Podziękowania

POZNAŃ, w październiku 1933 r. (70-34)

Mimo odebrania religijnego wychowania w domu rodzicielskim, mimo skończenia liceum, w którym na naukę religii kładziono duży nacisk, zaczął duch oziębłości dla spraw wiary czynić coraz większe spustoszenie w mej duszy.

I ja, która jeszcze kilka lat po opuszczeniu szkoły przyjmowałam P. Jezusa co miesiąc do serca swego, poczęłam stronić - wpierw od kazań i innych nabożeństw, a potem i pacierz codzienny był mi za długi, za nudny do odmówienia. Coraz rzadziej przystępowałam do Sakramentów św. W takim stanie oziębłości podszepty złego ducha miały łatwiejszy dostęp do mej duszy. Po niedługim czasie, pozbywszy się wszelkich skrupułów, popełniłam pierwszy grzech ciężki - zgubne skutki nieodpowiedniej, zatruwającej dusze lektury pornograficznej i złego towarzystwa. Jeden grzech - ale następstw wiele. Odtąd życie moje potoczyło się drogą występku i coraz bardziej grzęzłam w otchłani grzechu...

Jednakże łaska Boża nie opuściła mnie zupełnie. Iskierka wiary i ufności w pomoc Bogarodzicy tliła się jeszcze w mej duszy. Błagałam Ją o pomoc... Ale wola była osłabiona, złe towarzystwo trzymało swą zdobycz. Raz po raz z mej duszy wyrywał się głos: Maryjo, ratuj!

I oto Niepokalana zmiłowała się nade mną. Po siedmiu latach takiego życia przystępuję do św. Sakramentów i duszę swą obmywam we Krwi Chrystusowej.

Dziś po zerwaniu ze złem towarzystwem, po odbyciu spowiedzi generalnej, czuję się pełną radości, jak dziecię przy Pierwszej Komunii Św[iętej].

A wy wszyscy biedni ludzie, zastarzali w brudzie grzechów, którzy unikacie lub obawiacie się przystąpić do spowiedzi św., może sądzicie, że nie potraficie żyć bez złych znajomości? Wróćcie przez Maryję do Serca Jezusa. Ona, Ucieczka grzeszników, oczyści wasze sumienia i da zakosztować słodyczy w służeniu Sercu Jezusowemu.

Matko Najświętsza, św. Tereniu, dziękuję Warn najpokorniej za łaskę nawrócenia z drogi występku i odtąd, o Maryjo, bądź mi Gwiazdą Przewodnią. Jak; mnie uwolniłaś z mocy szatańskiej, tak ratuj łaskawie te dusze, dla których byłam powodem upadku. Uproś łaskę wytrwania w dobrem - do końca życia.

Strażniczka Najsł[odszego] Serca Jezusowego i rycerka Niepokalanej

K..., dnia 16 stycznia 1934 r. (71-34)

Mąż mój porzucił mnie i dziecko po ośmioletnim dobrym pożyciu, a to dlatego, że odtąd postanowił żyć z inną kobietą. Wyrzekł się wiary katolickiej, przyjmując wyznanie ewangelickie i rozpoczął prowadzić proces rozwodowy przez konsystorz ewangelicki w Wilnie. W nieszczęściu tym zwróciłam się do Najśw. Panienki Niepokalanej i św. Antoniego, modląc się o opamiętanie i nawrócenie męża. Przyrzekłam ogłosić w "Rycerzu", jeśli zostanę wysłuchaną, i to, że zawsze w każdy wtorek wysłucham Mszy św. w intencji dusz w czyśćcu cierpiących, które znikąd pomocy nie mają. Mimo że mąż mój stawał się coraz gorszym i mnie i dziecko bardzo krzywdził, nie przestawałam się modlić, wierząc, że zostanę wysłuchaną. W tym czasie mąż stracił posadę, wszystkie pieniądze i znalazł się bez środków do życia. Rok nie upłynął, a mąż ze skruchą wrócił na łono Kościoła rz[ymsko]-katol[ickiego], mimo że i tu miał trudności, a gdy zaczął odmawiać nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Pan Bóg tak zrządził, że odzyskał z powrotem utraconą posadę. Dzisiaj znowu jest dobrym mężem, ojcem i praktykującym katolikiem. Wywiązując się z przyrzeczenia, składam Najśw. Panience Niepokalanej i św. Antoniemu podziękowanie za wysłuchanie prośby i za wiele innych otrzymanych łask.

M. K.

S..., dnia 23 stycznia 1934 r. (72-34)

Na ławie oskarżonych w Krakowie zasiadł p. N. Czytając sprawozdania o rozprawie sądowej, taką ogromną uczułam litość dla niego, że postanowiłam z całej duszy prosić Matkę Najświętszą, aby mu wyjednała łaskę nawrócenia się i pojednania z Bogiem. Przyrzekłam wtedy, że jeżeli moja prośba zostanie wysłuchana, tu złożę hołd Miłosierdziu Bożemu i Wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny, Ucieczki grzeszników, publicznie w "Rycerzu Niepokalanej".

I rzeczywiście, Bóg dał mu tę łaskę, że się nawrócił i miał śmierć spokojną i szczęśliwą. Nie ośmieliłabym się nigdy przypuszczać, że Bóg moją prośbę wysłucha, bo przede wszystkim miały tam swój wymowny głos błagania i łzy nieszczęsnej matki - ale fakt faktem, a ten zobowiązał mnie do spełnienia obietnicy. Pośpieszam więc złożyć hołd Najwyższemu i Najpokorniejszemu Miłosierdziu Bożemu, okazywanego właśnie zbrodniarzom i skazańcom nawet w ostatniej chwili ich życia, gdy tylko okażą skruchę i żal za swe grzechy i to za potężnym wstawiennictwem Najświętszej Niepokalanej Matki Bożej i świętej Teresy, stałej opiekunki grzeszników. Pragnęłabym tym podziękowaniem zwrócić uwagę wielu miłosiernych serc na okoliczność, żeśmy powinni modlić się za tych biednych nieszczęsnych wykolejeńców, zbrodniarzy, skazańców, aby im wyjednać choćby w ostatniej chwili szczere pojednanie się z Bogiem a tym samem zbawienie wieczne osiągnąć.

G. C.

WOLA RAFAŁOWSKA, dnia 25 stycznia 1934 r. (73-34)

Będąc chorą od dłuższego czasu, udałam się na prześwietlenie, które wykazało chorobę płuc i wodę w lewym boku. Leczenie trwało dość długo, lecz niestety nie skutkowało. W kilka miesięcy później do tej choroby dołączyły się inne. Stan mego zdrowia przedstawiał się b. groźnie. Cierpienia nader wielkie nie dawały wcale nadziei wyzdrowienia. Czułam, że zejdę z tego świata. Ale nie chciałam jeszcze umierać; niestety chwile życia były policzone. Przyjęłam już sakramenty św[ięte]... A serce pragnące życia, uciekało się wówczas z prośbą o pomoc do Niepokalanej Matki, Która nikomu jej nie odmówiła. Odprawiłam nowennę do Najsł[odszego] Serca Jezusowego i Matki Najświętszej, użyłam wody z Lourdes i zawiesiłam na szyi Cudowny Medalik. O, jak dobrą jest Niepokalana! Wysłuchała moich próśb: w niedługim czasie wyzdrowiałam zupełnie.

Składam dzięki Boskiemu Sercu Jezusa i Jego Matce Najśw. Ich opieka niech będzie zawsze nad nami.

M. i I. Szydełkowie

Potwierdzam: ks. Józef Szurek.

WARSZAWA, dnia 25 stycznia 1934 r. (74-34)

Po ostatnim utraceniu pracy w r. 1930 znalazłem się w krytycznych warunkach i mimo że ubiegałem się o posadę, to jednak, prócz współczucia, nic nie otrzymałem. Muszę się przyznać, że moje ustosunkowanie się do religii było obojętne. Pewnego wieczora wpadł mi do ręki "Rycerz Niepokalanej", w którym zainteresowałem się podziękowaniami. I wówczas pomyślałem sobie, że skoro tyle łask otrzymują wierni, więc może i ja będę godzien łaski. Z ufnością złożyłem ponownie kilka podań o pracę i zacząłem modlitwy do Matuchny Niepokalanej. Trwało to jakiś czas; odmawiałem litanię do Matki Bożej i prosiłem o wsparcie, wreszcie przekonałem się, że i mnie Ta Matuchna obdarzyła łaską, bo w wigilię przed Jej świętem Niepokalanego Poczęcia otrzymuję depeszę, abym stawił się do pracy w jednej z instytucji państwowych. Zwracam się do Was, drodzy Czytelnicy, z gorącym apelem, aby Wasze serca nie były obojętne, lecz radzę garnąć się pod Jej Matczyną opiekę, ponieważ Ona tylko zdoła pocieszyć każde zrozpaczone serce, jeśli się do Niej z całą ufnością zwrócimy. Ja zaś, jako wdzięczne dziecko, korząc się u Jej stóp, polecam się dalszej opiece, prosząc o utorowanie mi drogi do przyszłości i wytrwanie w religii.

Wacław Wietriń

LWÓW, dnia 23 stycznia 1934 r. (75-34)

W grudniu [1933] r. jedyne moje dziecko zachorował ona grypę, zapalenie płuc i oczu. Stan był prawie beznadziejny. Czyż można było myśleć o jego uzdrowieniu przy gorączce ponad 40°? Chwilami było nieprzytomne. Lekarze wyrażali się też powątpiewająco. Lecz prosiłam Matkę Najświętszą o zatrzymanie synka przy życiu. Wierzyłam i ufałam, że Ona, Niepokalana, przywróci mi dziecko.

Istotnie, Maryja okazała Swą dobroć i miłosierdzie: dziecię ozdrowiało. Składam Jej za to i św. Antoniemu publiczne podziękowanie, co przyrzekłam uczynić.

O Maryjo, błogosław nadal na drodze życia.

Tatiana Alfawicka

Stwierdzam, jako lekarz oddziału wewn. szpitala św. Zofii, że Antoni Alfawicki przebył na tutejszym oddziale ciężkie zapalenie płuc, grypę, zapalenie uszu oraz zapalenie ropne jamy opłucnej. Dr Czyżewski.

HAMPTON N. J. (Stany Zjedn.), dnia 29 stycznia 1934 r. (76-34)

Po odbytej operacji na ślepą kiszkę, bawiła u mnie 10-tnia dziewczynka, córka jednej z Polek naszej osady. Pewnego dnia nawiedziły ją silne wymioty i bóle żołądka. Wyczerpany i słaby organizm dziewczęcia nie był w stanie oprzeć się tym mękom. Cierpiała bardzo. Wezwany lekarz nie przybył ze względu na nocną porę i znaczną odległość (mieszkamy na prowincji). Podał jedynie jakieś lekarstwo, po użyciu którego bóle cierpiącej jeszcze wzmogły się. W obawie o los chorej razem z jej matką poczęłyśmy wzywać opieki Niepokalanej. Przypadkowo miałam wodę cudowną z Lourdes. W gorącej naszej modlitwie i wśród westchnień dziewczęcia: "Matko Najświętsza, ratuj mnie", daliśmy chorej tę wodę do picia. Potem nastąpił lekki atak, po nim chora zasnęła. Następnego dnia obudziła się zupełnie zdrowa, nie doznając żadnej boleści.

Tak to opiekuje się nami na obczyźnie Matka Najświętsza. Jest naszą Opiekunką, słodzi nam chwile naszego tułactwa. Ślemy Jej gorące podziękowanie z prośbą, by nadal była nam Matką i Przewodniczką.

D. Galińska i H. Wasilik

LWÓW, dnia 31 stycznia 1934 r. (77-34)

Uważam za święty obowiązek, a tym bardziej gdym obiecał, złożyć publiczne podziękowanie Najlitościwszej Matce Bożej Niepokalanej za okazaną mi pomoc.

Straciłem posadę przez intrygi złych ludzi. Będąc w krytycznym położeniu i w opłakanych warunkach, a do tego mając chorowitą żonę, udałem się o pomoc w pokornej modlitwie do Matki Bożej Niepokalanej. W krótkim czasie, i to zupełnie niespodziewanie, otrzymałem posadę, za którą pośpieszam uiścić się z długu wdzięczności wobec Niepokalanej. Składam Jej za tak wielką łaskę serdeczne podziękowanie, prosząc o błogosławieństwo w dalszej drodze mego życia i o opiekę nad moją rodziną.

Franciszek Tynel

Zaświadczam niniejszym, że Franciszek Tynel stracił z dniem 1 lutego 1934 r. pracę w Korpusie Kadetów nr 1. We Lwowie dnia 31 stycznia 1934 r. ks. Maj. D. Bombas.

Zaświadczam niniejszym, że p. Tynel Franciszek uzyskał dnia 5 lutego 1934 r. posadę w naszej firmie, (podpis nieczytelny).

MIJACZÓW, dnia 1 lutego 1934 r. (78-34)

Położenie moje było dość krytyczne i nie wesołe. Z dniem 1 kwietnia 1934 r. zostałem zwolniony z obowiązków i znalazłem się z liczną rodziną, składającą się z 10 osób "na bruku" bez pracy i środków do utrzymania. Pomimo b[ardzo] usilnego starania się o pracę zawodową, tejże uzyskać nie mogłem i na 200 ofert wysłanych we wszystkich kierunkach państwa, zewsząd nadeszły odpowiedzi odmowne. Pozostała mi więc tylko nasza Pocieszycielka strapionych, do Której udałem się z całym zaufaniem, a utwierdzony w Jej wielkim dziele przez "Rycerza" i przez misję odprawioną w tutejszej okolicy, prosiłem Maryję o zlitowanie się nade mną i polepszenie smutnej doli. Przez ten przeciąg czasu nadzieja i zwątpienie na przemian walczyły w mera sercu. Nie zrażałem się jednak chwilowym niepowodzeniem, tylko z całą ufnością oddałem się Maryi. Postawiłem wniosek o rentę (po 44 latach pracy zawodowej) i takową względnie w krótkim czasie uzyskałem i dziś mogę już weselej na świat Boży patrzeć.

Za tę wielką łaskę składam Niepokalanej najpokorniejsze podziękowanie i błagam Ją, by nadal do końca życia mego otaczała mnie Swoją opieką.

Najpokornieszy sługa Maryi J. Ławniczak

BUCZACZ, dnia 4 lutego 1934 r. (79-34)

Dnia 27 grudnia 1932 r. oskarżono mnie przed Radą Nadzorczą o sfałszowanie kilku deklaracji, protokółu i podpisu prezesa Spółdzielni. Następnie oskarżono tonie w tutejszej Komendzie Policji o powyższe czyny i o sprzeniewierzenia, na szkodę Składnicy, różnych towarów na kilkanaście tysięcy zł. Na skutek tego wszczęto przeciwko mnie dochodzenia sądowe. Dzięki intrygom pewnych osób wszyscy się ode mnie odwrócili, jak od zbrodniarza. Widząc to, z tym większą ufnością szukałem pomocy w kościele u utajonego Pana Jezusa za pośrednictwem Niepokalanej. Będąc członkiem "Milicji Niepokalanej", szukałem u Maryi pomocy. Jej poleciłem całą sprawę, wierząc, iż Ta, "Która nikogo nie opuszcza", nie będzie nieczułą na me prośby. I nie zawiodłem się. Na głównej rozprawie sądowej oskarżyciele odwołali swoje oskarżenia. Za ten dowód opieki składam Niepokalanej publiczne podziękowanie.

Wojciech Sala, emer. urzędu sąd.

Z Urzędu paraf. obrz. łac. w Buczaczu poświadczam, że fakty przytoczone w podziękowaniu są prawdziwe i przykładów podobnych można by podać dużo, gdyż kult Niepokalanej coraz bardziej się szerzy. W Buczaczu 6 II 1934 Ks. Jan Świąder.

P..., dnia 5 lutego 1934 r. (80-34)

Jak najgorętsze podziękowanie składam Niepokalanej za opiekę i pomoc udzieloną ni w czasie studiów seminaryjnych.

Ks. J. L.

MODLIN, dnia 6 lutego 1934 r. (81-34)

Serdecznie dziękuje Niepokalanej za uratowanie mię od śmierci, a najmniej ciężkiego kalectwa. Dnia 20 VIII [19]33 r. w czasie nocnych ćwiczeń wojskowych uległem nieszczęśliwemu wypadkowi zderzenia motocykla, którym jechałem, z samochodem.

Lekarze Szpitala Powszechnego, gdzie zostałem przewieziony, zwątpili o utrzymaniu mię przy życiu. Siostra moja zawiadomiona o wypadku zamówiła Mszę św. do Niepokalanej o moje zdrowie. Po odprawieniu Mszy św. w dniu 4 IX [19]33 r. zrobiło mi się lepiej i w dość szybkim czasie przyszedłem do zdrowia.

Łabaj Aleksander, st. sierżant

Prawdziwość wyżej opisanego wypadku stwierdzani: Dr. Miłosz Martynowicz, dyrektor szpitala w Złoczowie.

Prawdziwość podanych szczegółów stwierdzam w całej osnowie: Z Urzędu parafii ob. łac. w Złoczowie - ks. T. Wach

KRAKÓW, w lutym 1934 r. (82-34)

W sierpniu 1933 r. zachorowałem na ropne zapalenie ucha, które wymagało natychmiastowej operacji. Ponieważ trzykrotnie już w życiu przechodziłem trepanację czaszki przy tym samem uchu, warunki operacji były bardzo ciężkie. Wobec tak poważnego i groźnego stanu oddaliśmy ja i moja żona wszystko opiece Matce Niepokalanej, błagając Ją o szczęśliwy przebieg zabiegu lekarskiego i o zupełny powrót do zdrowia, przyrzekając, że po wysłuchaniu nas, ogłosimy publicznie podziękowanie w "Rycerzu Niepokalanej".

Operacja bardzo szczęśliwie się udała i ucho, od tylu lat niedomagające, teraz po zagojeniu rany jest w stanie nie budzącym obaw. Dziękujemy gorąco, że cały ten szczęśliwy przebieg i powrót do zdrowia nastąpił dzięki wstawiennictwu Niepokalanej, za co składamy Jej najgorętsze podziękowanie z prośbą c dalszą opiekę nad naszą rodziną.

Książe Michał i Aldona Radziwiłłowie

LWÓW, dnia 11 lutego 1934 r. (83-34)

Od dzieciństwa wychowany byłem w duchu kultu do Najświętszej Maryi Panny, lecz dziwnym zrządzeniem losu v wyższych klasach gimnazjalnych oziębła moja wiara i długo nie zastanawiałem się, że nieświadomie, powoli oddalam się od najwyższego celu - od zbawienia. Ciszę i monotonię duszy mojej przerywały tylko czasem jaśniejsze płomienie podświadomej, pierwiastkowej wiary, które wybuchały po to, by wkrótce zagasnąć i ustąpić miejsca inercji (bezwładowi - dop. red.) duchowej. Stawałem się z wolna takim zimnym, obojętnym, z imienia-katolikiem! Lecz Opiekunka Maryja Najśw. nie zapomniała o mnie. Nadchodził czas egzaminu, który dla mnie, jako studenta praw, miał decydujące znaczenie. Czytając "Rycerza" i widząc tyle łask, z rąk Niepokalanej spływających, wzmacniałem swą wiarę i nie ustawałem w modlitwie. Przepiękne słowa modlitwy św. Bernarda były wyrazem mych najgorętszych pragnień, płynących gdzieś z najgłębszych tajników duszy. W dniu egzaminów złożyłem, wraz z najgorętszą prośbą, przyrzeczenie, że w razie pomyślnego wyniku, złożę Jej publiczne podziękowanie. Niepokalana wysłuchała mej prośby, ale ja niegodny grzesznik zwlekałem z wykonaniem przyrzeczenia. Tak upłynęło kilka miesięcy, a wiara moja znowu osłabła z powodu niezrozumienia pewnych dogmatów. Lecz Niepokalana po raz drugi wejrzała łaskawie na mnie błądzącego i pozwoliła wrócić do Siebie. Przez spowiedź świętą otrząsnąłem się ze zmory racjonalistycznego pojmowania dogmatów i teraz już świadomie, całą duszą pragnę służyć Niepokalanej Dziewicy, zachować Jej widomą łaskę i prosić o nieopuszczenie mnie aż do śmierci.

O Przenajświętsza Maryjo, Niepokalanie Poczęta, ześlij łaskę Swą na mnie i wszystkich wiernych! Niegodny sługa Maryi

P. P. student praw. U.J.K. we Lwowie

LWÓW, dnia 12 lutego 1934r. (84-34)

5 grudnia [1933] r. syn mój Witold, lat 11, zachorował na zapalenie opon mózgowych. Już trzech lekarzy przestało go leczyć, wątpiąc w jego uzdrowienie, bo i po cóż leczenie, kiedy w razie jego ewentualnego nastąpienia dziecko pozostałoby kaleką: głuche, ślepe, nierozumne, bez władzy w nogach itp. Cios był straszny... tym bardziej, że przed kilku miesiącami pochowałam swego kochanego męża, w stosunkowo młodym wieku. Zostałam sama z dwojgiem dzieci... A teraz miałam utracić ukochane dziecko... Patrzałam na jego okropne męki i nie mogłam mu nic pomóc. Gorączka 40°, bezsenne noce, bóle do reszty torowały drogę śmierci...

Nie chciałam poddać dziecka punkcji, tj. ściągnięciu płynu poprzez stos pacierzowy z mózgu, idąc za radą jednego z lekarzy. Wszak i to nic nie pomogłoby...

...Jednego dnia Ksiądz zaopatrzył go św. Sakramentami. Po jego odejściu zostałam sama przy nim... Któż "wypowie" moje uczucia... Nad wieczorem słyszę słaby szept dziecka: Ja chcę wody z Lourdes i szkaplerzyk! Nie odpowiedziałam na to, myśląc, że cóż pomoże, kiedy mimo użycia jej mąż mój umarł. Ale, aby uspokoić chorego, odrzekłam, że jutro mu ją dostarczę. Jednakże dziecko z jakimś wyrazem oczu rzekło: Nie jutro, ale dzisiaj, na noc!

Cóż czynić! Głos jakiś w duszy mówił: Tylko od Niepokalanej doznasz po mocy".

W niedługim czasie wróciłam z żądanymi przedmiotami od S[ióstr] Szarytek i OO. Karmelitów. Na widok wody z Lourdes dziecko rozpromieniło się. Przyjął szkaplerz, po czym prosił, by nacierać go Cudowną Wodą. Spalone wargi szeptały słowa modlitwy... Wkrótce zasnął

Jak poprzedniej nocy, upadłam i teraz na kolana i poczęłam gorąco modlić się do Maryi Niepokalanej i Jezusa. Któż wyrazi te gorące słowa modlitwy opuszczonej matki do Lekarki Niebieskiej!... W Jej ręce złożyłam wszystko...

Następnego dnia zbliżałam się z trwogą do łoża chorego; może zastanę trupa?... I cóż widzę: dziecko otwiera oczy i mówi: Już mnie nic nie boli. Porusza jeszcze wczoraj sztywną głową... Prosi o jedzenie... Nie dowierzając, mierzę temperaturę... Ani śladu gorączki!

I wtedy padają z mych ust słowa dziękczynienia...

Od tego czasu dziecko wracało do zdrowia nader szybko, a w wieczór "Wigilijny dzieliło się opłatkiem. Nie było przy tym męża, cień smutku przebiegł po twarzy, lecz wszystko to opromieniła wiara, iż Ten, Który chciał, by mąż umarł, nie przestanie opiekować się nami. W Swej Boskiej Mądrości zabrał go ze świata nie poto, by bliższych uczynić nieszczęśliwymi, lecz, że taka była Jego Wola, że przez to inne dusze będą czerpały łaskę i błogosławieństwo.

Bogu, Niepokalanej Dziewicy cześć i chwała a miłosierdzie Ich niech będzie na wieki.

Janina Jackowska

L.S. Poświadczam, że Witold Jackowski lat 11 przechodził zapalenia opon mózgowych - stan był ciężki i beznadziejny. Dr Józef Tomaszewski.

L.S. Potwierdzam, że Witold Jackowski, jako ciężko chory, był przeze mnie zaopatrzony Ostatnimi Sakramentami. Lekarze nie robili nadziei polepszenia. Dzięki gorącym modlitwom do Matki Bożej z Lourdes przyszedł do zdrowia. ks. Józef Czapran.