Piątkowe konanie Teresy Neumann

...Nazajutrz dowiedzieliśmy się, że Teresa jest pogrążona w ekstazie i udaliśmy się, około 9 godziny by, ją zobaczyć. Trzeba było znowu czekać przed domem, potem w sieni, potem na schodach. Obserwowałem wszystkie osoby, które wychodziły: wszystkie były bardzo wzruszone, oczy najczęściej pełne łez, twarz nacechowana ogromnym smutkiem. W przedsionku na schodach znajdowała się jeszcze matka Neumann, bardzo smutna. Powiedziałem jej kilka słów zapewniając ją że współczuję z nią w jej troskach. Ona odpowiedziała mi ze smutkiem: "Cóż pan chce, trzeba poddać się próbom, które Bóg nam zsyła i których nie można usunąć".

Wchodzono w grupach po ośm i dziesięć osób; kiedy wszedłem, pierwsze spojrzenie, jakie rzuciłem na Teresę, wstrząsnęło mną głęboko. Ukląkłem przy jej łóżku i serce moje ścisnął smutek. Teresa była zupełnie zmieniona: Blada, rysy wydłużone tak, że owal jej twarzy zdawał się znacznie dłuższy nos zaostrzony, z każdego oka płynęły dwie strugi krwi, które łączyły się na policzkach, spływając aż na brodę i szyję. W okolicy serca na białej koszuli znajdowała się szeroka plama krwi. Również na białej zasłonie na głowie znajdowały się dwie duże plamy krwi z lewej i prawej strony. Teresa siedziała na swoim łóżku silnie pochylona naprzód, z ramionami wyciągniętymi przed siebie, z oczami prawie zamkniętymi, a twarz jej wyrażała niewypowiedzianą trwogę; wypowiedziała kilka niezrozumiałych słów. Odczuwało się, że przejęta jest wielką litością. Zauważyłem, że stygmaty na rękach były tej samej wielkości co wczoraj, ale daleko bardziej czerwone. Ksiądz Naber, który wszedł za nami, powiedział nam, że Teresa w tej chwili pogrążona jest w rozważaniu trzeciego upadku Chrystusa pod krzyżem. Po chwili rzuciła się ona dosyć ostro w tył, i upadła na poduszkę jakby wyczerpana. Pozostała nieruchomo około pięciu minut, później podniosła się znowu i znowu rozpoczęła rozmyślanie.

My mieliśmy już wyjść. Oddalałem się ze ściśniętem sercem; zobaczywszy tę kobietę bladą, jakby umarłą, zatopioną w swojej ekstazie, nie widzącą nic z tego, co ją otaczało, przeżywającą z niesłychaną siłą obrazy, jakie się jej ukazywały i znoszącą prawdziwe męczeństwo,

Z pałacu biskupiego w Ratyzbonie upoważniono mnie, bym jako lekarz byt obecnym przy scenie śmierci Chrystusa, która jest najbardziej wzruszającą i przy której są obecni zwykle tylko kapłani. Scena ta trwa zwykle około trzech kwadransów, i ponieważ byto piętnastu kapłanów, każda z grup była obecną na połowie tej sceny. Kiedy wszedłem poraz drugi do pokoju Teresy, około południa, ukląkłem przy jej łóżku, trzymając jeden z jego prętów żelaznych, stałem bowiem blisko jej nóg i pozostałem tam aż do sceny śmierci.

Spodziewałem się tym razem widoku, jaki miałem zobaczyć, więc byłem mniej wzruszony, niż podczas pierwszego wejścia i patrzałem uważnie na wszystko, co się rozgrywało przedemną. Plamy krwi wydawały się coraz większe na policzkach. Niektóre części skóry pomiędzy dwoma czerwonymi smugami krwi, przedtem białe, pokryły się teraz krwią, a bladość i chudość twarzy występowała bardziej wyraziście. Weszliśmy w chwili, gdy odbywało się ukrzyżowanie. Teresa była na swoim łóżku, miała ramiona wyciągnięte przed siebie, ale jej palce kurczyły się ruchem konwulsyjnym zamykając się i otwierając naprzemian pod wpływem bólu, jaki sprawiały jej gwoździe przebijające ciało. Po chwili nogi znowu skurczyły się tym samym ruchem: widziałem to dokładnie poprzez odkrywającą je kołdrę. Byliśmy obecni przy wszystkim, co się odbywało przy ukrzyżowaniu Chrystusa. Przez chwilę głowa Teresy zwróciła się na lewo ku złemu łotrowi. Widać, że słucha jego słów: nagle odwróciła się gwałtownie ku stronie prawej, później przesunęła językiem po wargach i usta otworzyły się, wyrażając silne pragnienie.

Ruchem, który mnie może najbardziej uderzył, bo się nie spodziewałem, było spojrzenie, jakie Teresa rzuciła przed siebie. Oczy w większej części zalepione krwią, otworzyły się powoli, prawie całkowicie, i rzuciły przed siebie długie spojrzenie tak pełne wyrazu i tak bolesne, że zdawało się, iż naprawdę Chrystus przed śmiercią wywołał z grobów w dolinie Jozafata wszystkich umarłych przeszłych i przyszłych, jakby w chwili śmierci chciał obliczyć rezultat swojej śmierci i zobaczyć, ilu ludzi zbawił. To spojrzenie bolesne trwało kilka minut, później oczy zamknęły się łagodnie, głowa pochyliła się na prawe ramię, ramiona opadły wzdłuż ciała, z wolna głowa spoczęła na poduszce i Teresa wydawała się rzeczywiście umarłą. Nie można było dostrzec na jej wargach, które stały się zupełnie sine, najlżejszego oddechu. Była w owej chwili 1-sza godzina popołudniu w Konnersreuth, co odpowiada 3 godzinie w Jerozolimie, a zatem i godzinie, w której umarł Chrystus. Wszyscy obecni pozostali przez chwilę nieruchomo przy Teresie, później odeszliśmy. Każdy wychodził z uczuciem głębokiego smutku - można jednak twierdzić na pewno, że współczucie wszystkich nie odnosiło się do Teresy Neumann, ale do Chrystusa, którego przez kilka godzin była ona żywym obrazem. Ja sam byłem uderzony tym faktem, że rozmawiając o tym wszystkim cośmy widzieli, każdy z nas mówił naprzemian: "Czy widziałeś ten jego ruch? Czy spostrzegłeś jak uczynił ten gest?" - co wykazywało jasno, że każdy z nas pomimowoli widział w Teresie tylko Jezusa...

"Wiad. Katol".


Żadna książka tylu ludzi nie nawróciła, co Różaniec św.

Św. Klemens Dworzak

Z pomiędzy hołdów, jakie się Maryi od nas należą, nie znam drugiego, który byłby przyjemniejszy Matce Bożej niż Różaniec.

Św. Alfons Liguori

Noś różaniec lub koronkę jako zewnętrzny znak, iż pragniesz być sługą Maryi.

Św. Franciszek Salezy

Piątkowe konanie

Twarz Teresy Neumann w czasie piątkowego konania.

Dom w Konnersreuth

Dom Teresy Neumann w Konnersreuth.