WILNO, dnia 10 kwietnia 1934 r. (130-34)
W początkach marca [1934] r. syn nasz zachorował na ostre zapalenie wyrostka robaczkowego i dn. 7 marca [1934] r. dokonano ciężkiej operacji. Operacja była tym niebezpieczniejsza, że prócz przedziurawienia wyrostka, powstał zrost tego z jelitami. Po operacji wytworzył się stan ropny i po 10 dniach zaczął się formować wrzód. Temperatura w ciągu trzech tygodni była bardzo wysoka i sięgała 40° C. W tym ciężkim zmartwieniu udaliśmy się do Matki Niepokalanej, odmawiając nowennę ku czci Niepokalanej, oraz o rychłą beatyfikację O. Wenantego Katarzyńca. Przy tym zwróciliśmy się do OO. Franciszkanów w Niepokalanowie z prośbą o modlitwę w naszej intencji i o przysłanie wody ze źródła w Lourdes. Rzeczywiście, ufność w miłosierdzie Boże nie zawiodła nas, gdyż syn nasz znajduje się już w stanie rekonwalescencji. Wywiązując się u uczynionego ślubu tą drogą składamy Matce Najświętszej najgorętsze podziękowanie za Jej przemożną łaskę i prosimy o dalsze miłosierdzie i opiekę oraz błogosławieństwo Boże dla całej rodziny.
M. i W. Juchnowiczowie
Prawdziwość przebiegu choroby jak również wyzdrowienia stwierdzam: ks. J. Kołłb-Sielecki, kapelan klinik U.S.B. w Wilnie.
BUCZACZ, dnia 19 maja 1934 r. (131-34)
W lutym [1934] r. ciężko zachorowałam. Stan mego zdrowia przedstawiał się bardzo groźnie. W jakiś czas później zachorowałam na kamienie żółciowe. Cierpienia nader wielkie nie dawały mi wcale nadziei wyzdrowienia. Wezwany lekarz odesłał mnie natychmiast do szpitala. Przyjęłam już sakramenty św[ięte]. Po tygodniowym pobycie w szpitalu odesłano mnie z powrotem do domu i polecono mi wyjazd do Lwowa, celem odbycia prywatnej kuracji. Ponieważ mąż mój jest bez pracy, a prywatna kuracja drogo kosztuje, wobec tego pozostałam w domu. Pewnego dnia nawiedziły mnie silne wymioty i bóle. Wyczerpany i słaby organizm nie był w stanie oprzeć się tym mękom. Powtórnie wezwany lekarz podał mi jedynie lekarstwo (pigułki), po użyciu którego bóle i cierpienia nie ustały.
W obawie o los mego życia i zdrowia odprawiliśmy z mężem spowiedź i przyjęliśmy Komunię Św[iętą]. Użyłam wody z Lourdes i założyłam Cudowny Medalik Niepokalanej. Któż wyrazi słowa dziękczynnej modlitwy naszej do Lekarki Niebieskiej. W Jej ręce ja i mąż mój złożyliśmy wszystko. Wysłuchała naszych próśb. Od tej chwili wyzdrowiałam zupełnie. Za tak wielką łaskę ja i mąż składamy Niepokalanej najpokorniejsze podziękowanie i błagamy Ją, by nadal do końca życia obdarzała nas zdrowiem i otaczała nas Swoją opieką.
Alojzy i Józefa Nadziejowie
Stwierdzam, że fakta przytoczone w liście dziękczynnym są prawdziwe: ks. Jan Świąder Zgodność podanych faktów stwierdzam: dr J. Bienenwald, lekarz.
Z..., dnia 19 maja 1934 r. (132-34)
Sercem przepełnionym wdzięcznością składam Czcigodnemu O. Wenantemu Katarzyńcowi najserdeczniejsze podziękowanie, że za Jego przyczyną Pan Bóg prośbę moją wysłuchał i, pomimo intryg i usilnych starań na moją niekorzyść, w rozprawie sądowej pomyślny wynik uzyskałem. Proszę zarazem Najwyższego przez modlitwę do Matki Bożej za pośrednictwem Czcigodnego O. Wenantego Katarzyńca o dalszą nade mną i moją rodziną opiekę.
Pokorny sługa Niepokalanej J. Ł., b. leśniczy państwowy
L.S. Znam całą sprawę dokładnie i potwierdzam jej zgodność: ks. Czarnowski
ŁÓDŹ, dnia 23 maja 1934 r. (133-34)
Byłam wychowana w zasadach mocnej wiary w Boga - przez rodziców głęboko religijnych. Jednak czasy pensjonarskie dość swawolne przytłumiły praktyki religijne, a co zatem idzie kontrolę własnego serca i skupienie wewnętrzne ku Bogu. Potem przyszło zamążpójście. Rozpoczął się okres szalonego tego tak zw. "światowego" życia i użycia. Nie było czasu na chodzenie na Mszę św. niedzielną z tej prostej przyczyny, że o tej porze wracało się z dancingów i rautów na spoczynek. Było to puste, jałowe życie, przeplatane tańcem, śmiechem - życie bez modlitwy. Tam, gdzieś głęboko w zakamarku serca, coś się niekiedy nieśmiało odzywało. Może to były reminiscencje dawnych modlitw szeptanych z taką dziecinną wiarą i słodki błogostan po wstaniu z klęczek, a może tęsknota za tym istotnym, za tym, co tylko wiara i Bóg dać może. Niestety, tego rodzaju niepokój serca odzywał się coraz słabiej, tym słabiej, im większa była ochota do pustego życia. Byłam jak ugorne pole, które dopiero ból jak pług musiał przeorać, aby wzeszło ziarno. I tak się stało. Przyszedł krach życiowy, zostałam ciężko ugodzona i tak bardzo skrzywdzona, jak tylko kobieta być może. Byłam u progu samobójstwa. Naprawienie było niemożliwe. Najpotężniejsza moc ludzka nie była mi w stanie pomóc. I wtedy został mi tylko Ten, Który nas nigdy nie zawiedzie - Bóg. Całą potęgą duszy i serca, całą mocą odzyskanej wiary modliłam się o cud. Matka Najświętsza wysłuchała mnie, dała mi to, o co w swych modlitwach nie ośmieliłam się nawet prosić. I mnie niegodną, której nic i nikt nie był w stanie pomóc, królewską łaską szczodrze obdarzyła Matka Najświętsza. Pragnęłabym, aby serce moje mogło być głosem dzwonu, wtedy by dzwoniło słowa nadziei, ufności i wiary tym wszystkim, którzy się wiary wyparli i tym, którzy są jej złaknieni i tym, których los ciężko w życiu doświadcza. Serce moje służyć Ci będzie, Maryjo, tak długo, jak długo bić będzie.
J. B.
CHĘCINY, dnia 26 maja 1934 r. (134-34)
Znajdując się w bardzo trudnym położeniu udałyśmy się z całą ufnością do O. Wenantego z prośbą o pomoc. W krótkim czasie cała sprawa nadspodziewanie dobry obrót wzięła. Za tę łaskę składamy najserdeczniejsze podziękowanie.
S[iostry] Bernardynki
KRAKÓW, dnia 26 maja 1934 r. (135-34)
Prawie od dwóch lat cierpiałam ogromnie na nerwy i nerwicę serca. Do tego przyłączyła się w ostatnim roku silna depresja duchowa, bo noszę się z zamiarem wstąpienia do klasztoru, a widząc, że w takim stanie byłoby to niemożliwym, więc ogarnęła mię prawie rozpacz. Modliłam się jak mogłam, ale ulga była zawsze tylko chwilową. Potem na nowo zaczynała się cała męka. Byłam już prawie zrezygnowaną i skłaniałam się do poddania Woli Boskiej, ale z bólem serca! Wtem, w jednym numerze "Rycerza" otrzymałam modlitwę z wizerunkiem W. O. Wenantego. Więc, aczkolwiek z niewielką nadzieją, zaczęłam się modlić i prosić za Jego przyczyną o spokój duszy i serca i, jeżeli z Wolą Boską się zgadza, o uzyskanie uzdrowienia chorych nerwów. Po kilku dniach już odczułam ulgę oraz, co jeszcze ważniejszym było dla mnie, ufność wstąpiła w serce, że uzyskam to, o co proszę. Odprawiłam kilka nowenn i już od kilku miesięcy jestem prawie całkiem zdrowa - duchowo zupełnie! I co dziwniejsze, że cierpiałam jeszcze na inną dolegliwość, a o uzdrowienie z tej choroby wcale nie prosiłam, a jednak i w niej doznałam znacznej ulgi.
Oby W[ielebny] O[jciec] Wenanty rychło doczekał się wyniesienia na ołtarze.
Oddana w Bożym Sercu i Sercu Niepokalanej niegodna Irena Bechowska, S. Dominika OP III Zakon D.
WARSZAWA, dnia 29 maja 1934 r. (136-34)
Składam publiczne podziękowanie Matce Najświętszej za wysłuchane prośby, za łaski otrzymane i proszę pokornie o dalszą opiekę.
Wł. Woźniak, kier. szkoły
JUSZCZYN, dnia 31 maja 1934 r. (137-34)
W grudniu [1933] roku żona moja zachorowała ciężko na tyfus brzuszny, po którym nastąpiło obustronne zapalenie płuc i inne komplikacje, połączone z bardzo niebezpiecznymi krwotokami. Ponieważ zawezwany lekarz uznał stan żony za beznadziejny, zwróciliśmy się do Tej, Która nikogo nie opuszcza i nikim nie gardzi. Postaraliśmy się także o wodę z Lourdes. I nie zawiedliśmy się w naszej ufności, bo choroba zaczęła nadspodziewanie przybierać coraz lepszy obrót, tak, że obecnie żona jest zupełnie zdrowa.
Dziękuję z całego serca za to cudowne uzdrowienie mej żony za przyczyną Niepokalanej Bogarodzicy, składamy skromną ofiarę i prosimy kornie o dalszą opiekę nad naszą rodziną.
Henryk i Helena Guzikowie
Stwierdzam, że wszystkie dane w powyższym podziękowaniu są zgodne z prawdą: ks. Piotr Goździk, katecheta.
PRZYSIETNICA, dnia 3 czerwca 1934 r. (138-34)
Przed kilkoma laty żona moja ciężko zachorowała na zakażenie krwi po porodzie i na żołądek. Pomimo ciągłego pobytu pod opieką dobrych lekarzy, choroba wzmagała się, organizm jej tak był wyniszczony, że po ludzku biorąc gruźlica płuc była prawie nieuniknioną. Na domiar złego i ja zachorowałem na zapalenie oczu, oraz zapalenie lewego boku i narostka na dziąsłach, co zakrawało na chorobę raka. Wyczerpany finansowo i moralnie, straciłem nadzieję w pomoc ludzką. Udałem się wówczas do Najświętszego Serca Jezusowego za pośrednictwem Matki Niepokalanej. Prosiłem o zdrowie dla siebie i dla chorej żony. Obiecałem sobie w duszy, że jak wyzdrowieję ja i żona, to złożę publiczne podziękowanie w "Rycerzu" i będę do śmierci to pisemko prenumerował. Pan Jezus i Matka Niepokalana wysłuchali mojej niegodnej prośby i wrócili nam zdrowie. Z wdzięcznością składam publiczne podziękowanie Najsłodszemu Sercu Pana Jezusa i Matce Niepokalanej za otrzymane zdrowie i polecam nadal Ich przemożnej opiece siebie i całą moją rodzina.
Wojciech Baran
L.S. Stwierdzam w całej osnowie: ks. Kuźniar, proboszcz
B..., dnia 4 czerwca 1934 r. (139-34)
Przez trzy lata byłem gnębiony bardzo ciężkim a niesprawiedliwym procesem, popartym krzywoprzysięstwem oskarżycielki. Całą nadzieję jednak położyłem w Matuchnie Niepokalanej, św. Tereni i iw. Antonim, których miłosierdzia wzywałem wraz z żoną. Nie zawiedliśmy się, bo sprawa została wyjaśniona i proces wygrałem. Za te łaski i za wiele innych dziękuję publicznie Matuchnie Niepokalanej, św. Tereni i św. Antoniemu, oraz składam ofiarę na misje zagraniczne.
Stały czytelnik
LWÓW, dnia 6 czerwca 1934 r. (140-34)
Składam tą drogą najgorętsze podziękowanie Matce Najświętszej za dotychczasową opiekę i pomoc w życiu. Dzięki tej pomocy ukończyłem gimnazjum i zdałem egzamin dyplomu na Politechnice. Do Matki Najświętszej odnosiłem się zawsze z największą ufnością i dzięki temu znosiłem niepowodzenie w życiu z radością, wiedząc, że Ona, Matka Boga i Jej Syn - Bóg cierpieli niewinnie nieskończenie więcej jedynie z miłości dla człowieka.
Gdyby wszyscy wierzyli i z ufnością oddawali się opiece Niepokalanej, mniej byłoby niezadowolenia w życiu i z większą ufnością w przyszłość i radością pracowaliby dla dobra swojego i dobra narodu.
Inż. Adolf Bańdur
MOSTY k/WOŁKOWYSKA, dnia 6 czerwca 1934 r. (141-34)
Nieraz wpadał mi w ręce "Rycerz Niepokalanej", z którego chętnie odczytywałam podziękowania. Przyznani, że czasami z ironicznym uśmiechem były przeze mnie przyjęte, a nieraz porządnie się nad nimi zastanawiałam. Przyszedł czas, w którym miałam składać egzamin. Ponieważ jestem w ciężkich warunkach materialnych, więc egzamin ten mógł mię tylko wyratować z nędzy. Postanowiłam udać się z prośbą do Najświętszej Maryi Panny o pomoc - modliłam się ale i niewiele pracowałam, boć bez służącej przy trojgu dzieci trudno myśleć o pracy umysłowej. Byłam pod wrażeniem, że egzaminu nie złożę, bo za mało pracuję. Tymczasem stało się wbrew moim przewidywaniom. Egzamin złożyłam z wynikiem dobrym, czego najmniej się spodziewałam, naturalnie zawdzięczając go Przecudownej Pani, Królowej Nieba. O Matko Najświętsza, jakże Ci mam za tę łaskę dziękować?
J. Gajdowska, nauczycielka
HUTA, dnia 6 czerwca 1934 r. (142-34)
Będąc chorym od dłuższego czasu udałem się do lekarzy, którzy orzekli, że mam gruźlicę i inne choroby płuc, więc po dłuższym leczeniu udałem się pod opiekę Maryi na Jasnej Górze i w Niepokalanowie i modliłem się gorąco, ażeby Matka Najświętsza mnie wyleczyła i nie zawiodłem się, bo po przyjęciu wody z Lourdes i zawieszeniu na szyi Cudownego Medalika stopniowo zaczęło mi powracać zdrowie i teraz czuję się zupełnie dobrze. O jak dobra jest Niepokalana! Wysłuchała moich próśb.
Składam dzięki Boskiemu Sercu Jezusa i Jego Matce Najświętszej. Ich opieka niech będzie zawsze nad nami.
Julian Kapuściński
Powyższe oświadczenie Juliana Kapuścińskiego - zgodne z prawdą. Znając jego stan zdrowia i beznadziejne zabiegi lekarskie celem poprawy zdrowia - poradzono Julianowi Kapuścińskiemu, żeby zerwał z obojętnością religijną i udał się z prośbą do Boskiego Lekarza Jezusa i Jego Matki Dziewicy Niepokalanej - i tam niech prosi o zdrowie. Jakoś usłuchał rady ludzi pobożnych - bo nic mu już więcej nie pozostawało. Odbył spowiedź i przyjął Komunie św. i gorliwie się modlił. Nie został zawiedziony, bo od razu zdrowie poczęło się poprawiać - i dziś jest już zupełnie zdrów. Sam mówi, że to sprawiła Dziewica Niepokalana. Dziś jest bardzo wiernym, praktykującym i gorliwym katolikiem. Za pośrednictwem Maryi otrzymał zdrowie ciała i zdrowie duszy. - Leśna k/Baranowicz 6 VI 1934 r. - Ks. M. Podlewski, proboszcz.
REMBERTÓW, dnia 7 czerwca 1934 r. (143 - 34)
Od dzieciństwa byłem polecony przez matkę opiece Najświętszej Maryi Pannie. Wierząc głęboko w Jej opiekę, niejednokrotnie w ciężkich chwilach szukałem u Niej pociechy i pomocy. Zawsze zyskiwałem spokój duszy, a głęboka wiara dawała mi pewność, że Niepokalana tego kto Ją gorąco prosi wysłucha. Byłem wysłuchany. - Ostatnio dotknięty chorobą, obiecałem Matce Niepokalanej podziękować publicznie po wyzdrowieniu, co niniejszym czynię. Proszę o ogłoszenie mego podziękowania, jako wyrazu głębokiego przekonania i wiary, że Najświętsza Panna nie opuszcza tego, kto Ją o opiekę prosi.
Światkowski, major
ZBARAŻ, dnia 6 czerwca 1934 r. (144-34)
Dnia 10 listopada 1932 r. zachorowałam na tyfus brzuszny, który trwał 2 miesiące, nastąpiły komplikacje - zapalenie opłucnej z wysiękiem w prawym boku, przy bardzo wysokiej temperaturze wzwyż 40°, która trwała 5 tygodni. Na wiosnę zawieziono mnie ciężko chorą do szpitala we Lwowie, gdzie przebywałam przez 4 miesiące. Po krótkim leczeniu w szpitalu zapadłam na zapalenie opłucnej, lewego boku z wysiękiem i oskrzelowe. Stan mój był beznadziejny, woda nie ustępowała prawie sześć miesięcy z prawego boku. Napadały mnie okropne duszności, zwątpiłam zupełnie w wyzdrowienie. W owym okropnym czasie przyniesiono mi Cudowny Medaliczek Matki Najświętszej i "Rycerza Niepokalanej", a przeczytawszy go, zaczęłam nabierać otuchy, że i mnie Najśw. Matka Niepokalana wysłucha nie opuści i da wrócić do zdrowia. Przyrzekłam sobie, że gdy wyzdrowieję ogłoszę w "Rycerzu". I wysłuchali modły moje Matka Niepokalana, święty Antoni i św. Terenia. Jestem zupełnie zdrowa i spełniam swoje obowiązki, jako matka i gospodyni domu w zupełności. Składam więc dzięki Boskiemu Sercu Jezusa i Jego Matce Najświętszej. Niech opieka Ich zawsze będzie nade mną i nad moją rodziną.
Maria Krasowska
Poświadczam niniejszym, że Pani Krasowska chorowała od 1932 r. - 1933 r. i była w moim leczeniu. - podpis nieczytelny.
JEDLIŃSK, dnia 15 czerwca 1934 r. (145-34)
W grudniu [1933] roku zachorowałam poważnie, a czując, że nadchodzi godzina śmierci, gdyż ręce i nogi zaczęły sztywnieć, poprosiłam o podanie mi cudownej wody z groty Lourdes. Przed użyciem, wspólnie z mężem zaczęliśmy się modlić. Ja, całując Cudowny Medalik, z silną wiarą błagałam Niepokalaną o zdrowie. Po przyjęciu Ostatnich Sakramentów św[iętych] zdałam się zupełnie na Wolę Bożą. Zdrowie zaczęło wracać. I dziś znowu spełniam moje obowiązki. Wywiązując się z danego przyrzeczenia, składam z głębi serca za te i wiele łask najgorętsze, na jakie zdobyć się mogę, podziękowanie, błagając, by mnie i rodzinę moją Maryja nie wypuszczała ze swej opieki.
Michalina Szpotowiczowa
Prawdziwość opisanego faktu stwierdzam, jako naoczny świadek: Jedlińsk, 16 VI 1934 r. - ks. Jacek Przygoda, prefekt.
M..., dnia 21 czerwca 1934 r. (146-34)
Składam gorące podziękowanie Niepokalanej za łaski otrzymane od Niej, a w szczególności za wysłuchanie prośby o uzdrowienie syna, który w grudniu 1932 r. ciężko zachorował na gruźlicę płuc i dzięki pomocy Niepokalanej bardzo szybko się leczył; ku zdziwieniu lekarzy i po kuracji 8 miesięcy trwającej, mógł już wyjechać do Warszawy w celu kontynuowania studiów.
Dziękując łącznie z synem za pomoc Matce Najświętszej, proszę Niepokalaną o dalszą opiekę nad naszą rodziną.
M. Kańska
Wyżej nazwany wyleczył się z bardzo ciężkiej choroby płuc zupełnie i w nadspodziewanie krótkim czasie, co przypisuję pomocy Matki Najświętszej. - M..., dnia 22 VI 1934 r. - dr Zygmunt Szenker, Wszech. Nauk Lekarskich.
SOROKI - RUMUNIA - BESARABIA, dnia 7 lipca 1934 r. (147-34)
Składam najserdeczniejsze podziękowanie publiczne Najświętszej Panience Maryi Niepokalanie Poczętej za otrzymane łaski w czasach szkolnych, w gimnazjum oraz za zdanie matury, do której byłem słabo przygotowany i przy której, jako Polakowi, robiono mi wiele trudności.
Proszę Matkę Nieustającej Pomocy o dalszą opiekę i pomoc, bym mógł swój cel osiągnąć.
Stanisław Stankowski, absolwent