My, chrześcijanie, zbyt często zapominamy o tym, że jesteśmy chrześcijanami. To jest: że naszym zajęciem, obowiązkiem, celem jest być przedewszysłkiem, ponad wszystkim, w każdym momencie życia chrześcijanami.
Nie wystarczy dla rodzinnej tradycji, albo dla naiwnej i lękliwej zarozumiałości nosić imię chrześcijanina. Nie wystarczy otrzymać kilka kropel wody chrzcielnej na głowę, ledwie pokrytą puszkiem niemowlęcym. Nie wystarczy spożyć bezkrwawe Ciało naszego Boga pod postacią krążka zmielonej pszenicy. Nie wystarczy słuchać Mszy św. we wszystkie niedziele i święta obowiązujące, przewracając kartki w książeczce oprawnej w czarną skórkę i myśląc, może; o całkiem innych rzeczach, niż obrzędy liturgiczne i ewangeliczne teksty. Nie wystarczy również mówić, dysputować, pisać o sprawach odnoszących się zbliska, lub zdaleka do Chrystjanizmu. Zbyt często chodzi tu o stworzenie sobie alibi, by ukryć zdradę i oziębłość.
Pisze się o piękności ubóstwa, a potem stara się unikać biedaka w łachmanach, co potrzebuje naszego czasu, pieniędzy i ciepła; przedstawia się w pięknej prozie aniołów bielszych nad księżyc w pełni i wymowniejszych od Bossueta[1], ale potem nie słucha się niewidzialnego Anioła, który chciałby nas zaprowadzić do izby umierającego, albo na poszukiwanie duszy, znajdującej się w niebezpieczeństwie; wertuje się, jedną po drugiej, Patrologie, by snuć delikatne tkaniny gnozy[2] w stosunku do świetlanych tajemnic wiary, a zapomina się wśród ustawicznych codziennych okazji o nakazach, jakie każdy chrześcijanin wyprowadzić by powinien z nauki Chrystusa.
Przecudna jest książka o Naśladowaniu Chrystusa i wielu ma ją na biurku, a nawet często czytają z niej całe rozdziały, ilu jednak spośród takich, po wyjściu z tego czytania zdobędzie się na dobrowolne wyrzeczenie się, choćby tylko przez jeden tydzień papierosów, kina, widowisk itp.
Chrześcijanin powinien przebywać z Chrystusem. Jedynym towarzyszem jego dni powinien być Chrystus. Wzorem, przyjacielem, celem naszego życia nie może być nic poza Chrystusem. Należy umieć odszukać głos Chrystusa w wiosennych szeptach i w grzmotach jesieni; wzrok Chrystusowy, dojrzeć nawet w słońcu, co załamuje się w otwarłem morzu i w gwiazdach, które drżą w strudze wody, płynącej w parowie; a nadewszystko rozpoznać Chrystusa w ludziach, którzy w milczeniu przechodzą ulicą i w tych, co bladzi z głodu pukają do naszych drzwi.
Nie wolno nam zapominać i zaniedbywać dla pisania dzieł tych uczynków, które Ewangelia i Kościół nakazuje wszystkim chrześcijanom, profesorowi czy pastuszkowi, powieściopisarzowi czy robotnikowi, teologowi czy analfabecie; bo to są dzieła ważniejsze od tamtych i tylko one mogą natchnąć i uprawnić tamte pierwsze.
[1] Największy kaznodzieja francuski.
[2] Gnoza - rozumowe poznanie Boga.