Paweł i Gaweł

Nie brak ludzi wszelkiego "kalibru". I tak, poznałem niedawno pana Gawła. Na imię mu Mirosław. Razem: Mirosław Gaweł.

Ale nie to jest ważne, lecz co pan Gaweł twierdzi. A twierdzi, że człowiek może się doskonale obywać bez Boga. Gdy przyszedł do mnie na podwórko i po raz pierwszy mi to oświadczył, zaprowadziłem go do chlewika i powiadam: "Te stworzonka również doskonale obywają się bez Boga. Esmanom w Oświęcimiu też Bóg nie był potrzebny".

Pan Gaweł ani drgnął. Nie obraził się. Po prostu brak mu już w odpowiedniej mierze poczucia godności. Nawet coraz częściej przychodzi od tego czasu do mnie i napastuje przekonywaniem, że bez Boga, bez Jego pomocy może sobie człowiek radzić i wszystko mimo to może odbywać się w życiu takiego, człowieka w porządku. A zaczęły się te nasze rozmowy jeszcze wtedy, gdy tak okropnie deszcze padały. W naszych stronach zamówiono wtedy kilka Mszy świętych o pogodę. Gaweł nic nie dał i na Mszę nie przyszedł: "Jak będzie miała być pogoda, to i tak będzie" - śmiał się.

- Panie Gaweł - powiadam - a czy pan uznaje planowanie?

- Planowanie? - zawołał - uznaję. To bardzo nowoczesna idea. Nie można bezradnie patrzeć na różne zjawiska w życiu. Trzeba je regulować, by ułatwiać lepszy stan rzeczy w przyszłości.

- A jednak nie uznaje pan planowania... w pogodzie. Każe pan Polakom patrzeć bezradnie, jak deszcz za deszczem leje od kilku miesięcy.

- Ba! - napuszył się Gaweł - gdzie macie dowody, że akurat wasza modlitwa sprowadzi pogodę?

- A gdzie pan ma dowody, że pański brak modlitwy sprowadzi pogodę? Są sprawy, na których bieg nie mamy bezpośredniego wpływu; otóż o przyjazny dla człowieka bieg takich dziedzin życia staramy się u Stwórcy i Pana świata, za pomocą modlitwy i dobrych uczynków. Każdy dobry czyn i modlitwa zwiększają naszą pewność, że lepiej będzie, dodają nam ufności, są dla naszego usposobienia jak zastrzyk życiodajny. Innymi słowy, jesteśmy do ostatnich możliwości aktywistami, ludźmi czynu, podczas gdy pan jako bezbożnik musi w tych samych okolicznościach założyć ręce i patrzeć bezsilnie na grę żywiołów. Pan Gaweł roześmiał się i powiada:

- A jeśli wasza modlitwa nic nie poprawia, to co wtedy?

- W takim razie mówimy "Bądź wola Twoja". Widzimy wówczas, że dla jakichś bliżej nam nieznanych powodów Bóg dopuścił zło. Ale Bóg, nie... przypadek. Bo pan nie wierzy w Boga, ale za to wierzy pan gorliwie... w przypadki.

- He, he! - zawołał pan Gaweł - właśnie gdyby nasz naród się nie modlił, to wyrobiłby w sobie większą zaradność, bo nie liczyłby na Boga, ale na siebie.

- Panie - mówię. - Proszę zwrócić uwagę, że największą zaradność i dynamikę wykształciły w sobie narody pochodzenia europejskiego, a są to narody ukształcone przez Kościół. I czy nie jest uwagi godne, że narody te podupadają, od kiedy się mniej modlą?

- Narody europejskie są zaradne - odpowiedział - bo one z natury są zaradniejsze od innych narodów. Natomiast wiadomo, że kto się modli, niedołężnieje, zaniedbuje sprawy, "tego świata".

- A co to się dzieje, panie Gaweł, w zakonach?

Czy pan wie, jakie hasło już tysiąc pięćset lat temu rzucił twórca zakonów zachodnio-europejskich? Hasło to brzmi tak: "Módl się i pracuj!" Ale przejdźmy od zakonów do ludzi świeckich! Któryż pracownik, panie Gaweł, wydajniej pracuje i nie kradnie: czy nie ten, który się uważa za dziecko Boże? Który młodzieniec uczy się pilniej, zachowuje czystsze obyczaje, a zatem zdobywa i lepsze zdrowie i wykształcenie, jak nie młodzieniec starający się postępować według Przykazań Boskich? Które małżeństwa są szczęśliwe, jak nie te, gdzie mąż i żona chętniej sobie wybaczają błędy, są sobie wierni w doli i niedoli, żyją w głębokiej więzi z Bogiem?

- A ja - nadął się pan Gaweł - nie mam nic wspólnego z Bogiem i jestem uczciwy. I moje dziecko też. Nam wystarczy życie naturalne, bez Boga. Sama natura.

- Jest pan jeszcze młody, więc zadam panu takie dwa pytania, które by panu w tym miejscu zadał znany pisarz katolicki Majdański. Najpierw. Ile pan ma dzieci?

- Mam jedno.

- A co pan z "tamtymi" zrobił, że pan ma tylko jedno?

Zarumienił się pan Gaweł. Zrozumiałem, że i... z naturą nie jest u niego w porządku. Bo wiadomo, że nie jest dziś z tą naturą w porządku u tych małżeństw, które nie współpracują ściśle z łaską Bożą. Aliści pan Gaweł przyszedł szybko do siebie i zaczął mi perswadować, że nauka doskonale zastąpi wiarę w Boga.

- Panie Gaweł - odrzekłem - co pan baje o nauce, kiedy pan... jest analfabetą.

- Jak to: skończyłem szkolę średnią! - oburzył się i aż podskoczył.

- To nic osobliwego. Dziś wielu kończy szkołę. Ale tylko ten, co ma w sobie światło wiary, widzi dobrze, co złe, co dobre i rozumie sens życia, nie jest ślepy. Bo cóż z tego, że pan ukończył szkołę, gdy pan jest tak ciemny, iż nie wie nawet, że istnieje Bóg i że pan jest dzieckiem Bożym! To największy analfabetyzm!