Pielgrzymki

Patrząc z werandy domu na nieskończone procesje pątników, idących na święto Wniebowzięcia Najśw. M[aryi] Panny do Kalwarii, myślę, że jednak u nas w Polsce dzieje się dobrze: pomimo wszelkich wstrząsów, rewolucji i kryzysów, lud nasz pozostał wiernym Bogu i Jego Kościołowi. Chodzi nie o wytłumaczenie wiary lub uzasadnienie jej rozumowe, nie o to, o czym się wiele mówi, tylko o miłość żywą i czynną, która władczo pędzi te tłumy kobiet i mężczyzn do stóp naszej Arcydobrodziejki i Orędowniczki. Akcja bezbożnicza w naszym kraju jest albo przedwczesną, albo spóźnioną, i myślę, że raczej jest prawdą to ostatnie. Nim zaraza niedowiarstwa przyszła do nas, zdrowy organizm narodu polskiego wytworzył już silnie działające szczepionki zapobiegawcze w postaci szeregów młodzieży katolickiej, zdrowej części stanów oświeconych i młodego duchowieństwa, które wstępuje do żniwa przygotowane do nowych czasów wiedząc, że idzie "jako owce między wilki".

Pielgrzymka odgrywa wielką rolę w życiu katolika. Nie jesteśmy protestantami, sekciarzami, którzy w swej odmiennej pobożności zawsze idą samopas, luzem i tylko dla siebie; Kościół katolicki jest społecznością dusz, a Założyciel jego obiecał, że będzie pośród tych, którzy zebrali się w imię Jego. Musimy, wedle słów Apostoła Pawła "nosić brzemiona jedni drugich", jesteśmy wszyscy odpowiedzialni za wszystkich, a cóż więcej wyraża tę wzajemną pomoc duchową, jak wspólna pielgrzymka, gdzie silniejszy wspomaga słabszego i ramieniem, i dobrem słowem, i wspólną pieśnią pobożną?

Pielgrzymka najwyraźniej, najjaskrawiej odtwarza obraz życia naszego, które od samego zarania jest podróżą ciężką i niebezpieczną.

Burz i niebezpieczeństw tej drogi ciernistej nie uniknie nikt, lecz mądrym jest ten, który swoją podróż przemienił w pielgrzymkę, tj. podniósł na czele pochodu krzyż i chorągiew świętą, by wśród błota i kurzu przykrości życiowych maszerować radośnie, ze słowami hymnu świętego na ustach! Jeżeli błoto lepkie pokus hamuje stopy twoje, jeżeli brak ci tchu wśród kurzu nieznośnego drobiazgów i trosk, patrz, bracie, na czoło pochodu, gdzie ochoczo i żwawo towarzysze twoi posuwają się drogą kalwaryjską, drogą Chrystusa. Nikt krzyża swego nie uniknie.

Cóż z tego, że niektóre krzyże są widocznymi dla ludzi, i wszyscy widzą, jak uginają się pątnicy pod ich ciężarem? Bywają też krzyżyki prawie niewidzialne, całkiem małe i rzeźbione misternie, lecz jakże ostre mają brzegi i jak ranią ramiona! Św. Teresa od Jezusa mówi: "nieście krzyż wasz i nie wleczcie go za sobą!" Jeżeli zdaje się on nam nieznośnym ciężarem, ucałujmy go ze czcią i miłością, uczcijmy nasz krzyż życiowy tak, jak uwielbiamy krzyż Pański w kościele w Wielki Piątek; świadczy on bowiem, że mamy część wspólną z naszym Zbawicielem i Panem.

Istnieje rzeźba pewnego wielkiego artysty - przedstawia ona pochód krzyżowy, czyli pielgrzymkę życiową: Pan Jezus niesie krzyż, a za Nim kroczą ludzie różnego wieku i różnych stanów, a każdy z nich niesie swój krzyż, różny od innych; na samym końcu procesji idzie mała, słaba dzieweczka i niesie dziecko...

To dziecko dokuczliwe a krzykliwe jest jej krzyżem.

Życie ziemskie jest pielgrzymką jeszcze dlatego, że na żadnej radości zmysłowej nie możemy na długo zatrzymać naszego wzroku. Idziemy drogą, po stronach której leżą i wille bogaczów i sady pełne drzew owocowych, i gaje cieniste; lecz po każdym krótkim odpoczynku ruszamy dalej, i wszystko, cokolwiek wczoraj było witanem, żegnamy dziś. Ale u celu naszej podróży przyświeca nam świątynia Boga z jej ochłodą i słodyczami, których nie znają pałace ziemskie. Jakiem jest obrazowe, wychowawcze znaczenie drogi do miejsc świętych.

Nareszcie, pielgrzymka jest odpoczynkiem dla duszy, która zbyt długo była trapioną przez troski codzienne. Dla wielu ludzi jest ona oderwaniem od przygniatającej pracy przy garnkach lub w polu, czy warsztacie, chwilowem zapomnieniem stosunków domowych, poznaniem się z ludźmi innych okolic i zaznajomieniem z warunkami ich życia.

Ludzie zamożni mają podróże "dowód" i na rozmaite plaże, lecz rzadko przywożą z tych wycieczek jakiś pożytek dla serca i rozumu, a nawet dla zdrowia.

Świątynie zaś słynne z cudów i łask, promieniują na wszystkich, którzy zbliżają się do nich z wiarą i miłością. Dusza chrześcijanina nie może stale czołgać się po ziemi, jak orzeł nie może grzebać razem z kurami i tuczyć się do zatracenia zdolności do lotu. Musi ona, bodaj od czasu do czasu, wyprostować skrzydła swoje i wypróbować sprawność lotu w promieniach słońca.

Patrzę na kompanię pielgrzymów, które z dalekich nawet okolic ciągną przed oknami moimi do Kalwarii, i myślę:

- Idźcie, bracia, pomódlcie się za tych, co idą drogą przestronną, prowadzącą do zatracenia, a również i za tych pielgrzymów życiowych, którzy niosą krzyże małe, niby to lekkie i rzeźbione misternie, lecz kanciaste, ostre i raniące do krwi.