Odpusty

- Ojcze - rzekłem raz do teologa katolickiego - proszę mi powiedzieć, co to jest odpust w ścisłym znaczeniu tego słowa?

- Najpierw - odpowiedział - muszę panu powiedzieć, czym on nie jest. W żadnym znaczeniu nie jest on odpuszczeniem grzechu przeszłego, obecnego, czy przyszłego. W rzeczywistości nie ma on żadnego związku z przebaczeniem grzechu, a przede wszystkim nie oznacza on, jak to niektórzy złośliwie zarzucają, pozwolenia na popełnienie grzechu.

- W żadnym znaczeniu nie jest odpuszczeniem grzechu - powtórzyłem powoli - przeszłego, obecnego, czy przyszłego. Wszelako jest to odpuszczenie czegoś, nieprawdaż?

- Tak, jest to odpuszczenie jakiejś części doczesnej kary za grzech.

- Ojcze - rzekłem - wydaje mi się, że wiem, co teologicznie oznacza "doczesna kara", proszę jednak zachować się tak, jakbym tego nie wiedział. Proszę więc uprzejmie powiedzieć mi, co Kościół o tym mówi.

Ksiądz milczał przez chwilę, a potem powiedział:

- Kościół wierzy, że za wszelkie grzechy - nawet odpuszczone przez Boga - należy się pewna kara, czy to w tym życiu, czy w czyśćcu, czy w jednym i drugim. Kara ta może być z różnych względów zmniejszona...

Żeby to lepiej wyjaśnić, przypomnę panu, że rząd każdego cywilizowanego państwa na świecie bierze pod uwagę okoliczności łagodzące w wypadkach sądu nad zbrodniarzem. Usprawiedliwiają one czasem złagodzenie zwykłej surowości. Obok tego rząd często skraca o miesiące, a nawet całe lata długość kary wyroku sądowego za dobre sprawowanie się. Takie złagodzenie ze strony państwa odpowiada właśnie odpustom kościelnym.

- A więc odpust - rzekłem zgadując - jest skróceniem czasowej kary grzesznika?

- Ściśle tak.

- I to właśnie znaczy wyrażenie np.: "odpust sto dni"?

- Oczywiście.

- Dziś jednak Kościół nie nakłada kary stu dni.

- Nie, ale kiedyś nakładał - odrzekł ksiądz. - W dawnych czasach kary kościelne za grzechy śmiertelne były bardzo surowe.

Zabójstwo niekiedy było karane 20 latami pokuty, cudzołóstwo od 5-15 lat, kto przeklinał swych rodziców pościł o chlebie i wodzie czterdzieści dni. Gdy jednak na przykład ktoś miał karę stu dni, a dziełami miłosierdzia, lub samozaparciem się naprawiał częściowo swoje złe postępowanie, wówczas, za pozwoleniem biskupa, można mu było skrócić karę do pięćdziesięciu dni powiedzmy, a to na tej podstawie, że, jak sądzono, przez dobre uczynki uczynił on tyle dla spłaty swej czasowej kary, ile by zrobił przez pokutę w ciągu pięćdziesięciu dni. Ma pan słuszność, mówiąc, że Kościół obecnie nie nakłada takich kar, jak dawniej. Dziś ogranicza się on do nakazywania modlitw, postów, jałmużny i podobnych zadośćuczynień. Jednakże zasada pozostała ta sama i "odpust stu dni" oznacza, że tyle z czasowej kary grzesznika zostało spłacone przez dobre uczynki żałującego, ile w dawnych czasach wyrażono słowami "stu dni".

- Czy jest w Piśmie Świętym - spytałem - jakiś przykład doczesnej kary grzesznika, któremu już Bóg przebaczył?

- Niech pan sobie przypomni - odrzekł - to co prorok Natan powiedział do króla Dawida. Dawid żałował za swój niegodziwy występek, ale Natan powiedział mu wyraźnie, że to nie jest wystarczające. "Pan przebaczył ci twój grzech - powiedział mu - i nie umrzesz. Atoli, ponieważ twój postępek dał nieprzyjaciołom Pana wielką sposobność do bluźnierstw, dziecko, które ci się urodziło, umrze na pewno". I choć Dawid błagał Boga, żeby oszczędził to dziecko, pościł i leżał w modlitwie przez całą noc na ziemi, "siódmego dnia dziecko umarło".

- Co jest konieczne dla uzyskania odpustu? - spytałem.

- Przede wszystkim - odpowiedział ksiądz - to, że należy mieć czyste sumienie. Odpustu dostąpi tylko ten, kto wyznał grzechy, szczerze za nie żałował i otrzymał rozgrzeszenie. Odpust domaga się zawsze przebaczenia i jeśli kto nie jest w stanie łaski - to jest, jeśli nie ma on przebaczenia, przyjaźni i łaski Boga - nie może uzyskać odpustu.

- A skąd Kościół ma władzę odpuszczania doczesnej kary? - zapytałem.

- Z tych samych słów Chrystusa, które upoważniają do udzielania rozgrzeszenia w imię Boga - brzmiała odpowiedź. - Oto one: "Cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie" (Mt 18,18). Co więcej, święty Paweł nałożył i zdjął pokutę z jednego z grzesznych członków Kościoła w Koryncie. W rzeczywistości nadał mu odpust, jak to teraz nazywamy, przez skrócenie jego kary i przyjęcie go do społeczności wiernych, właśnie tak, jak teraz robi Kościół.

- Ale - zauważyłem - jaki pożytek z odpustów mają święci chrześcijanie, którzy tak rzadko grzeszą, że ich doczesna kara w tym życiu musi być nieznaczna? Dlaczego i oni ubiegają się o odpusty?

Ksiądz uśmiechnął się.

- Odsłonię panu - rzekł - bardzo piękny i pełen pociechy rys katolickiego Kościoła. Wszyscy katolicy powtarzają codziennie następujące słowa wyznania wiary: "wierzę w świętych obcowanie". Z tej nauki ciągną wiele pożytku, a wśród innych nie najmniejszy jest duchowy skarbiec zasług świętych.

- Duchowy skarbiec? - powtórzyłem w zdumieniu. - Jakaż jest jego natura i jakie zasługi on zawiera?

- Proszę sobie wyobrazić - odpowiedział kapłan - fundusz, założony przez Chrystusa i powiększony przez późniejsze datki mniejsze i większe, dodane przez kochające dusze. Proszę dalej pomyśleć, że ten skarbiec używany jest do wykupu niewolników i wspierania potrzebujących i cierpiących. -

Zatrzymał się na chwilę. - Czy nie widzi pan, dokąd zmierzamy? - spytał.

- Nie jeszcze - odrzekłem. - proszę mówić dalej.

- Przed chwilą pan powiedział - ciągnął - że są tak pobożne dusze, iż daleko więcej zasługują dziełami miłosierdzia i poświęcenia, niż trzeba do odpuszczenia kar, należnych za ich własne grzechy. Czy więc ich obfite zasługi pozostaną nie wyzyskane? Nie. Kościół wierzy, że wszystkie te zasługi, zadośćuczynienia, wierzytelności, czy jak je nazwiemy, są przez Boga gromadzone do skarbca miłosierdzia, miłości i łaski, a Chrystus może ich używać. wraz własnymi istotnymi zasługami, na pożytek walczących, cierpiących dusz, czy to na tym świecie, czy w czyśćcu.

- Czy było to obyczajem dawnego Kościoła?

- Od samego początku.

- Bóg życzy sobie - wyjaśniał ksiądz - żebyśmy się modlili za innych w równej mierze, jak za siebie. Nauka Kościoła głosi, że możemy pomagać naszym przyjaciołom modlitwami tu i w czyśćcu i że zasługi, jakie zbierzemy ponad potrzebę własną, mogą z łaski Boga być użyte dla dopełnienia doczesnej kary, jaką muszą zapłacić nasi drodzy. Św. Paweł pisze: "Jeden drugiego brzemiona dźwigajcie, a tak wypełnicie zakon Chrystusowy" (Gal 6,2); "I to teraz raduję się w cierpieniach za was i dopełniam na ciele własnym tego, czego nie dostaje cierpieniom Chrystusowym" (Kol 1,24). W ten sposób tworzy się czuły węzeł sympatii miedzy nami a Kościołem cierpiącym, równie jak i triumfującym. Cóż to za błogosławiony przywilej - ciągnął dalej - mieć pewność, że przez jakikolwiek akt samozaparcia, upokorzenia się, pokuty, miłości, możemy nie tylko pomóc własnej biednej duszy, ale również innym!

To przedstawienie nauki o świętych obcowaniu przemówiło do mnie bardzo pilnie. Zapytałem:

- Czy takie zasługi, ofiarowane za umarłego, mogą być użyte jako rodzaj ekspiacji za krzywdę jaką mu zrobiliśmy za życia?

- Właśnie - rzekł poważnie ojciec - uprzedza pan to, co zamierzam powiedzieć. Kto z nas nie drży na myśl, że uczynki z naszej przeszłości mogły powiększyć listę grzechów, popełnionych przez naszych kochanych? Kto z nas nie czuje, że, gdyby nie nasze niedbalstwo lub zły wpływ, niektóre dusze znajdujące się obecnie w wieczności, mogły były popełnić mniej grzechów, albo osiągnąć szlachetniejszy charakter? Kto z nas nie drży pod poczuciem odpowiedzialności; przynajmniej częściowej, za niedoskonały stan, w jakim niektórzy z naszych przyjaciół zeszli z tego świata, by stanąć przed swym Sędzią? Co możemy dla nich uczynić? Miłosierny Boże! Czy znajdują się one na zawsze poza skutecznością naszych modlitw? Czy nie możemy złagodzić ich cierpień przez jakiś uczynek tu, na ziemi. Co za radość, co za pokrzepienie, co za ulga dla sumienia, jeśli istnieje taka możliwość! Jakież niesłychane źródło pociechy. Nieoszacowany jest ten duchowy skarbiec, którego zasługi Bóg może łaskawie użyć dla tych, których sprowadziliśmy z prawej drogi.

- Istotnie, jest to przepiękne i pokrzepiające wierzenie - powiedziałem - ale czy katolik może być pewny, że zasługi, które sobie zarobił odpustami będą użyte dla tych szczególnych dusz którym pragnie dopomóc?

- Kościół - odparł teolog - nie ma kontroli, ani wiedzy o tym, jak Bóg obchodzi się z duszami w czyśćcu. Ma on władzę tylko nad żyjącymi. Zmarli są poza jego zasięgiem. Jeśli jednak naszą miłość dla dusz jest wielka, miłość Boga dla nich jest znacznie większa. Możemy śmiało ofiarować na ich korzyść nasze zasługi i wierzyć mocno, że niebieski Ojciec użyje ich, dla dusz, za którymi prosimy, o ile tylko nasza modlitwa zgodna jest z Jego nieskończoną mądrością.

- Jakie zatem jest ostatnie słowo ojca dla mnie na temat odpustów - zapytałem, powstając do wyjścia.

Teolog milczał przez chwilę, jakby dla dobrania najwłaściwszych słów, po czym odpowiedział:

- Jest to cenna nauka, ma niesłychaną wartość: pobudza ludzi do dobrych uczynków - i to nie tylko wobec samych siebie, ale i innych. Proszę wiec zrobić użytek z tego przywileju - dodał, ściskając mą rękę.