Jan Bosko tak opisuje swoje pierwsze spotkanie z nowo beatyfikowanym dnia 3 maja bł. Józefem Kafasso:
"Nadeszła druga niedziela października roku 1827 obchodzono święto Macierzyństwa Najśw. Maryi Panny, jako główną uroczystość dla tamtejszych mieszkańców. Każdy był zajęty w domu lub w kościele, a nie brakło i takich, co biegli oglądać różne gry i zabawy, lub też brać w nich udział. Jednego tylko widziałem, jak stronił od wszelkich widowisk, a był nim pewien młody kleryk, niedużego wzrostu, o życzliwem spojrzeniu, z twarzą uprzejmą, anielską. Stał oparty o drzwi kościelne.
Widok jego wprawiał mię w zachwyt i, chociaż liczyłem lat zaledwie jedenaście na dwunasty, party jednak chęcią pomówienia z nim, zbliżyłem się doń i zagadnąłem go w te słowa: - Przepraszam, może ksiądz sobie życzy ujrzeć jaką zabawę na naszym odpuście? Ja bym chętnie księdzu towarzyszył i wskazał, co należy. On zaś przywołał mię z serdecznym uśmiechem i zaczął mię pytać, ile mam lat, czy chodzę do szkoły, czy już zostałem dopuszczony do Pierwszej Komunii, jak często się spowiadam, czy uczęszczam na Katechizm i tym podobnie. Doznałem niezwykłej uciechy, słysząc pytania w tak budujący sposób zadawane. Na wszystko odpowiedziałem jaknajchętniej, a nareszcie, jakby na podziękowanie za tyle uprzejmości, wznowiłem zaproszenie, okazując gotowość oprowadzenia po różnych rozrywkowych miejscach.
Mój drogi przyjacielu - rzecze na to kleryk - widowiskami dla osób duchownych są nabożeństwa kościelne; o ile pobożniej są one sprawowane, o tyle te nasze, widowiska milszymi się nam stają. Naszymi nowościami są ćwiczenia religijne, które zawsze mają w coś nowego, a przeto należy się im pilnie oddawać; ja czekam tylko na otwarcie Kościoła aby móc do niego wejść.
Nabrałem odwagi do prowadzenia rozmowy dalej i zauważyłem: To prawda co mi ksiądz powiada; lecz na wszystko znajdzie się czas: czy do kościoła, czy to na zabawę.
Kleryk zaczął się śmiać i wyrzekł takie, godne pamięci słowa, które były jakby programem działalności całego jego życia:
- Ten kto wstępuje do stanu duchownego, sprzedaje się Panu Bogu i nie powinien brać sobie do serca rzeczy i spraw światowych, a dbać jedynie o to, co przysparza chwały Bogu i zbawiennej duszom korzyści.
Wtenczas ja, mocno zdziwiony, zapytałem owego kleryka o nazwisko; jego bowiem słowa i zachowanie się ujawniały wiele ducha bożego. Dowiedziałem się więc, że był to kleryk Józef Cafasso, student na pierwszym kursie teologii, o którym już nieraz słyszałem, że jest wzorowy i wybitnie cnotliwy".
Mały Janek Bosko wrócił do domu tak uradowany, jakby go spotkało bardzo wielkie szczęście i mówi matce:
- Widziałem go, rozmawiałem z nim.
- Kogóż znowu?
- Józefa Cafasso. Jest on naprawdę święty!
- A więc staraj się go naśladować. Coś mi mówi w duszy, że kiedyś będzie on ci mógł dopomóc. I usłyszawszy o rozmowie między synem a Cafasso, Małgorzata, która była niewiastą zdolną pojąć szlachetność i słuszność owych słów, rzekła: - Widzisz, Janku, kleryk co takie objawia uczucia, zostanie świętym kapłanem. Będzie ojcem ubogich, wielu złych naprowadzi na dobrą drogę, tylu dobrych utwierdzi na drodze cnoty, zyska wiele dusz dla Nieba
Takim też w rzeczywistości stał się Józef Cafasso, który dla księdza Bosko nie tylko był wzorem życia klerykackiego i kapłańskiego, lecz zarazem dyrektorem duchownym i znakomitym dobroczyńcą.