Panowie z pod okna

Wśród podróżnych jadących III klasą pociągu osobowego linji Warszawa-Kraków powstało radosne poruszenie. Oto mężczyzna młody, pod samem oknem szczęśliwie usadowiony, bywalec snadź nie lada opowiedział właśnie, jak raz pop ruski[1] przez pomyłkę odprawił Mszę św. na barszczu.

- I Msza św. udała się - dodał.

- Jakto się udała - pytam zdziwiony.

Nie bardzo był rad mojem wmieszaniem się do rozmowy, jednak po chwili tłómaczył.

- Bo ludzie w cerkwi zgromadzeni modlili się tak pobożnie, jak nigdy.

- Udała się tedy modlitwa, w najlepszym razie nabożeństwo, ale nigdy Msza św.

- A to dlaczego? - zapytało kilka głosów naraz.

- Bo jej tam nie było zupełnie. Chleb i wino do istoty Mszy św. należą, gdy istotnych rzeczy brak, niema Przen. Ofiary.

- Ależ co nam też ksiądz opowiada - wmieszał się drugi z pod okna w binoklach jegomość. - Przecież nie będziemy wartości rzeczy religijnych od tak materjalnych jak chleb i wino, uzależniali. Więcej dla mnie znaczy pobożność ludu.

- Cała rzecz, że pan tu nic stanowić nie może, jeno ustawodawca Chrystus.

- A On modlił się i do modlitwy zachęca.

- Lecz Mszę św. ustanawiając, prócz modlitwy, wziął chleb w ręce, błogosławił i łamał mówiąc: "Bierzcie i jedzcie to jest Ciało moje". Potem wziął kielich z winem i rozdzielając Apostołom mówił: "Pijcie z niego wszyscy, ten jest bowiem kielich Krwi mojej" i t. d. "To czyńcie na moją pamiątkę".

- Przepraszam - wmieszała się jakaś młoda pani, nauczycielka może. - Mam z kwestjami religijnemi wiele do czynienia i rozprawiam o nich często. Należę zarazem do kółka abstynentów i wino ze Mszy św. chętnie radabym usunąć.

- Jakim prawem?

- Sam Chrystus, dziś żyjąc, by to uczynił.

- Skądże u pani pewność taka. Coby uczynił Chrystus dziś żyjąc na świecie, badać nam trudno. To wszakże pewne, że On Bóg za naszemi i ludzkiemi rozumowaniami nie koniecznie pójśćby musiał. I my tu nawet nie zgadzamy się między sobą, potomność nie wiadomo czy za naszemi poglądami podąży...

- My na przeszłość z przed lat paru już patrzymy się krytycznie - wtrącił panicz w binoklach.

- Bóg najmędrszy na nas wszystkich krytycznie się patrzy - dodał starszy mężczyzna dotychczas do rozmowy się nie mieszający. -

- Wynikałoby z tego - kończył pierwszy młodzieniec z pod okna - że w kwestjach religijnych lepiej jest pokornie słuchać niż swoje plany wywodzić.

- Tak - zawyrokował ów starszy mężczyzna, - bo założycielem religji jest nie człowiek choćby najmędrszy, ale Stwórca-Bóg!


[1] Jeżeli ów pop nie miał ważnych święceń, co się bardzo często schizmatyków zdarza, to wogóle nie miał i władzy konsekrowania.
(Przyp. red.)