Opowiadanie matki

Dzieciny moje zachorowały - i cały dom stał się; smutny, cichy. Leżały nieprzytomne w gorączce, a najmłodszy był tak słaby, iż nikt nie wierzył, aby przetrwał tę chorobę. Nie pomagały żadne lekarstwa. I przechodziły dla mnie dnie i noce w strasznej męce. Patrzyłam na mękę moich maleństw i serce pękało mi z bólu...

Jednej nocy trzymałam maleńkiego na ręku. Nie otwierał już oczek wcale, a bielszy był od poduszeczki. Zdawało mi się, że umiera. Poczułam, że już żadna siła ludzka nie może go uratować...

Przypomniały mi się wtedy cuda Niepokalanej. Pomyślałam, że tylko Ona może ocalić mi maleńkiego - uklękłam i zaczęłam się modlić. I modliłam się z taką wiarą i ufnością, jak nigdy się jeszcze nie modliłam. Gdy powstałam po modlitwie, byłam już spokojną - wierzyłam, że będę wysłuchaną.

Maleńki mój zaczął spokojniej oddychać, a gdy przyszedł ranek, wszystko troje uśmiechało się już do mnie. I wszyscy się dziwili, że tak prędko dzieci wyzdrowiały.

A ja wierzę mocno, że to modlitwa do Niepokalanej je uzdrowiła.