L..., dnia 18 stycznia 1934 r. (113-34)
Wybuchła wojna, poszedłem do wojska. W towarzystwie złych i przewrotnych ludzi zepsułem się strasznie. Straciłem Boga i wiarę. Wyszedłem z wojska. Stokroć gorszy byłem: występowałem publicznie przeciw wierze św. i duchowieństwu. Tak żyłem kilka lat. Przyszły straszne, nieubłagalne wyrzuty sumienia. Chciałem je zdusić, nie mogłem. Zabić się, zabić, błąkało się po mej skołatanej głowie. Postanowiłem udać się na Pomorze, ot tak, by zgłuszyć palące sumienie, zapomnieć o nim. Coś mnie pchnęło zamiast na Pomorze do Leżajska. Wysiadłem z pociągu. Po com tu przyjechał? Spojrzałem na dobrze mi znaną z lat dzieciństwa i niewinności bazylikę Matki Bożej. Pójdę tam! Może choć troszkę, choć na chwilę zapomnę o mym teraźniejszym życiu. Przed ołtarzem Cudownej Panny odprawiała się Msza św. Spojrzałem na obraz. Szlochając, padłem na kolana i długo, długo modliłem się. Msza św. skończona, porwany falą ludu wyszedłem z kościoła. Wyszedłem innym człowiekiem. Nazajutrz wyspowiadałem się, przyjąłem Komunię Św[iętą] i klęcząc przed Niepokalaną, Cudowną Matuchną Leżajska serdecznie, już zupełnie spokojny, dziękowałem za uzdrowienie mej duszy. Dzięki Ci, Matuchno, publiczne dzięki...
Niegodny sługa Maryi B. J.
LIPNO, dnia 7 marca 1934 r. (114-34)
Dnia 14 stycznia 1932 r. miałem odbyć egzamin zawodowy, od którego zależała moja egzystencja. Poleciwszy się więc opiece Najświętszej Mateńki oraz św. Tereni i św. Antoniego Padewskiego, przyrzekłem sobie, że jeżeli zostanę wysłuchany, to w dowód wdzięczności odbędę pielgrzymkę do M[atki] B[ożej] Skępskiej, złożę ofiarę na "Rycerza" i publicznie podziękuję. Egzamin złożyłem, pierwsze dwa warunki wypełniłem, lecz w "Rycerzu" nie podziękowałem i tak schodziło z dnia na dzień. Po pewnym czasie zachorowałem b. poważnie, tak, że w [1933] roku miałem obawę co do utrzymania się na zajmowanym stanowisku. Jednakże i tu gdy wznowiłem swoje prośby do nieba, zostałem wysłuchany. Wywiązując się ze swego postanowienia, składam najserdeczniejsze podziękowanie Tym, Którzy mnie Swą łaską wspierali, prosząc Ich o dalszą opiekę nade mną. i nad całą naszą rodziną.
Niegodny sługa Maryi Zygmunt Wicherkiewicz
WARSZAWA, w marcu 1934 r. (115-34)
W dniu 9 stycznia r. [1934] przywieziono stryja mojego w ostatnim stadium sklerozy z miejscowości podmiejskiej do Warszawy i umieszczono w szpitalu Ewangelickim, gdzie jako ewangelik dysponowany został na śmierć przez pastora ewangelickiego. W rodzinie ojca mego, córki po matce były katoliczki, synowie " po ojcu - ewangelicy. Ojciec mój przeszedł przed ślubem na katolicyzm, młodszy brat ojca, też. Zanim odwiedziłam stryja w szpitalu, modliłam się gorąco w jego intencji, błagając Matkę Najśw., by Ona, o Której powiedziano, iż "wszystkie herezje Sama zniszczyła na całym świecie", uprosiła dla stryja mego na łożu śmierci łaskę prawdziwej wiary. W tej intencji przez Niepokalane Serce Maryi poczyniłam obietnicę Najśw. Sercu Jezusowemu, Matce Najśw., w razie zaś otrzymania łaski przyrzekłam ogłosić" w "Rycerzu" i "Posłańcu". W dniu 13 stycznia odwiedziłam stryja po raz pierwszy w szpitalu. Był b. osłabiony i niespokojny. Powiedziałam mu, że modliłam się za niego gorąco i poleciłam opiece Niepokalanej, następnie wyjęłam Cudowny Medalik, który on odebrał mi z ręki i 4-krotnie serdecznie ucałował. Powiedziałam mu, że b. pragnęłabym, żeby przyjął wiarę katolicką, na co odpowiedział mi: "jestem ewangelikiem, wychowany byłem w rodzinie katolickiej, żyłem po katolicku, nikogo nie skrzywdziłem na jeden grosz, czy to nie wszystko jedno?" Po tej odpowiedzi nie śmiałam już nic powiedzieć, ale wierzyłam głęboko, że Matka Najśw. nie zapomni mu tych serdecznych, pełnych czci pocałunków, jakie złożył na Jej wizerunku. I rzeczywiście Matka Najśw. mocą Swego Cud. Medalika wyjednała mu tę łaskę. Chory zapytany nazajutrz, czy nie chciałby przyjąć wiary katolickiej, odpowiedział z uczuciem głębokiej ulgi: "dobrze". Na prośbę chorego wezwałam księdza z rzymsk[o]-katol[ickiej] parafii Narodzenia Najśw. M[aryi] Panny. Wobec księdza i dwóch świadków chory dobrowolnie i świadomie oświadczył, że pragnie przyjąć wiarę rzymsk[o]-kat[olicką], i umrzeć po katolicku, następnie uczynił wyznanie wiary, które odebrał ks. J. Zagziłł. Na protest ewangelickiej obsługi szpitalnej, która usiłowała przeszkodzić temu, chory z mocą i stanowczością zeznał wobec kilku świadków, w tym i urzędnika szpitala, że pragnął przyjąć wiarę rzymsk[o]-kat[olicką], że uczynił to dobrowolnie i świadomie, że to było dawno jego marzeniem. Następnie zeznał, że w szkołach uczył się religii katol[ickiej], odbywał spowiedzi św[ięte] katolickie, przyjmował Komunie św[ięte] katol[ickie], ożenił się z katoliczką, brał ślub w kościele katol[ickim], w 50-lecie obrzęd zaślubin potwierdzony był w kościele katol[ickim] i pragnie być pochowany na cmentarzu katolickim. Wobec faktu przejścia na wiarę katolicką ewangelicki zarząd szpitala zażądał kategorycznie usunięcia dogorywającego starca, którego rodzina przewiozła do lecznicy św. Antoniego, gdzie nazajutrz w zupełnym pojednaniu z Bogiem zmarł. Gdy na kilka godzin przed śmiercią zgłosił się do niego ksiądz J. Zagziłł dla nałożenia Ostatnich Olejów św[iętych], chory wyrzekł do niego z wdzięcznością: "dziękuję wam za wszystko, coście dla mnie uczynili, dziękuję wam serdecznie", a potem kładąc rękę na sercu, dodał: "jak słodko, jak błogo".
Niechaj ten fakt łaski Matki Najśw. obudzi w innych głęboką wiarę w miłosierdzie Maryi, która nie opuszcza nikogo, kto się Jej szczerze odda w opiekę.
Najśw. Serce Jezusa, Matko Niepokalana, św. Tereniu - dzięki Wam!
M. G.
Identyczność faktu stwierdzam: - ks. J. Zagziłł.
GRODZISK MAZOWIECKI, dnia 18 kwietnia 1934 r. (116-34)
Matka męża, będąc śmiertelnie chorą, nie chciała zgodzić się na odbycie spowiedzi, którą zaniedbywała przez 24 lata. Przekonawszy się, że wszelkie namowy są daremne, udałam się do Matki Bożej Różańcowej, prosząc o pomoc; przyrzekłam, że po otrzymaniu tej łaski, ogłoszę w "Rycerzu". Równocześnie poleciłam włożyć Cudowny Medalik w poduszkę chorej, synów zaś wezwałam do odprawienia nowenny do Matki Bożej Nieustającej Pomocy i św. Alfonsa. Zaledwie odprawiono nowennę, usposobienie chorej uległo zmianie, bowiem z wielką skruchą wyspowiadała się i przyjęła Wiatyk św[ięty] dnia 11 II [19]33 r. (dzień objawienia się M. Boskiej w Lourdes). Za tę i inne łaski, otrzymane z hojnych rąk Maryi, składam najgorętsze podziękowanie, oraz proszę o dalszą opiekę nad naszą rodziną.
H. A.
WELLAND (Ameryka), dnia 19 kwietnia 1934 r. (117-34)
Wywiązując się z danego przyrzeczenia, składam najserdeczniejsze podziękowanie Niepokalanej Matce, za wyrwanie mię ze strasznych szponów grzechu nieczystości, z którego przez kilka lat nie mogłam się uwolnić. Najświętsza Panna Maryja, Serce Jezusa łaską Swoją mię wsparli, gdy już znikąd ratunku nie miałam. Jednakże mimo strasznej depresji duchowej modliłam się do Tej Ucieczki grzesznych i zostałam wysłuchaną. Jeszcze raz sercem przepełnionym wdzięcznością składam Matce Najświętszej gorące podziękowanie za tę i inne łaski, które za Jej przemożnym wstawiennictwem otrzymałam.
Niegodna sługa i czcicielka Maryi
STOŁPCE, dnia 21 kwietnia 1934 r. (118-34)
W dniu 8 marca 1934 r. miałem nieszczęśliwy wypadek, przez nieostrożność złamałem prawą nogę w stawie skokowym. Dnia następnego, po zbadaniu przez lekarza batalionowego, zostałem odesłany do szpitala okręgowego w Brześciu n/B. Dowiedziałem się tam, że chirurg jest bardzo zdolnym doktorem, a pomimo tego towarzysze broni, którzy mieli podobne złamania, po wyleczeniu niezupełnie mogli dobrze chodzić. Zwróciłem się wtedy z prośbą do Niepokalanej Panienki, duszę z grzechów oczyściłem przed kapelanem szpitala i Niepokalana nie opuściła mnie, wysłuchała mej prośby. Po 21 dniach zdjęto mi gips i ze sali opatrunkowej do swej sali na pierwsze piętro poszedłem, zupełnie dobrze bez pomocy żadnej łaski, czy innego przedmiotu. Piątego dnia ze szpitala wyjechałem do domu. Za tak prędkie i zupełne wyzdrowienie mej nogi i wiele innych wysłuchanych mych próśb, tą drogą składam publicznie podziękowanie z głębi serca. Niech będzie cześć i chwała Niepokalanej Panience, Matce Chrystusa Pana, Jej przemożnej opiece oddaję siebie i osoby mi najdroższe.
niegodny sługa Niepokalanej, Ludwik Górski | kpr. zaw. Baonu K.O.P. "Stolpce"
L.S. Zgodne z prawdą: ks. Jan Duda Dziewiuk, proboszcz - Stołpce, dn. 24 IV 1934 r.
P..., dnia 27 kwietnia 1934 r. (119-34)
Sercem przepełnionym wdzięcznością składamy Czcigodnemu Ojcu Wenantemu Katarzyńcowi najserdeczniejsze podziękowanie za cudowne wyzdrowienie.
N. N.
Niniejszym potwierdzam jako lekarz, że uzyskanie zdrowia w owym wypadku nastąpiła tylko sposobem cudownym, o czym jestem przekonany. Dr. med. Łangowski - Gdańsk, dnia 20 lutego 1934.
W..., dnia 30 kwietnia 1934 r. (120-34)
Składam serdeczne podziękowanie Najśw. Sercu Jezusowemu i Najśw. Matce Bożej za wybawienie mnie z ciężkiego grzechu, w którym trwałem długo, a zarazem za stałą pomoc w moich studiach i szczęśliwe zdanie dwóch bardzo trudnych egzaminów. Jeszcze raz dziękując, proszę o dalszą nade mną opiekę.
F. C., stud. Pol. Warszaw.
CHOROCHOŻYN, dnia 1 maja 1934 r. (121-34)
Dnia 20 X 1933 r. uległem strasznemu wypadkowi: śruba młockarni złapawszy mnie za palto zakręciła, łamiąc mi w dwóch miejscach obojczyk, zadając kilka bardzo poważnych ran, jeden krok koni, a śmierć byłaby niechybną, głowa była pod transmisją, nie widziałem już nic, za sekundę miało nastąpić zmiażdżenie. Dziękuję Najświętszej Niepokalanej za cudowne uratowanie mnie od śmierci. Będąc od 13 roku życia wpisany w szkaplerz Niepokalanego Poczęcia (obecnie mam lat 55) i mając szczególne nabożeństwo do Niepokalanej, za tę wielką łaskę składam Jej najpokorniejsze podziękowanie i błagam, by nadal do końca życia mnie i moją rodzinę otaczała Swoją opieką.
Mirosław Olszamowski, właściciel maj.
KRAKÓW, dnia 5 maja 1934 r. (122-34)
Egzamin - jeden za drugim - ogrom pracy. Któż mi dopomoże? Do kogo zwrócić się o pomoc i pociechę? Ona, Niepokalana, Która wszystkim dopomaga, nikogo nie opuszcza.
Do Niej zwróciłam się, Ją błagałam o pomoc i siły w nauce - i nie zawiodła mnie Ta Słodka Pani, Matka Nieustającej Pomocy, Niepokalana.
Z wdzięczności postanowiłam Niepokalanej publicznie podziękować i proszę Ją jeszcze dalszą pomoc w nauce i we wszystkich moich przedsięwzięciach.
S. K., studentka Uniwer. Jagiell.
GORZKÓW, dnia 10 maja 1934 r. (123-34)
Serdecznie dziękuję Panience Niepokalanej za uzdrowienie 8-letniej córeczki Ireny. Zachorowała w lutym na zapalenie płuc i wodę w boku. Gorączka sięgała 40°. Lekarze zwątpili w możność utrzymania jej przy życiu. Wtedy zaczęłam się modlić do Lekarki chorych, zawiesiłam Cudowny Medalik na szyi dziecka, dałam się napić wody z Lourdes i przyrzekłam, że jeżeli wyzdrowieje, złożę publiczne podziękowanie. Najświętsza Panienka wysłuchała moich próśb: córeczka w prędkim, czasie wróciła do zdrowia.
Proszę Niepokalaną o dalszą opiekę nad rodziną.
Maria Żórkowa
L.S. Niniejszym zaświadczam, że Irena żórek zgłosiła się do mnie w stanie bardzo ciężkim z powodu wysiękowego zapalenia opłucnej. W dniu 22 III [1934] r. stwierdziłem b[ardzo] wybitną poprawę i chora jest na drodze do zupełnej poprawy. - Dr Marian Sulewski.
KAJEW, dnia 13 maja 1934 r. (124-34)
W styczniu 1933 r. zachorowałam bardzo, ciężko na obustronne zapalenie płuc. Choroba przyszła tak nagle, że sądziłam iż śmierć się zbliża. Po przyjęciu Sakramentów św. przysposabiałam się na śmierć. Wezwany lekarz stwierdził stan beznadziejny. W tym strapieniu cała rodzina błagała Niepokalaną Matkę o polepszenie. Po odprawieniu nowenny i wypiciu wody z Lourdes uczułam polepszenie. Mimo to musiałam pojechać na dalszą kurację. Przy prześwietleniu okazało się, że prawe płuco musi mieć nerwocięcie. Operacja, która się rzadko udaje, przeszła z pomocą Niepokalanej szczęśliwie i dziś jestem na rekonwalescencji.
Wywiązując się z obietnicy składam najgorętsze podziękowanie Najsł[odszemu Sercu P[ana] Jezusa i Matce Niepokalanej za cud uzdrowienia.
Wiktoria Tanasiówna
Potwierdzam, że stan powyżej opisany zgadza się z prawdą i że faktycznie stan chorej był prawie beznadziejny, wobec czego nie ulega wątpliwości, że pomoc Boża jedynie dopomogła do wyleczenia Wiktorii Tanasiówny z Kajewa. - Pleszew, dnia 23 maja 1934 r. - Dr Białasik.
L.S. Powyżej opisany przez Wiktorię Tanas z Kajewa oraz dr. Białasika z Pleszewa stan rzeczy potwierdzam jako najzupełniej zgodny z prawdą. - Gołuchów, dnia 24 maja 1934 r. | ks. Stanisław Piotrowski, proboszcz.
LWÓW, dnia 15 maja 1934 r. (125-34)
Ubiegłego [1933] roku syn nasz Jerzy zachorował bardzo ciężko na zapalenie płuc, zapalenie opon mózgowych i ogólne zatrucie, stan jego był beznadziejny, Dla utrzymania przy życiu, oddaliśmy go do szpitalika św. Zofii we Lwowie, w silnej konwulsji i w agonii. Po przebyciu w szpitalu przez 24 godzin, po zrobieniu mu punkcji, lekarze kazali dziecko zabrać ze szpitala, ponieważ jest konające. Mając naszego synka w domu już sztywnego i prawie zimnego, zrozumieliśmy, że nie ma na ziemi dla niego ratunku i w ostatniej prawie chwili zwróciliśmy się z gorącą prośbą do Matki Najświętszej o pomoc. I oto nasz synek w ciągu tygodnia powrócił do zdrowia. Niewysłowiona radość zawitała do naszego domu. Nie trwała jednak długo, bo mimo woli stwierdziliśmy, że syn nasz jest zupełnie ślepy. Dla uratowania jego wzroku użyliśmy najlepszych okulistów m. Lwowa, którzy orzekli zanik nerwów ocznych i beznadziejność w odzyskaniu wzroku. Więc po raz drugi zwróciliśmy się z gorącą prośbą do Matki Najświętszej. Na intencję odzyskania wzroku jego daliśmy odprawić Mszę św. do Matki Najświętszej i sprowadziliśmy cudowną wodę z Lourdes, po przyjęciu Komunii Św[iętej] przemyliśmy dziecku dwa razy oczka i oto stał się cud - dziecko nasze przejrzało i widzi do dziś jak najlepiej. Przeto z głębi serca śpieszymy złożyć szczere dzięki Matce Najświętszej Niepokalanej za doznaną łaskę w podwójnym uzdrowieniu nam synka.
Aleksander i Stanisława Tarasowie
Stwierdzam powyżej podaną okoliczność za zgodną i prawdziwą: dr Tomaszewski.
WARSZAWA, dnia 17 maja 1934 r. (126-34)
Śpieszę złożyć najżywsze podziękowanie Niepokalanej oraz Ojcu Wenantemu Katarzyńcowi za złożenie egzaminu na stopień magistra U. W. (Uniwersytet Warszawski). Dziękuję moim Opiekunom, zwłaszcza O. Wenantemu, Jego bowiem wstawiennictwu zawdzięczam przychylną dla mnie decyzję Kuratorium w sprawie praktyki szkolnej.
Opiece mych Opiekunów polecam się z rodziną.
Janusz Krassowski stud. U. W.
Stwierdzam to: ks. Barański Franciszek
KOZOWA, dnia 18 maja 1934 r. (127-34)
Straciłem posadę przez intrygi złych ludzi. Będąc w krytycznym położeniu i w opłakanych warunkach, wraz z liczną rodziną, składającą się z pięciorga nieletnich dzieci i żony, udałem się o pomoc w pokornej modlitwie do Matki Bożej Niepokalanej o rychłą beatyfikację O. Wenantego, a jako znak jego za nami u Boga orędownictwa, udzielenia łaski proszącym. Łaskę otrzymałem, dostałem emeryturę, której się nie spodziewałem ze względu na młody wiek mego życia, która zabezpieczyła moją rodzinę od głodowej śmierci. Pośpieszam uiścić się z długu wdzięczności wobec Niepokalanej i O. Wenantego. Składam Im za tak wielką łaskę publiczne podziękowanie i proszę Matki Bożej Niepokalanej o błogosławieństwo w dalszej drodze moich zamiarów i mego życia i o opiekę nad moją rodziną.
Niegodny sługa Niepokalanej, Dubiel Jan
Z urzędu paraf. ob. łac. z Kozowy dnia 17 V 1934 stwierdzam powyższą treść podaną jako prawdziwą: (podpis nieczytelny).
KOZOWA, dnia 12 czerwca 1934 r. (128-34)
Męża mojego obowiązywał egzamin nauczycielski, na przygotowanie się do niego, nie mógł poświęcić wiele czasu, z powodu nadmiaru pracy. Obawiając się o nasz byt udałam się z gorącą prośbą do świątobliwego zakonnika O. Wenantego przyrzekając ogłosić w "Rycerzu Niepokalanej" podziękowanie za okazaną pomoc. Ponieważ mąż mój złożył egzamin z wynikiem pomyślnym, składam Mu więc z całego serca podziękowanie.
J. P., nauczycielka
MARIBO (Dania), dnia 12 czerwca 1934 r. (129-34)
Będąc w wielkich kłopotach pieniężnych rozpoczęłam nowennę do Przew[ielebnego] O. Wenantego, nie czekałam długo na pomoc, bo już w 4 dniu nowenny dostałam większą sumę, a to nawet od niekatolika. Składam serdeczne dzięki O Wenantemu i polecam się nadal jego opiece.
Siostra Klara od Jezusa