Polacy a Ziemie Zachodnie
Rycerz Niepokalanej 1/1952, zdjęcia do artykułu: Polacy a Ziemie Zachodnie, s. 29

Opisy zdjęć powyżej, od lewej: [1] Orzeł polski z pieczęci Przemysława II z r. 1291, przechowanej w Muzeum Czartoryskich w Krakowie (w powiększeniu) [2] Orzeł polski z pomnika Henryka IV Probusa w kościele Św[iętego] Krzyża we Wrocławiu


Gdyby obcy człowiek, nie znający dziejów Polski, przyjechał do Wrocławia i zapytał pierwszego lepszego dziś mieszkańca, jak to dawno mieszka, to jeden wymieniłby rok 1951, inny 1948 lub 1950, albo 1949 bądź siódmy, nawet szósty, a najwyżej 1945 rok. Prawie żaden z napotkanych tu obecnie Polaków, okazało by się, nie mieszkał w tym mieście przed rokiem 1945. Miasto bowiem wtedy było niemiecką ludnością, dla której Wrocław to było po prostu Breslau.

Ale gdyby także cudzoziemiec udał się na krańce miasta na jego cmentarze zaczął odczytywać nazwiska na starych grobach, to dziwiło by go: bo im starsze widziałby grobowce, tym więcej natrafiłby na nich nazwisk pozornie niemieckich, a w rzeczywistości przekręconych z języka polskiego lub wręcz polskich. A jeszcze więcej nazwisk polskich napotkałby na starych grobach okolicach podmiejskich. I nic dziwnego, skoro aż do końca XVIII wieku, nawet później jeszcze, okoliczna ludność chłopska przejeżdżająca na targi do Wrocławia rozmawiała tu, na rynkach, po polsku.

Atoli sam Wrocław im dawniejszy, tym bardziej okazałby się polski po bliższym wniknięciu w jego historię.

Najstarsze groby Wrocławian nie na cmentarzach się mieszczą, ale w najdawniej pobudowanych świątyniach. Groby to władców tej ziemi, książąt polskich, pochodzących i królewskiej rodziny polskiej - Piastów.

Wstąpmy, na przykład, do przepięknego, a olbrzymiego kościoła Świętego Krzyża, w stylu gotyckim, o ślicznej strzelistej wieży, wybijającej się ponad cały Wrocław. Ufundował go książę wrocławski Henryk Czwarty, Piast, w wieku XIII, a więc blisko siedemset lat temu. Znajdziemy w tej świątyni i grobowiec jej fundatora, a na nim wyryte w kamieniu orły polskie. Udajmy się do kościoła św. Wincentego, a dowiemy się i tutaj, że rozpoczął jego budowę w roku 1240 inny książę polski słynny Henryk Pobożny, który zginął później w bitwie z Tatarami pod Legnicą, a dokończyła jego żona Anna, królewna czeska. "Zważywszy, ile w tej świątyni pochowano historycznych postaci i ile ważnych rozgrywało się tu wypadków, jest to bodaj najbardziej czcigodne miejsce we Wrocławiu"[1]. Ba, jeszcze w trzysta lat później bo w roku 1529, przeniesiono do tego kościoła szczątki jednego z najbardziej zasłużonych dla Śląska panów polskich z wieku XII i budowniczych tamtych czasów - Piotra Własta.

To samo, mniej lub więcej, pokazałaby każda z innych prastarych świątyń Wrocławia w pamiątkach historycznych, w niej się znajdujących.

Ba, patronem Wrocławia jest Polak, bł. Czesław Odrowąż, który tu siedemset lat temu był przeorem Dominikanów i którego szczątki we Wrocławiu do dziś spoczywają w kościele św. Wojciecha, czczone w ciągu wieków przez ludność tego miasta jako największa jego świętość.

[29]Podobnie powiedziałaby historia najstarszych 2 najpoważniejszych uczelni tego miasta: "Po raz pierwszy uniwersytet we Wrocławiu był ufundowany w roku 1505 za króla Czech z rodu polskiego Władysława Jagieliończyka"[2].

Te same dowody w postaci kościołów, klasztorów, ratuszów, zamków obronnych, jako najstarszych, najdawniejszych na zachodzie Polski budowli, wznoszonych tu w tamtych czasach przez naród polski podczas pół tysiąca lat, znalazłby zwiedzający nie tylko w większych miastach lecz i miasteczkach Śląska, Pomorza i w ogóle naszych ziem zachodnich. świątynie owe, zamki, grobowce - są zarazem pomnikami tak wysokiej techniki, sztuki, kultury i zamożności tamtych polskich, piastowskich czasów, że dowodzi to, jak mądrze, jak umiejętnie rządzili tu Polacy i co umieli wydobyć ze swego ludu, jakim dorobkiem kulturalnym wzbogacili skarbiec cywilizacji europejskiej.

Głośno dziś o granicy na Odrze i Nysie. Stanowi ona ostateczną granicę Polski i Niemiec. Ale pamiętajmy, że żywioł słowiański krzewił się i na zachód od tej linii.

Jeszcze bowiem w średnich wiekach Słowiańszczyzna sięgała bardzo daleko na Zachód. Przekraczała ona Łabę i dochodziła do Sali. Na zachód od dzisiejszej polskiej granicy, to jest od dolnej Odry i Nysy Łużyckiej oraz na zachód od górskiego masywu czeskiego - rozprzestrzeniały swe siedziby trzy wielkie ludy słowiańskie. Południe tego terytorium zajmowali Serbowie łużyccy zwani Łużyczanami. Nizinę nadbałtycką zajmowali na zachodzie po prawym lewym brzegu Łaby Obotryci. Dalej zaś na wschód od Obotrytów aż do Odry rozciągały się siedziby Waletów, zwanych też Lutykami. Bardzo wyraźnie unaocznia zasięg słowiański w Niemczech mapka wyjęta z tajnego pisemka "Wendischer Bote" wydanego w czasie ostatniej wojny przez "Związek Niemców Pochodzenia Słowiańskiego" (Verband der Deutscher slawischer Abstammung). Mapka ta wskazuje, że takie miasta, jak Hamburg, Kilonia Lubeka, Magdeburg, Lipsk, nie mówiąc już o Berlinie, leżą na dawnych ziemiach słowiańskich, przy czym niektóre nazwy są pochodzenia słowiańskiego (Lubeka, Lipsk, Berlin)[3].

Jak Niemcy doszli do zdobycia tych ziem i zniemczenia ich ludności?

Ludność, zwłaszcza sfery zamożniejsze i kierownicze, masowo wyrzynano. Ze względów natury gospodarczej nie wszystkich Słowian wyniszczono fizycznie. Na skutek tego ludowa masa słowiańska na ogół pozostała przez długi czas słowiańską. W niektórych państewkach, które się Niemcom dobrowolnie podporządkowały, pozostawiono też słowiańską szlachtę, a nawet dynastie pa[30]nujące - przy życiu"[4]. Rzeczywiście. W kościele w Trzebnicy. gdzie są grobowce książąt polskich Piastów - XII w., mamy także grób ostatniej księżniczki Piastówny Karoliny: umarła w roku 1700. Kto mieszka w Szczecinie, zna renesansowy zamek Piastów szczecińskich, którzy władali Szczecinem i Pomorzem Zachodnim do roku 1637 i wie, że Szczecin i Pomorze Zachodnie należały do Niemiec dopiero od roku 1720.

"Ziemie słowiańskie na zachód od Odry stały się po niemieckim podboju świadkiem długiego procesu, to jest niemieckiej kolonizacji i germanizacji olbrzymich sił słowiańskich. Proces ten trwał nieprzerwanie od podboju obecnego niemieckiego wschodu aż do chwili dzisiejszej. Germanizacja posuwała się wprawdzie systematycznie, ale bardzo powoli, opornie... Jeszcze w XVIII stuleciu resztki ludności słowiańskiej na zachód od Odry mówiły swoim językiem, który zachował się w dawnych zabytkach do dziś. Za czasów Lutra właściwie całe wschodnie Niemcy mówiły po słowiańsku. Jeszcze przy końcu XVIII stulecia, w czasie rozbiorów Polski, w tak zwanej kuźnicy kołłątajowskiej dyskutowano projekt połączenia dynastyczne[31]go Polski z Saksonią.

W ówczesnej bowiem Saksonii mieszkała wielka ilość Słowian, którą politycy polscy mieli zamiar obronić przed germanizacją"[5].

Dopiero wprowadzenie powszechnej służby wojskowej w niemieckim języku, i powszechnego przymusowego nauczania szkolnego w tymże języku - niszczyło szybko dawne, ślady słowiańszczyzny. Mimo to "do dzisiejszego czasu nie zdołano zgermanizować Łużyczan, którzy przetrwali w ilości około 400.000 ludzi"[6] między Czechami, Nysą a Berlinem.

Wynarodowieniu oparło się też wielu Polaków, zwłaszcza lud wiejski na Śląsku Opolskim. Innych, niestety, zniemczyły władze pruskie.

Lecz Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy. W wyniku drugiej wojny światowej wróciła Polska na swe dawne ziemie. Co germanizowane, uciekło lub przesiedlono. Wróg, który nas tępił bez miłosierdzia w ciągu setek lat, a podczas drugiej wojny światowej wymazać chciał imię Polski na zawsze z mapy Europy musiał oddać, co ukradł, co po zbójecku wieki całe na nas zdobywał. Butny Prusak musiał się cofnąć przed Polakiem, którym gardził jako "podłą rasą" jako "podczłowiekiem" Wróciliśmy do starych kościołów polskich które budowały przed setkami lat ręce Polaków, do świątyń, o których mury odbijały się w ciągu wieków polskie pieśni i westchnienia modlitewne: by dalej w nich, jak praojcowie, wielbić wszechmoc Boga. Wróciliśmy tu, by orać te same ziemie, które ręka polska już tysiąc, a może więcej lat temu, wydzierała ówczesnym puszczom i zamieniała je na uprawne pola.

Co więcej: przywróciliśmy tym ziemiom ich dawne, przedluterskie, katolickie oblicze.

"Powrót Polski nad Odrę i Nysę - oświadczył Ks. Prymas - to jest zarazem powrót Kościoła na ziemie ongiś sprotestantyzowane, zwłaszcza w Ziemi Lubuskiej i na Pomorzu Zachodnim, Na tych terenach żyje dziś przeszło siedem milionów katolików, a pracuje wśród nich prawie trzy tysiące kapłanów. Przecież na terenie samej tylko diecezji gorzowskiej jest czynnych przeszło tysiąc świątyń i kościołów pomocniczych, podczas gdy przed wojną liczba ich nie dochodziła setki. Kościół Katolicki wrócił wraz z ludnością polską tu, skąd był przed wiekami wyparty przez reformację luterską"[7].

Kościół i Polska to na naszych Ziemiach Zachodnich jedno i to samo, związek nierozerwalny. Właśnie z tego powodu w imieniu Ziem Odzyskanych, jeżeli kto z Polaków ma przemawiać, to Polacy-katolicy, to kapłani katoliccy. Polacy muszą przypomnieć jeszcze raz światu, że granice na Odrze i Nysie to nie tylko granica sprawiedliwości dziejowej, nie tylko granica pokoju, ale to granica odwiecznych siedzib narodu polskiego. A sumieniu katolickiego odłamu ludności zwrócić uwagę, że to bastion Kościoła w tej części Europy.


Rycerz Niepokalanej 1/1952, zdjęcia pod artykułem: Polacy a Ziemie Zachodnie, s. 29

Opis zdjęcia powyżej: Grobowiec Henryka IV († 1290) w kościele Św[iętego] Krzyża we Wrocławiu


Nie chciejmy też zawsze odczuwać słodyczy nabożeństwa do Niepokalanej, bo byłoby to łakomstwem duchowym. Pozwólmy Jej kierować nami, jak się Jej, a nie nam podoba. Nie zawsze czas na słodkie pieszczoty, chociaż tak święte, nam też potrzebne są próby, oschłości, opuszczenia itp. Pozwólmy więc Jej dowoli stosować środki do naszego uświęcenia. Jedno tylko musi być i pogłębiać się zawsze, to jest pozwolić się prowadzić, zdawanie się coraz doskonalsze na Jej wolę.

O. Maksymilian M-a Kolbe

[1] Władysław Jan Grabski: "Dwieście miast wróciło do Polski, Poznań 1949, str. 466.

[2] Tamże, str. 487.

[3] Karol Stojanowski: "O reslawizację wschodnich Niemiec", Wrocław 1849, str. 8.

[4] Tamże, str. 8

[5] Tamże, str. 9

[6] Tamże, str. 9

[7] "Od ziemi Lubuskiej po Nysę" artykuł w "Tygodniku Powszechnym" z dnia 16.12. 1951.