Pochód myśli maryjnej przez dzieje

Spotyka się chrześcijan, których ogarnia niepokój na widok wzrastającej czci Najśw. Maryi Panny, zwłaszcza wobec nowych dogmatów maryjnych. Razi ich - tak mówią - owa dysproporcja, jaką widzą między wąską podstawą, zostawioną Maryi przez źródła Objawienia, a wciąż rozszerzanym dla Niej miejscem w Kościele. Uważają ten stan za przesadę, a nawet za obrazę Boga.

Krytycy ci zapominają, że nabożeństwo do N. Panny jest z woli Bożej czymś istotnym i centralnym w chrześcijaństwie. Stwierdza to właśnie Objawienie. Pismo Św[ięte], choć niewiele zdań poświęca Maryi, przedstawia Ją przecież w głównych momentach Odkupienia - przy Wcieleniu, na wstępie działalności publicznej Jezusa, pod Krzyżem, u kolebki Kościoła - i to w roli czynnej, często wprost decydującej. Tradycja zaś od początku nazywa Ją "nową Ewą".

Kościół, trzymając straż przy źródłach wiary, dzięki właściwej sobie intuicji i stałej opiece Ducha Św[iętego], rychło odkrył, jakim skarbem jest dla niego Maryja, i przyjął Ją za św. Janem "do siebie". Przekonał się, że Ona sama w sobie tworzy odrębny świat, którego się nie pozna od pierwszego rzutu oka; potrzeba na to całych stuleci. Im pilniej przypatrywać się Maryi, tym coraz nowe barwy ukazują się w tej Tęczy Nowego Przymierza. Im dalej w wieki, tym wspanialej zarysowuje się postać Niepokalanej, tym konkretniej uwidacznia się Jej rola. Z rozwoju myśli maryjnej rozwija się też kult Maryi, postęp w tej dziedzinie wpływa dobroczynnie na Kościół, każdy nowy dogmat maryjny, ogłaszany najczęściej - dziwna rzecz - w przełomowych chwilach dziejów, staje się zbawieniem dla Kościoła.

Oto schyłek starożytności. Próchnieje rzymskie Imperium, a wśród tętentu koni Atylli idą nowe czasy. Czyż pod naporem barbarzyństwa runie też Kościół? Wróżą mu to herezje, które wezbrały wówczas potopem, podmywając wiarę i cnotę. Sobór Efeski stwierdza autorytatywnie, że Maryja jest Bogarodzicą. Ustalono już, że Jej Syn - Jezus Chrystus jest Bogiem od pierwszej chwili Swego wcielenia, że dwie Jego natury: boską i ludzką łączy jedna osobowość - boska, więc nic nie przeszkadza, by Tę, która więcej Mu dala niż zwykła matka swemu dziecku, nazywać Matką Bożą. Bliższe zbadanie źródła Objawienia pozwoliło też papieżowi św. Syrycjuszowi w 392 r., a zwłaszcza św. Marcinowi I. w 649 r. na oświadczenie ex cathedra; że Maryja to "święta i zawsze Panna".

Co za żywiołowa wprost radość ogarnęła wiernych, gdy usłyszeli wyrok Ojców Soboru Efeskiego. Jakaż entuzjastyczna obrona prawdy o Dziewictwie N.M.P.! Gdzież powód tego entuzjazmu? Nie tylko w przywiązaniu do Matki Jezusowej. Podświadomie wyczuto, że Ona uratuje wiarę i cnotę. Istotnie, Bogarodzica stała się drogowskazem, który miał orientować w wierze i strzec przed zejściem na manowce sekt i herezji. Jeżeli Ona jest Matką Bożą, to w błędzie jest gnoza, w błędzie Ariusz, Nestoriusz i inni herezjarchowie, którzy odmawiali Bóstwa Chrystusowi lub opacznie je tłumaczyli, wnosząc zamieszanie do całej teologii. Zrozumieli to czciciele Bożej Rodzicielki i potop herezji musiał się zatrzymać na tamie ich serc, a Kościół mógł zaśpiewać o Wybawicielce: "Wszystkie herezje samaś zniszczyła na całym świecie". Tak też się stanie za czasów Lutra - narody, wierne Maryi, m.in. Polska, wytrwają przy Kościele. W naszych czasach Matkę Bożą nazwie pisarz angielski Chesterton "figurą wiary", bo Jej wspomnienie przypominało mu zawsze Kościół Katolicki i do tego Kościoła przywiodło, podobnie jak setki i tysiące innych konwertytów. Sami teologowie protestanccy wyznają, że katolicy, broniąc Maryi, bronią tym samym Kościoła.

Jeżeli chodzi o dogmat Dziewictwa N.M.P., to ten przezwyciężył niezdrowy manicheizm i wyrastające z niego sekty, które przerzucały się od jednej skrajności do drugiej - od przesadnego ascetyzmu do rozwiązłości, i ukazał światu ideał etyczny, który opromieni średniowiecze chrześcijańskie i wytworzy rycerski typ mężczyzny oraz pomną swej godności niewiastę. O tym ideale Dziewicy powie historyk Lecky (n. b. racjonalista), że "wokół niego skupiało się wszystko, co było w Europie najlepsze" i że "jest on początkiem wielu najczystszych elementów naszej cywilizacji".

Wierni, wpatrzeni w postać Bogarodzicy Dziewicy, pełną majestatu i piękna, wdzięczni za krzepienie ich wiary i cnoty, od zarania chrześcijaństwa darzyli Ją szczególnym kultem, wyższym od tego jaki przyznawali męczennikom i dziewicom - kultem tzw. hyperdulii. Pierwszym historycznie składnikiem tego kultu to szacunek i uwielbienie. Taką głównie nutą dźwięczy liturgia mariańska, kształtująca się w średniowieczu - że wspomnę dla przykładu Akatyst grecki, cały rozśpiewany od przecudnych pozdrowień. Przenika ona i homilie Ojców Kościoła, zwłaszcza św. Efrema i św. Bernarda, uwidacznia się w kulcie prywatnym, bijącym szczególnie na Wschodzie pokłony przed ikoną Teotokos[1].

Nadeszły czasy nowożytne, czasy, w których zaczęto odstępować od Kościoła i Bosra. Myślano, że pod naporem racjonalizmu i naturalizmu runie w pierwszym rzędzie kult Maryi, spadnie z Jej głowy korona wybraństwa. Na szczęście, stało się inaczej. "Wieki XIX i XX - pisze Daniel Rops - które dla ludzkości zachodniej, wziętej w ogólności, zdała się być czasem upadku religijnego, są równocześnie epoką, kiedy pobożność mariańska przybiera najbardziej na znaczeniu, a jej objawy cechuje charakter masowy, i kiedy jednocześnie ta gorliwość wyraziła się głosami najbardziej autorytatywnymi". Kościół ogłasza trzeci dogmat maryjny: Niepokalane Poczęcie (1854 r.), a dziś przygotowuje się do uroczystości związanych z nowym dogmatem: Wniebowzięcia N.M.P. Dogmaty te ukazują się jako dojrzały wśród wieków owoc teologicznej myśli maryjnej. Zrozumiano, że Syn Boży przygotował Sobie godną matkę. - "Doskonale Czysty chciał w Niej znaleźć czystość pierwszego poranka", nie zmąconą ani cieniem grzechu; że dalej w Niej urzeczywistnił Swój pierwotny plan odnośnie ludzi: z ziemi przeniósł Ją do nieba razem z duszą i ciałem, by zażywała pełnej szczęśliwości za wierną służbę dla Pana.

Nowe dogmaty mariańskie ratują świat przed katastrofą, jaka groziła mu w związku z odstępstwem. Warto przemyśleć głębokie refleksje poety Peguyego, które snuł na przełomie XIX i XX w., w okresie dekadencji, pod wrażeniem definicji dogmatycznej o Niepokalanym Poczęciu. "Niepokalana - pisze - zmienia cały nasz światopogląd i całe nasze zachowanie się. "Ona jest "Tą, która nas wstawia we właściwą oś stworzenia". "Wszystkie kwestie, duchowe, wieczne i cielesne, ciążą do jednego punktu środkowego, o którym wciąż myślę jako o zwrotniku całej mojej religii. Tym punktem to Niepokalane Poczęcie". Ta nazwa Maryi (którą Sama objawiła), świadczy, że u źródeł Jej istoty leży tylko porządek. Wpośród powszechnego zboczenia Ona jedna jest doskonale na Swym miejscu, nienaruszona choć cielesna, czasowa a jednak w prawdzie absolutnej. Jakżesz nie zadrżeć z ufności? Jeżeli jest czystość doskonała, to możliwe są oczyszczenia. Jeżeli jest wzorzec niesfałszowany, to można według niego naprostować wszystko, co skrzywione. I tak dzięki Niepokalanej świat może wejść we właściwą sobie orbitę.

Słuszność tych refleksji stwierdza życie. Kto pozostanie obojętnym i nie wzruszy się na myśl o dobroczynnym wpływie na zbłąkaną ludzkość definicji dogmatycznej z 1854 r.? Była ona jakby preludium do dogmatu nieomylności papieskiej, do rozszerzenia nabożeństwa ku czci Najśw. Serca, do święta Chrystusa Króla, do objawień w Lourdes i Fatimie, do licznych kongresów eucharystycznych i maryjnych do odnowy starożytnych a zasłużonych zakonów, do założenia wielu instytutów i stowarzyszeń. To na zewnątrz? A wewnątrz? Wszystko się odnawia, wszystko kwitnie jak za powiewem wiosny po srogiej i śmiertelnej zimie.

Ogłoszenie dogmatu Wniebowzięcia, który historycznie i logicznie łączy się z poprzednim dogmatem, wzmocni ten ruch odrodzenia religijnego. Przypada on w czasie, kiedy ludzkość szuka lekarstwa na rany, jakie sama - odstępując od Boga i Jego prawa - zadała sobie w bratobójczych wojnach o chleb i ziemię. Jakież najskuteczniejsze lekarstwo? Pokażmy ludziom niebo, ten przyszły nasz dom, gdzie czeka na nas Matka. Widok Wniebowziętej podniesie każdego na duchu, będzie stwierdzeniem godności istoty ludzkiej i jej wspaniałych przeznaczeń.

Jakąż postawę zajmują wierni wobec Niepokalanej i Wniebowziętej? Postawę tego, który zawołał: "bez Ciebie nigdy sam nie zmartwychwstanę" - modlitewną. Jeżeli Ona Niepokalanym Poczęciem, jeżeli przy tronie Bożym "Wszechmocą proszącą", a tak - jak pięknie powiedział św. Bernard - "tota ratio spei nostrae"[2], więc trzeba Ją prosić. I płynie już od wieków prośba: "Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi", prośba coraz ufniejsza, bo też, "od wieków nie słyszano, aby kto uciekając się do Ciebie..., miał być opuszczony". Płynie zwłaszcza w czasach, gdy różaniec staje się modlitwą codzienną każdego katolika. Modlitwa ta jest kluczem do skarbca Niepokalanego Poczęcia i Wniebowzięcia.

Ale dogmat Wniebowzięcia nie będzie kresem myśli maryjnej. De Maria numquam satis[3]. Bo Ona "jako zorza powstająca", czaruje świat coraz nowymi blaskami. Możemy być pewni, że przyszłe wieki poznają Ją lepiej niż my. I więcej skorzystają z Tej, która jest "łaski pełna" i więcej Ją czcić będą. Tak wieścił w XVIII w. św. Ludwik Grignion, tak wiek temu O. Wilhelm Chaminade, tak ostatnio O. Maksymilian Kolbe. Dziś mówi się, że świat już wkracza w epokę maryjną będzie, zresztą już jest Wszechmaryjną. W tej epoce przedmiotem myśli pośrednictwo Najśw. Maryi Panny, które - jak stwierdzają teologowie - prawie dojrzało do określenia dogmatycznego. Dziś, gdy zakorzenia się prawda o Mistycznym Ciele Chrystusa, łatwo zrozumieć macierzyństwo duchowe odnośnie wszystkich członków tego Ciała, a łącznie z nimi i szafarstwo Łaski, nieodzownej do życia nadprzyrodzonego. Właśnie to wszystko składa się na pełne pośrednictwo Maryi.

W związku z tym nowym ruchem w mariologii nie wystarczy zostawiać dla Maryi maleńkiego kącika w naszych sercach, gdzie gości szacunek i łka tęsknota za Jej miłosierdziem, za Jej czystością. Kult maryjny, nie wyrzekając się form tradycyjnych, zdąża teraz do mistycznego zjednoczenia z Niepokalaną, do życia - jak pisał św. Ludwik - z Nią, w Niej, przez Nią i dla Niej. Realnym tego wyrazem to całkowite oddanie się Niepokalanej na własność i współpraca z Nią w charakterze narzędzia nad nawróceniem świata. Taka dopiero postawa decyduje o "prawdziwym nabożeństwie" do Matki Bożej.

I dokądże dojdzie ten rozwój doktryny maryjnej i kultu maryjnego? Czy nie grozi nam niebezpieczeństwo ubóstwienia Maryi, jak wieszcza krytycy i przeciwnicy? Przenigdy! Maryja jak przed dwudziestu wiekami tak i dziś jest "służebnicą Pańską". Mając od Boga tak zaszczytną a odpowiedzialną misję, dąży do tego co św. Paweł określił jako "pleroma" - pełność, dojrzałość wszystkich do wieku Chrystusowego, a o. Kolbe jako "słodkie Królestwo Najśw. Serca Jezusowego". Przez Maryję świat zmierza do Jezusa, Jej się oddaje, by go ofiarowała jak Swego Pierworodnego Bogu. Gdy ludzkość zjednoczy się zupełnie z Bogiem, wtedy skończy się ziemska rola Niepokalanej. I wtedy stanie jako Królowa niebios po prawicy Bożej w ubiorze złotym, obleczona przecudną rozmaitością (por. Ps 44,10), by za Swą pokorę i zwycięskie przeprowadzenie misji, odebrać hołd od wszelkiego stworzenia.

I wówczas to ujrzymy Ją w całej krasie twarzą w twarz. Ale trzeba będzie chyba całej wieczności, by poznać do głębi to Arcydzieło Mądrości i Dobroci Bożej i oddać Mu należną cześć.

[1] Obraz Bogarodzicy.

[2] Cały powód (racja) naszej nadziei.

[3] O Maryi nigdy dosyć.