Powrót do Nazaretu

Święta Rodzina powróciła z Egiptu jeszcze za panowania Archelaosa, lecz Józef obawiając się wciąż wybuchających na nowo w Judei zamieszek i okrucieństw młodego króla, wolał zamiast do Betlejem iść do Galilei, gdzie panowały cisza i spokój. Powrócono więc do Nazaretu, które leżąc na uboczu zapewniało swoim mieszkańcom, że nie będą dostrzeżeni przez możnych władców Jerozolimy. Tutaj nikt się nie dziwił, ż Józef i Maryja, wracając po paru [16]latach nieobecności, przywożą ze sobą Dziecko. W pojęciu wszystkich było to ich Dziecko, a ani Józef ani Maryja na pewno, lękając się nowych niebezpieczeństw, nie rozgłaszali o cudownych narodzinach w Betlejem. W Nazarecie była także siostra Maryi, także imieniem Maria, żona Kleofasa (używanie słów w języku żydowskim "brat" i "siostra" dla oznaczenia rozmaitego rodzaju krewnych sprawia, że nie wiemy czy na pewno Maria Kleofasowa była rodzoną siostrą Matki Bożej, czy dalszą krewną, czy może Kleofas był bratem Józefa, i dlatego jego żonie, jako bratowej Ewangelia św. Jana nadaje tytuł siostry Matki Jezusa) z synami Jakubem, Judą, Szymonem i Józefem oraz córkami. Jezus chował się w gronie tych swoich "braci" i "sióstr" nie wyróżniając się spośród nich niczym. szczególnym.

Raz na zawsze zapomnijmy o tych wszystkich cudownych historiach jakie opowiadają apokryfy o ukrytym życiu Jezusa w Nazarecie?! Był zwyczajnie jak każdy chłopiec Jemu podobny. Uczył się w szkole przy synagodze i niewątpliwie wcześnie zaczął pracować. Józef był cieślą - naggarem. Był to w owym czasie zawód bardzo poważny, ponieważ cieśla musiał umieć zrobić wszystko od stołu, stołka i sochy do skomplikowanego zamku przy drzwiach, a nawet całego domu. Poprzez różne niedopowiedzenia w Ewangelii domyślamy się, że Józef z Maryją byli ludźmi biednymi. Ubóstwo Świętej Rodziny było ubóstwem dobrowolnym, widocznie nie chcieli oni, choć mogli, wysuwać się do grona miasteczkowej "arystokracji".

Maryja pracowała także. Według tradycji Ojców Kościoła Jezus był nazywany "synem cieśli i wyrobnicy". Praca w Święte- Rodzinie nie była traktowana jako źródło ciągle większego bogacenia się i jako bodziec do stałego podnoszenia stopy życia, ale jako obowiązek moralny. Dlatego też należy sądzić, że Jezus zaczął pracować wcześnie. Nauczywszy się od Józefa zawodu cieśli, uprawiać go musiał z całą starannością. Z jakąż dokładnością musiały być odrobione sprzęty i przedmioty, które wyszły spod Jego ręki, jak bardzo niewątpliwie były warte swojej ceny! Jezus kochał swój warsztat jak kocha swą pracę każdy uczciwy robotnik. Prymitywne narzędzia ciesielskie, jakie odziedziczył w pewnej chwili po Józefie, brał troskliwie w ręce i posługując się nimi przetwarzał martwe drzewo w służącą człowiekowi rzecz. Będąc Bogiem mógł robić prawdziwe cuda. Ale On chciał być człowiekiem, który przez najwyższy wysiłek, w ramach swych ludzkich możliwości, przemienia materię i czyni ją sobie poddaną.

"Jakże rozkosznym - mówiła Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - będzie w niebie poznanie wszystkich wypadków zaszłych w życiu domowym Najświętszej Rodziny! Gdy mały Jezus wzrastał, może mówił do Matki, widząc Ją poszczącą: Ja także chciałbym pościć. A Najświętsza Dziewica odpowiadała: Nie, mój Jezuniu, jeszcze jesteś mały, nie masz sił. Lub też może nie śmiała Mu przeszkodzić? A dobry św. Józef! Tak go kocham! On pracuje ciężko, nie mógł pościć. Widzę go jak hebluje a od czasu do czasu ociera z czoła pot... Bardzo mi go żal. Jakże prostym wydaje mi się Ich życie. Kobiety miejscowe przychodziły może poufale rozmawiać z Najświętszą Dziewicą, niekiedy prosiły Ją, aby pozwoliła [17]małemu Jezuskowi pobawić się z ich dziećmi. A mały Jezus spogląda na Matkę czy Mu iść pozwoli. Dobrze mi to robi, gdy myśląc o Najświętszej Rodzinie wyobrażam sobie jej życie jako całkiem zwyczajne. Nie, nie było tak, jak przypuszczają! Mały Jezus nie lepił ptaszków z gliny, by ożywić je potem swoim tchnieniem. Nie czynił na pewno rzeczy niepotrzebnych... Gdyby było inaczej, czy nie ostaliby przeniesieni do Egiptu w sposób cudowny a tak łatwy dla Boga? Znaleźliby się tam w jednym mgnieniu oka. Lecz w Ich życiu wszystko działo się zupełnie tak samo, jak w naszym.

A ile musieli przez przeżyć zmartwień i zawodów! Ile razy ludzie robili wyrzuty dobremu św. Józefowi. Ile razy nie zapłacono mu za robotą. Ludzie byliby bardzo zdziwieni, gdyby się dowiedzieli, ile Oni wycierpieli" (Novissima Verba).

Jezus-Dziecko nie ożywiał glinianych ptaszków, nie uzdrawiał chorych, ani też nie karał śmiercią niegrzecznych kolegów (o czym opowiadają niektóre apokryfy), nie poskramiał dzikich zwierząt. Był dzieckiem, potem chłopcem potem mężczyzną pracującym ciężko na codzienny chleb. W małym Nazarecie musiano Go znać doskonale, a przecież gdy zaczął czynić cuda i nauczać, całe miasteczko zatrzęsło się ze zdumienia. Ludzie wykrzykiwali: Jak to?! Przecież to jest ten Jezus, którego znamy.