Post
Drukuj

Niedawno ukazała się piękna książka Stanisława Kasznicy, profesora Uniw. Pozn. p. t. "Rozważania". Głębokie myśli, trafne spostrzeżenia człowieka głęboko myślącego i pobożnego, owiane czarem poezji i uczucia - oto treść tej książki. Wyjmujemy z niej dwa rozdziały, bardzo aktualne, polecając gorąco inteligentnym Czytelnikom "Rycerza" przeczytanie całego dziełka. - Red.

Ksiądz czyta nam z ambony rozporządzenie, dotyczące tegorocznego W. Postu. A uczyniwszy to, zaczyna usprawiedliwiać Kościół, że żąda od nas tych umartwień. Powtarza więc znane rzeczy, że i ze stanowiska higjeny post jest wskazany, przeciwstawia łagodność dzisiejszych przepisów twardości dawnych... I to wszystko takim tonem, jakby chciał powiedzieć: nie miejcie nam za złe, że tego żądamy; to trudno: musimy. Doprawdy, ten ksiądz jakby z zażenowaniem mnie przepraszał, że Kościół ośmiela się żądać ode mnie czegoś nieprzyjemnego.

Nie odosobniony to wypadek. Ale jedno z wielu, bardzo wielu zjawisk, wskazujących na istnienie w Kościele pewnego prądu... kierunku.

On się obawia zrazić wiernych "nadmiernemi" wymaganiami i przez to ich utracić. I dlatego zaleca: redukować te wymagania, z władzy czynić użytek jaknajrzadziej, najostrożniej... prosić, nie żądać, upominać, nie karać... przystosowywać się... pobłażać...

A szczególnie jaskrawo uwydatnia się ten sposób myślenia i postępowania w stosunku do klas wyższych, które raczą jeszcze uważać się za członków Kościoła. Aby tylko jaknajmniej miejsca zajmować w naszem życiu! Nie przeszkadzać nam w powszednich sprawach! Nie naruszać przyzwyczajeń! Być dyskretnym, uprzejmym, "realnym...", w duchu czasu!

Jakże się to świetnie udało!

Wielu z nas prawie już nie zauważa istnienia Kościoła. Kiedyż przypominamy sobie o Nim? W niedzielne południe na pół godziny... dobrze, jeśli raz w roku z okazji spowiedzi... czasem jeszcze w jakiemś nadzwyczajnem zdarzeniu... i kiedy śmierć w oczy zajrzy...

Cierpimy, nie zdając sobie sprawy z tego, że główną przyczyną cierpień świata współczesnego jest zerwanie węzła, który łączy człowieka z Bogiem.

Samiśmy temu winni. Ale współwina cięży na tych w Kościele, co dali się onieśmielić, zakrzyczeć, na drogę kompromisu zepchnąć.

Co za błąd przypuszczać, że odpadną masy od Kościoła, gdy On będzie rozkazywać głośno, władnie, bezwzględnie!

Odpadnie to, co suche, martwe. A przyjdą natomiast rzesze ogromne wyznawców nowych.

Bo ludzkość jest spragniona Autorytetu. Całować będzie rękę, która wskaże jasną drogę i będzie mocna. Z uniesieniem radości powita i dzisiaj, jak ongiś i zawsze witała, tych, którzy jej rzucą twardy nakaz:

"Czyń pokutę... ciało umartwiaj... siebie zwyciężaj, rzuć wszystko i chodź za mną..."

I pójdzie... Jak wtedy!