola wyruszałem do Wrocławia, udzielono mi na pożegnanie pewnej rady:

- Niechże się pan tam wypadkiem nie pyta księdza Milika, czy Wrocław pozostanie przy Polsce.

- Czemu tak? Nie wolno?

- Ładnie by się pan urządził. Musi pan wiedzieć, że on tam postępuje w myśl własnej zasady, "usuwam stąd precz każdego księdza, który mi tu przychodzi z niewiarą w sercu". Pan co prawda księdzem nie jest, ale ksiądz Milik był przez wiele lat kapelanem w wojsku. Może panu coś bardzo nieprzyjemnego powiedzieć.

Wiele i długo rozmawiałem o kwestiach zachodnich z wrocławskim Administratorem Apostolskim. A pożegnał mnie słowami:

- No co, - przekonałem pana, wy niedowiarki ze starej Polski? He? - zagrzmiał na zakończenie jak kapitan przed batalionem.

Nie byłem ja nigdy większym niedowiarkiem niż każdy przeciętny Polak. Ale dla mnie - podobnie jak dla większości - Ziemie Odzyskane to był problem polityczny, gospodarczy, demograficzny, socjalny. Tam na zachodzie - nie tylko we Wrocławiu zresztą, ale wszędzie - rozmawiając z tymi ludźmi w sutannach, zdumiałem się nad jednym. Dla nich zachód, to jest kwestia wiary i powołania. Powiadają, że to jest wielkie zadanie utwierdzać wiarę na ziemi, która jeszcze do niedawna była bazą swastyki, "krzyża, który nie jest krzyżem Chrystusa"[2]. Gorąco, z przejęciem mówią o tym, iż w dziele tym przyszła im z pomocą najbardziej w Polsce religijna, najbardziej wierna część narodu - repatrianci zza Bugu.

Pionierska praca księży

Inaczej to wszystko wygląda z wygodnej perspektywy Krakowa, inaczej na miejscu. Nam się wydaje - zachód to lepsze mieszkania, komfort, asfaltowe szosy, poniemieckie meble. Owszem, tak często bywa. Ale trzeba pojechać na miejsce, pochodzić, popatrzeć. Zobaczyć pracę księży w tamtych stronach i jej warunki. I dopiero wtedy zastanowić się, czy nie wiara i powołanie właśnie są tym, co potrafi tych ludzi przymusić do takich wysiłków.

Najpierw - iluż ich tam jest? Diecezja wrocławska - najliczniejsza dziś diecezja w Polsce - w dniu 1.10.1947 liczyła katolików Polaków 1.609.211 i 30.000 Niemców (razem z nie-katolikami zaludnienie wynosi 1.733.253). Księży polskich jest tam obecnie 556 i 20 Niemców. Przed wojną zaś na 850 tysięcy katolików przypadało 818 księży.

Diecezja gorzowska - największa w Polsce co do powierzchni, obejmująca 1/7 część obszaru państwa - około miliona dwustu tysięcy katolików (dane z r. 1946) - księży 342! Nie badałem stanu rzeczy w Gdańsku i Olsztynie, ale trzeba pamiętać o zasadzie obowiązującej na Ziemiach Odzyskanych: im dalej na północ, tym cięższe warunki. W diecezji wrocławskiej jest - jak już pisałem - księży 556, z tego 453 uczy w szkołach. Miewają po trzydzieści i czterdzieści godzin lekcyjnych tygodniowo. A oprócz tego pracują naturalnie w swoich parafiach.

Przyzwyczailiśmy się do tego, że słowo parafia kojarzy się nam z wyobrażeniami o życiu spokojnym, ustabilizowanym. Tutaj na zachodzie ta rzecz nieco inaczej wygląda. Niemal z reguły niczego się tu nie dziedziczy po poprzednikach. Wszystko trzeba organizować od początku. Parafian ma się nieznajomych, pochodzących z różnych stron Polski i świata, trzeba ich jakoś ze sobą zgrywać, przyzwyczajać, obłaskawiać.

- Z początku nie mogłem wystać przy ołtarzu - zwierzał mi się proboszcz w Nysie. - Proszę sobie wyobrazić - śpiewają w kościele, a każdy ciągnie w swoją stronę.

Tenże sam ksiądz, mając w samym mieście pięć kościołów do obsłużenia, co niedzielę wstaje o godzinie czwartej rano, siada na furę, jedzie 12 kilometrów do Starego Lasu, bo i tam jest proboszczem, odprawia sumę, wraca do Nysy i tu ma jeszcze dwie Msze. Oprócz tego zajmuje się oczywiście organizacjami, Caritasem, odbudową itp. Wystarczy na jednego?

W powiecie Krosno nad Odrą jest jeden ksiądz na cały powiat, liczący 27 kościołów. Powiat Dębno - 2 księży na 33 wsi, powiat Gubin - 2 księży. Zdarzają się parafie, gdzie od jednej granicy do drugiej jest 30-40-50 kilometrów.

W bardziej zniszczonych okolicach Ziemi Lubuskiej i Pomorza Zachodniego są takie strony, w których pomimo przychylności mieszkańców trudno się księdzu utrzymać...

Odbudowywać kościoły też potrzeba. Ciężko. Brak gotówki. Ludzi mało.

Razu pewnego ks. Administrator Nowicki z Gorzowa zajechał sobie do jednej z wiejskich parafii. Plebania zamknięta. Stuka. Ktoś się odzywa ze stojącej obok dzwonnicy. Przez okno wieży wychyla się we własnej osobie odpowiednio wapnem ochlapany proboszcz.

- A co tam, księże robicie?

- Przykład daję parafianom. Ekscelencjo!

Nie są lekkie warunki pracy duchowieństwa na zachodzie. Za to rezultaty jej widoczne. I widać, czuć na każdym kroku jak olbrzymie jest zapotrzebowanie na tę pracę.

"Caritas" i parafia

Stało się, iż spływające ku Odrze i morzu rzeki mieszanego narodu znalazły potężny utrwalacz. Zaraz od pierwszych chwil wszedł w grę czynnik, który je stabilizował, pomagał wiązać się z miejscem, bronił ich moralnej i psychicznej równowagi. Czynnik zresztą ten sam, który od tysiąclecia przesyca polską kulturę. Gdyby nie bardzo wczesne objęcie zachodu przez polską organizację kościelną, gdyby, - powtarzam - nie to właśnie, mielibyśmy w nowym kraju chaos znacznie większy niż dziś.

To nie tylko o to chodzi, że w takim Opolu wszystkie szpitale prowadzone są przez organizacje katolickie i pozostają pod opieką biskupa. Nie tylko o to, że są takie - i to bynajmniej nie najpodlejsze - miasta, gdzie przez czas długi jedyne prace nad odbudową prowadziły władze kościelne i związki "Caritas". I nie tylko o to, że "Caritas" w Opolu przy pomocy swych 276 stacyj pielęgnacji chorych zgniótł epidemię duru brzusznego i świerzbu, w swych sześciu - błyskawicznie podczas wielkich wędrówek zorganizowanych - misjach dworcowych udzielił pomocy 540 tysiącom kobiet i 34 tysiącom dzieci, a teraz w przedszkolach ma około 10 tysięcy wychowanków i prowadzi 64 domy starców (na cztery utrzymywane przez państwo). Podałem tylko niektóre cyfry i to odnoszące się wyłącznie do Opolszczyzny, chociaż i w innych diecezjach "Caritas" pracuje podobnie. Spieszno mi bowiem do opowiedzenia o rzeczach jeszcze poważniejszych, chociaż zdumiewająco prostych.

Rzecz zwyczajna: parafia. Co to jest parafia? Ja się nie pytam o to czym ona jest w rozumieniu Kościoła, tylko o historyczne znaczenie tego rzeczownika. Jest ona mianowicie najtrwalszą u nas formą organizacji społecznej jedyną, która trwa niezmiennie od stuleci... Umarł proboszcz? Pochowali, zaśpiewali - przyszedł następca. Instytucja trwała.

I teraz wychowany w takich warunkach, tradycjonalistycznie usposobiony chłop polski ma się przenieść o setki kilometrów od miejsc rodzinnych, do kraju, o którego istnieniu często nawet nie słyszał, tam zamieszkać bez parafii i księdza w sąsiedztwie i czuć się dobrze, pewnie? Prędzej rak świśnie, niż to wszystko będzie możliwe. Toteż faktem jest, że ludność na zachodzie nie chce mieszkać tam gdzie nie ma księdza, gdzie jest zbyt daleko do kościoła. W Młynarach, pow. Pasłęk, gospodarze porzucili wieś i przenieśli się dalej, w pobliże zamieszkałej plebanii. Podobnie bywało i gdzie indziej. Kolejarze miewali tajne umowy z wieśniakami. Otrzymywali wynagrodzenie w naturze, a w zamian za to zobowiązani byli sygnalizować ekipom łapaczy obecność duchownego w pociągu. W takich razach następowała inwazja na wagon, prośby i namowy. Jeżeli to nie skutkowało - chłopi zabierali księdzu bagaż i zmuszali go do pozostania. Zdarzało się, że proboszcz wysłany przez Kurię do parafii X - trafił do parafii Y. Nie ułatwiało to Administracjom Apostolskim pracy. Tak i owak tworzyły się nowe, polskie parafie, będące niezmiernie ważnym czynnikiem ułatwiającym powstanie nowej więzi społecznej.

Jakoś na jesieni 1945 roku do ks. dr Edmunda Nowickiego z Gorzowa przebywającego akurat w Poznaniu, zgłosił się jakiś sowiecki pułkownik. Taszczył ze sobą wielki pakunek.

- Wy jesteście biskup z Gorzowa?

- Ja. A czego chcecie?

- Nu i ładno. Mnie potrzeba cerkownago wina, cerkownago chleba i popa.

- Po cóż wam?

- Sprawa jest taka. Ja administruję trzema majątkami państwowymi. Tam są i zakłady przemysłowe. Ludzie nie chcą u mnie pracować bo księdza i kościoła nie ma. Nu tak ja postroił tri cerkwi, kupił siem ikon - rozwinął pakunek i pokazał cztery wizerunki Chrystusa i trzy Matki Boskiej - a teraz koniecznie potrzebuję wina kościelnego, komunikantów i księdza.

Ponieważ duchownego, który by mógł tam pojechać na razie nie było ruszył w drogę sam ks. Nowicki. Bolszewik zawiózł go autem z Poznania pod Frankfurt, pokazał trzy wyremontowane przez się kościoły i sumiennie odstawił z powrotem. Tam nad Odrą osadnicy przywitali biskupa z rozrzewnieniem i dostali zapewnienie, że opiekę otrzymają".

[1] Stan tymczasowy.

[2] Określenia Papieża Piusa XI


Rycerz Niepokalanej 6/1948, grafiki przy artykule: Przemilczane pionierstwo, s. 139 i 141

Opisy zdjęć powyżej, od lewej: [1] Odbudowa Katedry Morskiej w Gdańsku, dawniej zwanej kościołem N. M. Panny. Katedra jest 6-tą co do wielkości świątynią w Europie. Budowa jej trwała od 13 do 16 w. głównie siłami robotników polskich. Drzewo użyte do jej budowy sprowadzane było Wisłą z naszego Mazowsza. W b.r. na odbudowę przeznaczono 20 mil. zł. Za powyższą sumę zostanie odbudowany dach świątyni spalony w 60% oraz zniszczone sklepienia. Powierzchnia dachu wynosi 1 ha, a okna i witraże stanowią 1500 m². Odbudowa potrwa 3 lata. [2] Od roku czasu utrzymują się w świeżym stanie róże, włożone przez 8-letnią Paulinę Byrne na głowę Statuy Niepokalanej w kościele Heaton Norvis, Stockport (Anglia). Ponad 100.000 pielgrzymów odwiedziło statuę, a u stóp posągu złożono 22.000 próśb listownych do Matki Bożej. Uczeni nie mogą wyjaśnić, dlaczego róże nie zwiędły.