Problem teściowej

"Teściowa". Nie ma w polskim słownictwie rodzinnym wyrazu bardziej niepopularnego. Konkuruje on tylko z "macochą". Zniknął zaś zupełnie z bezpośredniego użycia, bo matka męża czy żony każe z reguły synowej czy zięciowi mówić sobie "mamo" lub "mamusiu", a nie daje się nazywać teściową. W ten sposób określenia tego używa się wyłącznie w rozmowach "pozaocznych", obmowach, narzekaniach i skargach osób trzecich. Nie darmo też teściowa stała się niewyczerpanym tematem dowcipów pism humorystycznych starszej i nowszej daty. Jest to bowiem pojęcie dziedzicznie obciążone, które zatraciło swoją pierwotną treść obiektywną, a nabierając cech karykaturalnych, stało się symbolem jędzy, zakłócającej życie rodzinne młodszemu pokoleniu.

Czy słusznie? Postarajmy się rozpatrzeć pokrótce główne przyczyny psychologiczne tego zjawiska.

Przede wszystkim stwierdzić musimy, że teściowa teściowej nie jest równa, i odróżnić zasadniczo teściową - matkę żony od teściowej - matki męża. W pierwszym wypadku istnieje niebezpieczeństwo porozumienia matki z córką, zmierzającego do podporządkowania i eksploatacji jej męża, który ma odgrywać rolę przysłowiowego pantoflarza i dostawcy pieniędzy. Konflikty zachodzące na tym tle ;tają się jednak coraz rzadsze, ponieważ zatrudnianie kobiet we wszystkich niemal dziedzinach pracy zlikwidowało w znacznej mierze typ żon-pasożytek, źle wychowanych przez matki egoistek, rozkapryszonych bezczynnością i dobrobytem wielkomiejskich "rusałek", tak często spotykanych przed wojną. W wypadku drugim teściowa - matka męża, popada często konflikt z synową i w tym starciu dwu kobiet z dwóch pokoleń znajduje się - moim zdaniem - centralny punkt zagadnienia, które jest nadal aktualne bez względu na środowisko.

Matki bywają często zaślepione w swych dzieciach, przy czym w synach bardziej niż w córkach. Wynika to z ich instynktu macierzyńskiego i macierzyńskiej dumy. Zaślepienie to występuje szczególnie jaskrawo u matek jedynaków. Nie widzą one często wad swoich synów, a dopatrują się w nich samych zalet, nieraz nie istniejących. Wychowują jedynaków w chorobliwej ambicji i nadmiernym mniemaniu o sobie, a zarazem są zazdrosne o ich uczucia względem siebie. Chcą zachować swój wyłączny wpływ na synów nawet wówczas, gdy ci są już dorośli. Chcą też decydować o wyborze synowej, obawiając się w niej z góry rywalki o wpływ na syna, którego zrzec się nadal nie myślą. W przekonaniu takiej matki żadna dziewczyna nie jest dość godna jej syna. Matka taka nie potrafi przeboleć, jeśli syn jej dokona wyboru wbrew jej woli i doprowadzi do skutku małżeństwo mimo jej sprzeciwu. Jeżeli matka nie mieszka razem z młodymi, konflikt między teściową a synową jest raczej teoretyczny, lecz jeśli jest inaczej, nabiera szybko form ostrych.

Matka nie może pogodzić się z utratą choćby części swego wpływu na rzecz "obcej", która "zabrała' jej syna. Nie chce ustąpić jej pierwszeństwa, nie chce być drugą w sercu syna. Brak jej wyrozumienia dla młodych. Miesza się w sprawy małżeńskie, chce dyktować młodym tryb życia i decydować nawet o ich wydatkach, choć sama z wiekiem ulega zacofaniu. Czuje swą przewagę zwłaszcza, gdy synowa pochodzi z biednej rodziny i zależy materialnie od jej syna. Wtedy żąda od niej posłuszeństwa, a nawet osobistych hołdów. W tym wypadku zgoda może być osiągnięta tylko przez ustępstwa młodej kobiety, które jednak kosztują ją drogo, a często zabijają jej szczęście osobiste w rodzinie.

Zdarza się jednak, że synowa jest indywidualnością silną i nie da sobie "w kaszę dmuchać". Jeżeli przy tym jest materialnie niezależna, pozycja jej wobec teściowej jest silna i tu starcie jest nieuchronne. Kłótnie wybuchają na porządku dziennym i mogą doprowadzić nawet do rękoczynów. A cóż dopiero się dzieje, gdy synowa sama jest awanturnicą i celowo udaremnia zgodę, by pozbyć się z domu teściowej. Współżycie tych dwu kobiet pod jednym dachem staje się niemożliwe i zaciążyć może - jeśli matka nie ustąpi - na losach młodego małżeństwa. Ważną jest rola, jaką w konflikcie dwu kobiet zajmie czynnik trzeci - syn i mąż w jednej osobie. Niewątpliwie on sam będzie w rozterce, bo syn będzie w nim walczył z małżonkiem. Nie wolno mu jednak być trzciną, chwiejącą się na wietrze. Musi on zająć stanowisko zdecydowane, lecz w duchu pojednawczym. Od jego osobistego taktu, zależy, czy zdoła on rozładować powstałe w domu napięcie i doprowadzić do zgodnego współżycia matki z żoną. Gorzej będzie, gdy stanie (a może się zdarzyć, że będzie musiał stanąć) po jednej ze stron. Jeśli stanie po stronie żony przeciwko matce, następstwa tego mogą być przykre tylko dla matki, ale spoistość małżeństwa będzie ocalona, może nawet wzmocniona. Jeśli zaś stanie po stronie matki przeciwko żonie - nawet w wypadku, gdy wina żony jest niewątpliwa - musi się zastanowić, czy nie naraża na niebezpieczeństwo trwałości swego małżeństwa. W tym smutnym, nieraz tragicznym dylemacie trzeba wybierać zło mniejsze, które nie zagraża przyszłości małżeństwa i wychowaniu dzieci. Bo przy wszelkich sporach rodzinnych należy myśleć przede wszystkim o dzieciach, dla których zły przykład starszych może mieć nieobliczalne następstwa. Problem złej teściowej nie będzie miał miejsca przy wzajemnej wyrozumiałości i dobrej woli - przy zwalczaniu własnych zapędów egoistycznych i żądzy panowania - przy trzymaniu nerwów na wodzy. Dobrze też będzie, jeśli młodym małżonkom zostawi się nieco swobody, zwłaszcza w pierwszych latach, gdy się wzajemnie zżywają. Później o zgodę nie bę dzie już tak trudno.