Obrazki z krwawego Meksyku

Prześladowanie w Meksyku oddziela plewy od ziarna. Już tam nie znajdziesz katolików obojętnych, bo jedni z nich tchórzliwie przechodzą na stronę prześladowców, a drudzy stają się mężnymi obrońcami Wiary.

"Liga narodowa obrony religijnej" zaprowadziła wzorową karność. Wobec zakazu wszelkiej prasy katolickiej, wydaje ona pisemko tajne, wielkości 20×15 centymetrów pt. "Desde mi sotasio", co znaczy: "Z mojego podziemia", za pomocą którego szerzy poczucie obowiązku i przepisuje sposób działania. Pomimo wszelkich wysiłków rządu pismo to rozchodzi się tysiącami wśród wiernych.

Kiedy rządowi udało się uwięzić Komitet zarządzający Ligą natychmiast powstał drugi, gdy i ten uległ podobnemu losowi, już był przygotowany trzeci, potem czwarty, aż wreszcie zabrakło cierpliwości wrogom. To samo z rozpowszechnianiem pisemka. Wielu mężczyzn, kobiet, młodzieży i dzieci podległo aresztowaniu, karom, rozstrzelaniu - ale na miejsce ustępujących zjawiają się w tejże chwili następcy.


W pobliżu Gwadalajara policja zatrzymuje 12-letniego chłopca, który doręczał gazetę.

- Kto ci to dał? - pytają ajenci.

Chłopiec milczy, za co zostaje do krwi ubiczowany ale i wtedy nie przerywa milczenia. Matka, dowiedziawszy się o uwięzieniu syna, przynosi mu posiłek, a zbir chcąc się popastwić nad jej matczynem sercem, zaczynają w jej obecności powtórnie siec dziecko.

- Nie mów synku, nie mów nic!- zachęcała go matka.

Biczowanie trwa długo, lecz bezskutecznie; wreszcie kaci przyprowadzeni do wściekłości, łamią chłopcu rękę.


Oddział policji aresztował dwóch młodzieńców, należących do "Katolickiego Stowarzyszenia młodzieży meksykańskiej". Kazano im wznieść okrzyk na cześć prezydenta, lecz mężni krzyknęli:

- Niech żyje Chrystus-Król!

Starszemu z nich obcięto uszy i nos. Młodzieniec, okryty purpurą krwi, przerywa jęk bólu okrzykiem:

- Niech żyje Chrystus-Król!

Wtedy wyrwano mu język. Padł zemdlony w objęcia młodszego. Policja nie mogła ich rozłączyć. Tłum zaś się gromadził, wobec tego dowódca bandy oddał kilka strzałów do leżących na ziemi ofiar.


W Colima z rozkazu gen. Ridrigo Talamantes powieszono na drzewach alei La Pierrelisse dwanaście dam z wytwornego towarzystwa... za rozpowszechnianie pism ligi.


W wiosce Zakatekas żył dobry chrześcijanin, otoczony liczną rodziną, nazwiskiem Don Pedro. W sobotę dnia 21 sierpnia około godz. 8. wieczorem przychodzi do wsi oddział wojska. Don Pedro wyszedł na ulice, by zobaczyć co się dzieje i został aresztowany. O godzinie 2. w nocy przyprowadzono go do domu na chwile, lecz nie pozwolono mu nawet napić się wody, o którą prosił; stąd zaciągnięto dla egzekucji na cmentarz. Sąsiedzi z pobliskiego domu słyszeli, jak przed rozstrzelaniem wołał głośno: "Niech żyje Chrystus król! Niech żyje Matka Boża Gwadalupska!"

Jakże się dziwić odwadze D. Pedra, kiedy w jednym z listów do syna po nim pozostałych czytamy:

Mój Drogi! jakich to czasów dożyliśmy! Zdaje się, że całe piekło sprzysięgło się na naszą ojczyznę ale też zdaje mi się, że słyszę głos naszej dobrej Matki N. Panny Gwadalupańskiej, która przemawia do mnie: - Czyż nie jestem przy tobie? Czyż nie jestem twoją Matką? - O tak, mam wielką ufność w Sercu Jezusa i w Matce Bożej Gwadalupańskiej; o Nich rozbiją się zuchwałe zakusy wrogów naszej wiary, która głęboko zakorzeniła się w naszych sercach!"


W mieście Talixiaco starzec Rafael Acevedo i jego syn Wincenty, zostali przyłapani na rozdawaniu pism katolickich i zaprowadzeni do więzienia przez porucznika Patrycego Gonzales. Córka Rafaela niespokojna o losy ojca idzie do Patrycego i dostaje od niego zapewnienie pod słowem honoru, że więźniom nic nie grozi i że będą odstawieni do domu. Istotnie odstawiono.... dwa pokrwawione trupy.


W Durango schwytała policja czterech młodzieńców i zamknęła ich w więzieniu, gdzie już znajdował się ksiądz katolicki. Ten ostatni dowiedziawszy się, że jeden z uwięzionych ma żonę i dziecko, proponuje mu, że się poda w jego miejsce na śmierć.

- Nie, mój Ojcze - odpowiada tamten - skoro umrę dla Boga, to Bóg nie omieszka zaopiekować się moim dzieckiem i żoną!


Odwagę przyznania się publicznie do katolicyzmu przypłaciło pięciu młodych ludzi śmiercią. Wszyscy oni w dzień swego męczeństwa przystąpili do Komunii św. Jeden z nich w wigilię pościł cały dzień i otrzymał błogosławieństwo od swego ojca; młodej żonie zaś, która, tonąc we łzach, pokazywała mu swoje dziecię, odpowiedział:

- Choćbym ich miał dziesięcioro, opuściłbym wszystkie dla Boga!

Drugi, umierając, wołał:

- Dla Boga i dla Jego chwały!

Jego matka 70-letnia staruszka, której nie chciano oddać zwłok syna, rzekła:

- Wyrzekam się jego ciała, gdyż mam tę pociechę, że duszę jego dziś rano w Sercu Jezusowym złożyłam.

Trzeci, podobny z czystości i miłości do św. Alojzego, rzekł do swej matki:

- Pragnę umrzeć, bo wiem, że Pan Jezus przyjmie krew moją za zbawienie ojczyzny.

Po jego śmierci rodzice zbliżyli się do niego mówiąc:

- Wstawiaj się, moje dziecko, za twoimi rodzicami i za braćmi, aby mogli naśladować twój przykład. Dusza twoja z pewnością znajduje się już w niebie!

- Ostatnie słowa czwartego były:

- Umieram, ale dla Jezusa Chrystusa, który nie umiera.

Wszystkich tych młodych ludzi zaaresztowano zupełnie bezbronnych. Patrol żandarmerii zaprowadziła ich do środka miasta, aby ich rozstrzelać bez sądu i jakiegokolwiek dochodzenia. Gdy wiedzeni na stracenie zobaczyli przygotowania do egzekucji, jeden z nich zaczął rzewnie płakać. Wtedy drugi cieszył płaczącego i głośno wzywał swych kolegów do modlitwy. Żandarmi odcięli mu za to język przed rozstrzelaniem... Po egzekucji żandarmi wystawili na widok publiczny wszystkie pięć trupów przed gmachem. I gdy ciała zamordowanych topiły się we krwi, rodzice ledwie się mogli przepchać przez tłumy ciekawych...


Kupiec Garcia Farfan z Puebla wywiesił w oknie swego magazynu wielki napis: "Chrystus żyje, króluje, rozkazuje! Bóg jeden jest nieśmiertelny!" Na nieszczęście napis wpadł w oczy przejeżdżającemu autem generałowi-komendantowi miasta.

- Precz z tym napisem! - huknął satrapa, wpadając do magazynu.

- Nigdy! - odpowiedział Farfan.

Komendant zerwał karton, podarł na kawałki i polecił uwięzić kupca, a magazyn opieczętować. Tegoż dnia jeszcze wyprowadzono Farfana na stracenie.

- Zobaczymy, jak katolicy umierają! - odezwał się ironicznie obecny przy egzekucji generał, gdy skazanego postawiono pod murem.

- Patrz, jak umieramy - odparł spokojnie Farfan całując krucyfiks.

- Przebaczam ci - dodał jeszcze, nim padła salwa.


Męczennicy meksykańscy.
DRUGI Z POKRWAWIONĄ TWARZĄ - MA WYDARTY JĘZYK.


Kilku młodych ludzi za wiarę uwięzionych wykładało katechizm. Okropne przestępstwo! Komisarzowi policji odważnie wypowiedzieli prawdę. Zasądzono ich do sroższego więzienia razem z 60. rzezimieszkami i pijakami. Ale niewiele czasu upłynęło, młodzi katecheci potrafili ich sobie pozyskać, i wkrótce o brudne, wilgotne ściany obijały się dźwięczne, melodyjne, pieśni do Matki Bożej. Był tam w więzieniu i jakiś młody malarz. On wylazł na stół, dwóch więźniów podtrzymało go i wymalował wysoko na ścianie piękny obraz Związku katolickiej młodzieży w Meksyku.


Pewien ksiądz meksykański pisze o swej pracy pasterkiej: - Najtrudniejszym mym zadaniem jest wyszukiwanie w całym mieście tzw. "stacji eucharystycznych", to jest miejsc, gdzie mógłbym spokojnie udzielać Przenajświętszego Sakramentu. Codzień czynię to w innym domu i mimo wielkiej odpowiedzialności udzielam Ciała Pańskiego 2000-3000 osób. Spowiadam w sobotę od południa, w niedziele i w piątek również w domach prywatnych. Udzielam hojnie sakramentu chrztu i sakramentu małżeństwa. Wiele czasu upływa mi na rozmowach z wiernymi i na katechizacji naszej młodzieży, należącej do Zw. Kat. Młodz. Przychodzą do mnie ustawicznie, domagając się wyjaśnień z moralności, dogmatyki itp. Raz udałem się do więzienia, oczywiście w przebraniu. W małej celi zastałem 80 młodych ludzi. Ani leżeć, ani siedzieć, ledwie mogli stać, a powietrze było tak ciężkie, że można było dostać zawrotu głowy. Jednako znosili, wszystko z uśmiechem...


Przypominają się prześladowania pierwszych wieków chrześcijaństwa! Podobna złość tyranów, podobne męstwo dzieci Kościoła...

Badajmy i my duchowe siły nasze. Bo nie wiemy,., co nam jutro przyniesie.

Zebrał J. A.

Męczennicy meksykańscy

Męczennicy meksykańscy.