Ostatnie kazanie Ojca Kolbego
Rycerz Niepokalanej 8-9/1947, grafiki do artykułu: Ostatnie kazanie Ojca Kolbego, s. 210

Opisy zdjęć powyżej: [z lewej] Walka z robactwem w niedzielne popołudnie [z prawej] Lżej było umierać, gdy można było powiedzieć komuś ostatnie zlecenia dla najbliższych


Auschwitz był obozem eksterminacyjnym pierwszej kategorii. Zabijanie i unicestwianie życia ludzkiego było jego zasadniczym celem. Setki tysięcy Polaków znalazło tam śmierć w okolicznościach mrożących krew w żyłach.

Specjalną kartę tego "Martyrologium Polonum" pisali polscy księża swoją krwią. Zabijani kijami przy pracy, rozstrzeliwani na ścianie śmierci, duszeni w komorach gazowych, uśmiercani sztucznymi zastrzykami, głodzeni w podziemnych bunkrach, topieni w beczce wody, krzyżowani... Kładli życie za Wiarę i Polskę!

Z dopustu Bożego wyszły jednak z tej krainy zbrodni i śmierci niedobitki, by świadectwo dać prawdzie, by ich szept zduszony w chwili śmierci natężyć w głos dosłyszalny dla Polski całej, - dla świata całego.

Wśród umęczonych księży spotykamy śp. Ojca Maksymiliana Kolbego. Wszyscy już dziś wiedzą, że dobrowolnie oddał życie za ojca rodziny. W podziemnej ciemnicy, przez 3 tygodnie głodzony, został uśmiercony zastrzykiem karbolowym w wigilię Wniebowzięcia N. M. Panny 1941 r. Wszystko, co o nim wiemy, wydaje nam się jakby litery rozrzucone, które należałoby złożyć w słowo, przedstawiające jasno swoje znaczenie. Należałoby uwydatnić te cechy jego charakteru, którymi urósł na miarę "bohatera", czytaj człowieka świętego, a które równocześnie dają odpowiedź na tajemniczy sekret jego postępowania i heroicznej ofiary z życia.

Czciciel Niepokalanej

Ojciec Kolbe odznaczał się głęboką czcią do Niepokalanej. Cześć Niepokalanej była formą kształtującą jego życie, była motorem jego czynów i myśli. Tego ognia miłości Maryi, jaśniejącego w jego sercu. Ojciec Kolbe nie chował pod korzec, ale świecił nim innym.

Jak dziwną wymowę miało ostatnie jego kazanie, wygłoszone w Oświęcimiu. Była niedziela. Popołudnie. Jedyna wolna chwila w obozie, by się umyć, obrać z wszy. Słońce piecze skwarem. Gdziekolwiek spojrzysz, pod brudnymi barakami siedzą na ziemi więźniowie - słaba imitacja ludzi - kościotrupy, obdarci z cech człowieka, iskają wszy, szmatami zawiązują cieknące rany. Widok ten przypomina sceny z obozu trędowatych.

Pod 15 blokiem wśród kamieni i rupiecia skupia się gromadka więźniów, przykucnięta do ziemi. Wśród nich O. Kolbe, zbity, o posiniaczonej twarzy, wygłasza kazanie. Amboną była taczką z kamieniami, sutanną i stułą zawszone łachmany więźnia. Ale słowa, które płynęły na kształt miecza obosiecznego, przebijały serca. Obejmuje nas swym bystrym wzrokiem, pochłania uwagę, owłada myśli. Mówi na temat: "Niepokalana w stosunku do osób Trójcy Św[iętej]". W głównych konturach przypomina mi się tok jego myśli:

"Niepokalana - mówił O. Maksymilian - przez poczęcie i zrodzenie Syna Bożego weszła w duchowe pokrewieństwo z osobami Trójcy Św[iętej].

W stosunku do Ojca jest "dzieckiem" Jego. Pierworodną i jednorodzoną córką Boga. Wszyscy sprawiedliwi są "dziećmi Bożymi" przez łaskę, ale Niepokalana z innego tytułu i w wyższym stopniu.

W stosunku do Syna Bożego jest Ona Jego prawdziwą Matką. Dogmat o Unii hipostatycznej mówi, że ludzka natura Jezusa Chrystusa od pierwszego momentu poczęcia złączona była z Boską Osobą i bez niej nie mogła istnieć. Maryja więc porodziła Boga-Człowieka. To godność nieskończona, którą przewyższa wszystkie stworzenia w niebie i na ziemi. Ze względu na macierzyństwo Maryja ma pełność łask, obdarzona jest wszystkimi przywilejami, bierze czynny udział w dziele odkupienia, a w konsekwencji rozdaje wszystkie łaski, siejąc się dla wszystkich Pośredniczką.

W stosunku do Ducha Św[iętego] jest Jego Oblubienicą, bo poczęła za Jego sprawą. Tak nazywali już Ją teolodzy wieków średnich.

Maryja dała również Synowi Jego ciało mistyczne z członkami, którymi my jesteśmy. Jest więc prawdziwą Matką naszą, a my Jej dziećmi. Czyż podobna, by Matka opuściła swe dzieci w cierpieniu i nieszczęściu? Czyż podobna, by Matka nie otaczała specjalną opieką kapłanów? W promiennej wizji jawi się często wśród nas, sącząc słodką jak miód pociechę: "Wytrwaj do końca, bo dzień zmiłowania Pańskiego bliskim jest".

Słowa te miały jakąś orzeźwiającą siłę. Wszystkimi owładnęły jakieś dziwne myśli i uczucia. O. Kolbe potrafił jakby "do prawd Ducha mowę Ducha przystosować". O. Kolbe umiał te gorzkie cierpienia przez miłość przetworzyć w twórcze i tryskające życiem źródło siły duchowej, które nas podtrzymywało. To było wpływem jego głębi ducha. "O. Kolbe to głęboki teolog i znawca nauki katolickiej" - powiedział ks. Zygmunt Ruszczak z Warszawy. Ks. Kilian z Oltarzewa dodał: "Trzeba tak umieć kochać Maryję, jak ON, by w ten sposób o Niej mówić".

Zagonami wieczornego zmierzchu pokrywano się błękitne niebo, a zachodzące słońce zostawiało ostatnie świetlane smugi, gdy rozchodziliśmy się na bloki. Wracaliśmy inni, podniesieni na duchu, żyjący innym życiem. Kazanie O. Kolbego wywarło na nas głębokie wrażenie i pozostanie na zawsze niezatartym wspomnieniem... Długo mówiliśmy o treści tego kazania...

O Niepokalanej O. Kolbe mówił z pewnym fanatyzmem, z prawdziwą znajomością, przy każdej sposobności, przy pracy, w szpitalu, w bunkrze...

Jego optymizm i pogoda ducha

Powiedział kiedyś św. Franciszek Salezy: "święty smutny jest smutnym świętym". O. Kolbego cechowała radość i pogoda ducha. Źródłem tego była znowu cześć i miłość do Maryi. Kult do Niepokalanej był dla niego tym drogim skarbem, mającym jakąś dziwną moc oddziaływania na serce i wlewania weń ducha pogody i radości.

Okropne panowały warunki na izbie chorych, na której znajdował się O. Kolbe. Łóżka o potrójnej kondycji były poustawiane jedno obok drugiego. Chorzy leżeli po dwóch i trzech na łóżku, zaropiali, owrzodzeni. Koce były dosłownie utkane wszami, wobec których było się bezradnym i bezbronnym. Dla potrzeb fizjologicznych stały wiadra, nad którymi czarnym rojem zbierały się muchy. Nieznośnym fetorem przesycone powietrze czyniło atmosferę nie do zniesienia. Do tego dołączał się lęk przed spadającymi znienacka selekcjami - "wybiórka" na śmierć. Nic dziwnego, że chorzy byli przygnębieni. Uciekała od nich wszelka radość, a smutek owładał serca i pchał ich na krawędzie rozpaczy.

O. Kolbe nawet w takim położeniu nie tracił pogody ducha. Prostolinijny w postępowaniu, zdecydowany na wszystko, był zawsze pełen humoru i postawą swoją podtrzymywał innych. Z jego serca jak z ożywczego źródła tryskała radość i tchnieniem swoim ożywiała cierpiących i upadających na duchu więźniów. O której porze dnia czy wieczoru przychodziłem do niego, zawsze u jego łoża byli chorzy, słuchając jego pociech i nauk. "Wszystko się kończy - mówi O. Kolbe - więc i cierpienia się skończą. Droga do chwały, to droga krzyża. Matka Najśw. z nami, Ona nam zawsze pomaga". Słowa jego działały jak krople deszczu na spękaną, suchą ziemię. O. Kolbe potrafił dać odpowiedź na palącą kwestię sensu cierpień ludzkich, które w świetle chrześcijańskiego idealizmu są dopustem Bożym dla oczyszczenia życia religijnego i wyprowadzenia z nich większego dobra. Niepokalana potrafi zło w dobro przemienić, a smutek w radość obrócić. "Już nie wytrzymam pod ciężarem tego życia obozowego" - skarżyłem się przed nim. "Oddaj się w opiekę Maryi. Jak dziecko z zamkniętymi oczami spokojnie idzie, kiedy matka za rączkę je trzyma, tak i ty, jeśli Maryja ma cię w swym ręku". Na jego twarzy zawsze widoczny był uśmiech, nawet wtedy, gdy "krwawy" Krott znęcał się nad nim, gdy trzy tygodnie konał z głodu, nawet wówczas, gdy podchodził do niego kat z zastrzykiem karbolowym... Optymizm i pogoda ducha, to druga cecha jego charakteru.

Cierpiąc, pomaga innym

Chociażbyś mówił wszystkimi językami, miał dar prorokowania i wszystkie majętności rozdał ubogim, a miłości byś nie miał, niczym jesteś" (1 Kor 13).

O. Kolbe miał tę miłość. Cierpiąc, więcej pamiętał o innych niż o sobie. Na izbie chorych, ze względu na panujący zaduch i brak powietrza, każdy chciał leżeć obok okna lub dla większego spokoju na najwyższej "koi" - łóżko na trzeciej kondycji. Ilekroć opróżniało się tam miejsce, natychmiast przenosił się na nie inny pacjent by ulżyć swej doli.

Każdy kurczowo trzymał się ostatnich strzępów swego życia. "Może i Ojciec się przeniesie do góry" - prosiłem pewnego razu. "Inni są potrzebniejsi - odpowiedział spokojnie.- Zresztą tu na dole mogę rozgrzeszać wszystkich umarłych, których co chwilę wynoszą do krematorium".

Gdy na izbę chorych wnoszono kotły z brukwią lub na wpół surową kapustą, przyprawioną saletrą, rozlegał się spontaniczny szczęk menażek i krzyk. Każdy chciał był pierwszy. O. Kolbe był zawsze opanowany, nie pchał się nigdy, choć niekiedy z braku zupy, bez jedzenia pozostawał. Często gdy zauważono, że w kotle na wierzchu woda a na spodzie gęstsza zupa, niepostrzeżenie wysuwano się w tył. Wtenczas O. Kolbe podchodził naprzód, wziął tę wodę, by drugim zostawić gęstszą strawę.

Od czasu do czasu rozdawano "repetę". Czemu Ojciec nie idzie po repetę"? "Inni są głodniejsi ode mnie". Kiedy pielęgniarz przynosił mu ją na łóżko, wtenczas oddawał sąsiadom.

Gdy chleb krojono i dzielono na równe porcje, a następnie losowano. O. Kolbe dodawał: "Obojętnie którą część mi dacie, choćby najmniejszą."

Zważmy, że głód jest czymś strasznym, Głód boli, ogromnie boli. Szarpie wnętrzności, osłabia, zatyka głos w gardle, wyciska łzy. Człowiek głodny robi wszystko, by się ratować, - zapomina o tym czym był, o wykształceniu, moralności. Człowiek głodny nie umie myśleć. nie umie się opanować. Głód jest silniejszy od wychowania, od wszystkich hamulców etycznych, wstydu. Instynkt samozachowawczy jest największy u człowieka. O. Kolbe miał ten instynkt, był głodny a jeszcze potrafił robić ofiary na rzecz innych. To drobnostki, powie ktoś. Ale w obozie, gdzie toczyła się walka na śmierć i życie, te drobnostki nabierały wielkiego znaczenia, to był heroizm. Tym O. Kolbe urósł w oczach innych. Wszyscy go podziwiali, a postępowanie jego było dla nich niezrozumiałe. To świadczyło o jego głębi ducha, o jego głębi wewnętrznego życia.

Nie zapomnę, jak kubek herbaty, który mu przyniosłem i przyłożyłem do spieczonych warg. odsunął i dał sąsiadowi, dodając: "Ten więcej potrzebuje ode mnie". "Jakżeż tak można postępować" mówiłem mu. "Ojciec osłabnie zupełnie"? "Jestem silny" odpowiadał, "a wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia".

Gdy przy noszeniu ciężkich gałęzi, koledzy chcieli mu pomóc, odpowiadał: "Nie narażajcie się, Niepokalana mi pomaga".

Tam była miłość bliźniego, która znalazła swój pełny wyraz w dobrowolnej ofierze ze swego życia. Nawet wrogowie Kościoła i niewierzący wyrażali się: "Das ist eine wahre Nähstenliebe". (To jest prawdziwa miłość do swoich). "Nikt nie ma większej miłości nad tę, jeśli kto życie swoje kładzie za przyjaciół swoich." Miłość bliźniego to trzecia cecha jego charakteru.

W filozofii istnieje zasada: "Operari sequitur esse", tzn. działanie wypływa z bytowania. Im kto jest świętszy i doskonalszy, tym działanie jego na zewnątrz jest odbiciem wnętrza człowieka. Ojciec Maksymilian Kolbe był człowiekiem o głębokim życiu wewnętrznym, stąd płynęło jego postępowanie, jego miłość bliźniego i jego heroiczna śmierć. Postać jego w coraz wyrazistszych rysach staje przed nami, jako wzór do naśladowania, jako prawdziwy rycerz Niepokalanej. W starożytności, chrześcijanie w krwi męczeńskiej za wiarę maczali gąbkę, by później przy jej dotknięciu ten duch męstwa zstępował na innych. Niech ta krew męczeńska O. Kolbego rozbudzi w nas tego ducha męstwa, który by nas uzdolnił do czynów heroicznych a nawet do ofiary z własnego życia za wiarę.

Powiedział kiedyś Jezus Chrystus: "Dopóki ziarno nie obumrze, nie wyda owocu". Ojciec Kolbe umarł, by z jego śmierci powstał owoc w rycerzach Niepokalanej. Własną męczeńską krwią zrosił glebę tych dusz, dla których pracował niezłomnie przez całe życie jako "Rycerz Niepokalanej". Oby ta krew była posiewem nowej, głębokiej wiary w narodzie polskim. Ojciec Kolbe, który na wzór Mistrza postępował drogą krzyża, maczał usta w kielichu goryczy i służył Maryi, w wigilię Jej święta Wniebowzięcia został zawezwany do nieba, by głosić u Jej stóp hymn chwały i wdzięczności za odniesione zwycięstwo. O. Kolbe wzywa nas do wtórowania i wstawiać się będzie za nami przed Majestatem Bożym.

Jak bardzo odnoszą się do niego słowa Kasprowicza:

"Błogosławieni, albowiem ich męstwo
Wielkiego gmachu wrota im otworzy.
Gdzie razem z chwałą króluje zwycięstwo -
Bez twardych kajdan i bez tych obroży.
Które na ziemi noszą upodleni...
Ten raj się tylko dla silnych zieleni:
Błogosławieni..."